czwartek, 24 lipca 2014

B.A.P - Only One Shot II






Informacje:
Główny paring: BangYoo
Typ: Three-shot



  Słysząc huk wystrzału, Daehyun wraz z Jongup'em wybiegli z pokoi, w dłoniach trzymając rewolwery. Spojrzeli po sobie, rozumiejąc się bez słów i po cichu zaczęli podchodzić do drzwi prowadzących na półpiętro. Jung przystawił ucho do drewna, jednak nic nie usłyszał, więc zaczął liczyć na palcach do trzech tak, by widział to też przyjaciel stojący z tyłu. Gdy skończył, szybkim ruchem nacisnął klamkę. Na ułamek sekundy oślepiło ich światło, a gdy odzyskali wzrok, zamarli. Pod ich nogami leżał Kim, a Yongguk stał parę kroków dalej, z wymalowanym szokiem na twarzy. Widząc chłopców, lider upuścił broń i podbiegł do leżącego na ziemi mężczyzny.
- Bang, co tu się do cholery stało? - zakrzyknął Jongup, w ogóle nie wiedząc, co ma ze sobą począć, a dziura we framudze zaniepokoiła go jeszcze bardziej.
  Lider jednak go nie słuchał, bo był zbyt zajęty przytulaniem do siebie czerwonowłosego, który był przytomny, ale miał nieobecny wyraz twarzy.
  Po krótkiej chwili, Himchan zamrugał parę razy i złapał ręką koszulę miedzianowłosego, przyciągając go do siebie.
- Chciałeś mnie zabić? - warknął, powoli się podnosząc, przy okazji ciągnąc za sobą chłopaka. - Ciesz się, że zostałem tylko ogłuszony. Gdybym stał niecałe pół metra na prawo, to bym dostał prosto w tył głowy.
  Szarpał nim coraz mocniej, a młodsi chłopcy starali się go odciągnąć wszelkimi sposobami. Zesztywnieli, słysząc łomotanie w stalowe drzwi na dole. Łamany angielski dotarł do ich uszu, a oni od razu zdali sobie sprawę, iż to huk wystrzału musiał sprowadzić gości, w postaci natrętnych sąsiadów.
- Przy drzwiach leżą opatrunki - Kim wskazał ręką tylne wyjście, po czym zbiegł po schodach na dół. - Przygaście światła.
  Chłopcy zdziwieni szybkimi ruchami Himchana, zawinęli siatkę z rzeczami, a Bang wypełnił polecenie przyjaciela, ściemniając pomieszczenie, a następnie znalazł się w pokoju z Youngjae, by móc w końcu opatrzyć mu ranę. Ułożył go w pozycji bocznej, plecami do siebie, mając łatwy dostęp do dziury w jego boku. Zacisnął usta w cienką linię, widząc ogromne stłuczenie, tuż nad jego nerkami, którego barwa była okropnie ciemnofioletowa, przechodząca aż w bordo. Delikatnie przesunął dłonią po nim, czując wyraźnie bijące ciepło ciała. Nie mógł w tej chwili nic poczynić, ponieważ nie wiedział, jak długo ten siniak już jest.
  Odrywając wzrok od krwiaka, skupił się na koszuli, nasączonej krwią. Uważnie i powoli, odciągnął ją od skóry, po czym resztkami wody utlenionej obmył ranę, gdy do pokoju wszedł Kim.
- Byłeś u Zelo? - zapytał lider, wycierając nadmiar płynu, jednakowoż znał już odpowiedź.
  Mężczyzna stanął nad nim i, bez słowa, patrzył na to, jak dokładnie przykłada kompres do boku blondyna, po czym użył plastrów, by lepiej się trzymał.
- Prowizoryczny - odparł Yongguk, jakby odpowiadając na nieme pytanie. - Zrobię lepszy, gdy się obudzi.
  Himchan beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w siniec na plecach Youngjae. Miał wielką ochotę znaleźć katów, którzy byli w stanie wyrządzić mu taką krzywdę. Zamknął oczy, nie mogąc sobie wyobrazić, przez co ten chłopak musiał przechodzić. Tak naprawdę, nie wiedział, co go popchnęło, by tu wejść i patrzeć na chłopaka, który był ledwo żywy. Po paru sekundach wszechogarniającej ciszy, otworzył powieki, słysząc krótkie stęknięcie. Yoo poruszył się niespokojnie, a Bang powoli ułożył go na wznak.
- Zelo potrzebuje pomocy - podjął Yongguk, nie przestając obserwować leżącego przyjaciela. - Nie możemy zawieźć go do szpitala.
  Himchan nie odezwał się, wiedział, o co mu chodziło już od samego początku, gdy tylko tutaj wszedł i usłyszał pierwsze pytanie.
- Wszyscy wiemy, że znakomicie radzisz sobie z mechaniką aut - kontynuował. - Twoja dokładność oraz...
- Jestem mechanikiem, a nie chirurgiem - przerwał mu, jednakże Bang nie przejął się tym.
  Widząc, jak usta blondyna zaczynają się poruszać, ujął jego dłoń. Jeszcze raz sprawdził, czy nie ma gorączki, po czym wziął ostatni, czysty gazik i wytarł kropelki potu, które wystąpiły na czoło chłopaka.
  Teraz, całą uwagę poświęcił Youngjae, ignorując stojącego nad nim przyjaciela. Spiął się cały, gdy Youngjae zaczął niespokojnie poruszać głową. lider ujął jego twarz w dłonie, delikatnie gładząc policzki kciukami.
- Już w porządku - wyszeptał, nachylając się. - Jesteś w domu.
  Himchan jeszcze przez niecałą minutę stał w ciszy i obserwował przyjaciół. Naprawdę nie miał zielonego pojęcia o chirurgii, ale z drugiej strony, nie mógł zostawić chłopaka w takim stanie. Mógł podjąć próbę usunięcia kuli, ale mógł też popełnić drobny błąd, kosztujący go młode życie. Bił się z własnymi myślami w związku z raną Zelo. Na szybko przeanalizował większość argumentów za, jak i przeciw. Ostatecznie westchnął, po czym pospiesznie opuścił pokój, a Bang po paru minutach usłyszał gotującą się wodę w czajniku oraz niezbyt cichą rozmowę Kima wraz z Jongup'em w kuchni, jednakże wyłapał tylko parę słów, ponieważ blondyn co i rusz podnosił powieki, ale lider nie mógł nawiązać z nim żadnego kontaktu.
  Cierpliwie czekał, jako że miał nadzieję, iż zaraz otworzy oczy i chociażby na niego spojrzy. Rozsiadł się na krześle, bowiem widział, iż nie nastąpi to zbyt szybko. Odchylił głowę, chcąc na chwilę przestać patrzeć się w jeden punkt, niemniej jednak, nim się obejrzał, już spał. Nie śniło mu się nic, ale słyszał wszystko co działo się w pokoju obok. Przekręcał głowę wraz z każdym usłyszanym dźwiękiem jakby był świadomy każdej rzeczy dziejącej się wokół, jednakże zerwał się, gdy oprzytomniały Yoo dotknął jego kolana. Z ust blondyna wydostał się krótki chichot, po czym przymknął oczy.
- Youngjae - Bang położył rękę na jego włosach, a chłopak otworzył powieki, co starszy przyjął z ulgą - Potrzebujesz czegoś?
  Począł bezdźwięcznie poruszać ustami, więc lider przysunął się bliżej, by móc coś usłyszeć. Yongguk skinął głową, rozumiejąc prośbę przyjaciela, po czym wyszedł z pokoju, mierząc prosto do kuchni. Z szafki wyjął szklankę, ale po niewielkim oświeceniu, dostawił jeszcze jedną, napełniając je wodą. Idąc z powrotem do rannego, wstąpił jeszcze do reszty grupy.
  Przystanął, widząc, iż wszyscy spali. Daehyun leżał na brzuchu najmłodszego, którego twarz była jeszcze cała mokra po wylanych łzach. Na ramieniu miał założony opatrunek, odrobinę przesiąknięty krwią, czego nie można było powiedzieć o poduszce. Szukając Moon'a, wszedł głębiej, aż w końcu znalazł się przy mechaniku śpiącym na krześle z głową przy klatce piersiowej. Parę ciemnych plam widniało na jego granatowym T-Shircie oraz spodniach, a obok niego, na stoliczku stała miska, w której leżały zakrwawione szmaty, będące kiedyś ich bluzkami. Na nich, znajdowała się kula, jednakże nie miał czasu ocenić jej kalibru, ponieważ zaniepokoił się na nagłe ruchy Zelo. Postawił szklanki na stoliku, by następnie kucnąć przy łóżku i ująć dłoń Choi'a. Chłopak nieświadomie ścisnął rękę starszego, a lider drugą dłonią poprawił mu grzywkę, przy okazji wyczuwając, iż biło od niego gorąco.
  Zmartwiony, sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni, skąd wyjął listek tabletek. Nosił je specjalnie dla Yoo, aczkolwiek Joonhong'owi przydadzą się teraz bardziej. Wyśliznął się z uścisku młodszego i wstał, zastanawiając się, gdzie położyć lekarstwo. Dopiero teraz, przez przypadek, ujrzał nogi Jongup'a wystające zza łóżka. Dość widoczne było jego zmęczenie, więc nie zdziwił się, iż chłopak usnął w takim miejscu. Gdy się odwrócił, Himchan miał otwarte oczy. Yongguk speszył się lekko, wciskając listek w dłoń mężczyzny.
- Przyniosłem także wodę - odburknął, po czym pospiesznie opuścił pokój.
  Poszedł do kuchni po kolejną szklankę i wrócił do Youngjae. Pomógł mu usiąść, co przyszło z wielkim trudem, ponieważ blondyn nie miał ani krzty energii, by choć odrobinę samemu się podnieść. Podnosząc go, miedzianowłosy zauważył, jak na jego twarzy pojawił się dość duży grymas bólu. Gdy pił, jedną rękę trzymał na plecach, by chłopak nie poleciał do tyłu.
- Chcesz może coś zjeść? - zapytał, nachylając się, a Yoo patrząc mu prosto w oczy, pokręcił głową.
- Dziękuję - wychrypiał młodszy, przenosząc cały ciężar ciała na rękę przyjaciela, dając mu znak, iż chce się położyć.
  Blondyn starał się ukryć, iż coś go boli, ale wszystko spaliło na panewce, ponieważ całe ciało pulsowało niemiłosiernym bólem, jakby ktoś przykładał mu rozżarzone żelazo w każde możliwe miejsce. Przymknął oczy z zamiarem zaśnięcia, jednakże było mu bardzo trudno, więc po prostu zaczął udawać, by tylko starszy przestał przy nim siedzieć i poszedł odpocząć.
  Lider odczekał chwilę, by się upewnić, iż przyjaciel zasnął. Ustawił szklankę tak, aby chłopak nie miał problemu żeby ją wziąć, po czym położył się na łóżku w drugim kącie pokoju, od razu usypiając.

  Tuż nad ranem pokój był przepełniony przyspieszonym oddechem blondyna. Było mu okropnie duszno, a ból nie ustępował choćby na chwilę. Zdarzały się momenty, gdzie rozmyślania powodowały, iż zapominał o bólu, który powracał ze zdwojoną siłą, gdy tylko sobie o nim przypomniał. Starał się powstrzymywać stęknięcia, a także ciężki oddech, by tylko nie obudzić Yongguka, który i tak spał twardo. Nie miał siły się podnieść a co dopiero wyciągnąć rękę po szklankę, więc wejście najmłodszego do pokoju było dla niego jak zesłane zbawienie.
  Zelo podszedł do niego i przysiadł na skraju łóżka, posyłając mu jeden ze swoich nielicznych, ciepłych uśmiechów. Yoo wymusił płytki oddech i wysilił się na uniesienie kącików ust, jednakże przestało mu być wesoło, gdy przyuważył bandaż na lewym barku chłopaka z zakrzepłą krwią.
- Co ci się stało? - jego głos był ledwo słyszalny, więc Choi domyślił się, iż starszemu potrzeba się napić.
  Pomógł mu usiąść, chociaż i jego bolała otwarta rana. Wiedział, że Himchan go przechrzci, gdy po obudzeniu się nie zastanie ciemnowłosego w łóżku, ale nie przejmował się tym teraz zbytnio. Podał przyjacielowi wodę, a on na jednym wdechu wypił wszystko do końca.
  Blondyn czuł, jak w głowie krew płynie mu coraz szybciej, wytwarzając promieniujący ból. Po położeniu się, ledwo otwartymi oczyma obserwował Joonhoong'a, czekając na odpowiedź.
- To nic takiego - odparł nastolatek. - Zostało nam parę tabletek przeciwbólowych, więc co cię boli, Youngjae-ssi?
  Mężczyzna pokręcił głową z rozbawieniem. Ten chłopak naprawdę potrafił się zająć każdym, bez względu na wszystko.
- Lepiej zapytaj, co mnie nie boli - zażartował, jednak nie dał rady się zaśmiać, po czym odetchnął głęboko.
  Chłopak z żalem spojrzał na przyjaciela. W tamtej chwili, gdy widział, jak próbowali zabić Youngjae, poczuł silną rządzę zabijania. Od zawsze był dobrym strzelcem, ale poniesiony przez emocje nie dał rady żadnego wykończyć, a na dodatek sam oberwał. Teraz pozostało mu rozmyślać o tym, co mógł zrobić oraz co by z tego wynikło.
  Z kieszeni spodni wyjął listek tabletek, lecz zdał sobie sprawę, że pozostały tylko dwie. Popatrzył na nie, jakby chciał, żeby się rozmnożyły. Spojrzał na blondyna, ale ten już zapadł w sen. Jego oddech był świszczący i nierówny. Powoli podniósł się, położył pigułki na stoliku, wziął pustą już szklankę i po cichu opuścił pokój.
  Stojąc przy zlewie i nalewając wodę do szklanek, specjalnie dla wszystkich, rozmyślał nad każdym możliwym sposobem pomocy dla hyunga. Gdy dość specyficzny pomysł wpadł mu do głowy, ujął dwie szklanki i wrócił do pokoju gdzie spał także lider. W momencie wejścia młodszego do pomieszczenia, Yongguk siedział na łóżku i przecierał oczy.
- Hyung – Zelo podał mu wodę, zaś on jednym haustem wypił połowę. – Youngjae hyung już nie wytrzymuje tego bólu.
  Bang spojrzał na niego z ukosa, by następnie przenieść wzrok na blondyna, który zrobił się strasznie blady. Wstał z materaca i podszedł do blondyna.
- Co z tabletkami? – zapytał, kładąc dłoń na czole Yoo, a czując gorąco, zląkł się.
- Zostały tylko dwie – najmłodszy podszedł i wskazał na stolik, obok stawiając pełną szklankę. – One mu nie wystarczą. Hyung, posłuchaj, ja znam ludzi, którzy handlują mocniejszymi lekami…
- Nie - uciął.
  Choi zdziwił się. Sądził, że lider zgodzi się od razu bez najmniejszego zająknięcia, a on nawet nie pozwolił mu dokończyć zdania. W momencie, gdy planował bardziej przystawać przy swoim, do pokoju wparował zdenerwowany Himchan. Widząc Joonhonga, szybko do niego podszedł i złapał go za zdrowe ramię.
- Już rączka wyzdrowiała? Może zobaczę, jak bardzo sprawna jest druga? – wysyczał, ściskając jego rękę odrobinę mocniej. – Wracasz do łóżka.
  Ciemnowłosy starał mu się wyrwać, jednak Kim miał od niego więcej siły. Yongguk w ogóle nie zwrócił uwagi na dziejąca się za nim scenę. Był teraz zajęty załamywaniem się, ponieważ nie miał nic, co pomogłoby zwalczyć gorączkę, a to oznaczało rychłą wizytę u jakiegokolwiek lekarza.
- Yongguk! – zakrzyknął Zelo, nie dając się wyciągnąć starszemu z pokoju. – Dlaczego, gdy jest możliwość pomocy, to ty odmawiasz? Jestem w stanie zdobyć lek nawet na obniżenie gorączki. Stojąc i nic nie robiąc zsyłasz na niego śmierć! – wyrwał się czerwonowłosemu, który mało co nie upadł. Podbiegł do Banga i mocnym ruchem odwrócił go w swoją stronę. Beznamiętny wyraz twarzy nie zniechęcił Zelo. – Powiedz mi. Czy ja kiedykolwiek cię zawiodłem? Zrobiłem coś, przez co nie możesz mi teraz zaufać?
  Starszy przymknął oczy oraz zacisnął dłonie w pięści. Chłopak niestety miał rację. Nie łapiąc każdej możliwej okazji do pomocy, minimalizuje i tak już niskie szanse na przeżycie przyjaciela.
  Wszystkiemu z boku przyglądał się Himchan, który nie bardzo wiedział o czym oni mówią.
- Gdzie to jest? – otworzył powieki, a twarz młodszego rozpromieniła się.
- Trzy przecznice stąd – odparł. – Lecz wolałbym iść sam. Są bardzo nieufni.
  Bang zawahał się. Nie chciał po raz drugi popełnić tego samego błędu co wcześniej.
- Zelo, nie powinieneś…
- Proszę – chłopak zrobił poważną minę, ukazując jak bardzo ważne jest, by poszedł sam.
  Kim ocknął się z transu, w który wpadł słuchając ich.
- Yongguk, nie możesz go puścić samego – wtrącił się, ale wiedział, że i tak to nic nie wskóra.
  Lider westchnął krótko i skinął głową. Nastolatek szybko podziękował i wybiegł z pokoju, mając zamiar jak najszybciej się przyszykować.
- Jesteś głupi – skwitował Kim, wychodząc.
  Mężczyzna jeszcze raz spojrzał na ciężko oddychającego blondyna na łóżku. Bardzo pragnął, aby chłopak wyzdrowiał i znowu wygłupiał się z nimi jak kiedyś.
  To może być jedyna szansa, pomyślał, głaszcząc go po głowie.

  Nastolatek wyszedł z pokoju, ubrany jak normalny przechodzeń w tak upalny dzień. Cienka bluzka, krótkie spodenki oraz tenisówki. Przez prawe ramię miał przerzuconą torbę, a w lewym ręku trzymał deskorolkę. Nie obyło się to bez grymasu na twarzy. Uśmiechnął się do czwórki hyungów, z czego Jongup i Daehyun byli jeszcze zaspani stojąc naprzeciw niego.
- To idę – oznajmił i odwrócił się z zamiarem opuszczenia mieszkania.
- Hej – Zelo spojrzał do tyłu, by od razu złapać w prawą dłoń krótkofalówkę, rzuconą przez Himchana. – Włącz ją.
  Chłopak przesunął przełącznik i włożył urządzenie w boczną kieszeń, aby było łatwo mu ją wyjąć. Nie chcąc tracić więcej czasu wybiegł z mieszkania, szybko pokonał kręte schody i wypadł na upał.
  Z okna w kuchni obserwowali go Himchan oraz Yongguk, póki nie zniknął zza jednym z domów, jadąc w tylko sobie znanym kierunku.
- Ja się dziwię, dlaczego nie odwiedziła nas jeszcze opieka społeczna – odparł mechanik, lecz w oczach miał powątpienie. – Myślisz, że da radę?
  Bang wzruszył ramionami. Widząc cztery szklanki, równo napełnione wodą, w głowie skłębiła mu się tylko jedna myśl:
- On by nie dał rady?
  Jednakowoż czuł, iż coś się wydarzy. Coś, czemu musiał zapobiec.

  Yongguk wszedł do kuchni z dwiema pustymi szklankami. Czerwonowłosy stał przy oknie, szybko tupiąc nogą, a w ręku trzymał krótkofalówkę. Patrzył w miejsce, gdzie ostatnio widział Zelo, oczekując, iż dzieciak zaraz się zjawi.
- Uspokój się – poradził mu Bang. – Stoisz przy tym oknie od ostatniego kontaktu z Zelo, czyli jakieś… - spojrzał na zegarek nad wejściem do kuchni. – Czterdzieści minut.
  Fakt faktem, sam był lekko zdenerwowany. Chłopak mówił, że praktycznie jest na miejscu i na koniec poprosił, by go nie wywoływali, tylko czekali na jego odzew.
- Dochodzi dziewiąta. Prawie godzina, gdy go nie ma – spojrzał na lidera, który patrzył na niego zmartwionym wzrokiem oraz trzymał dwie szklanki pełne wody. – Jeszcze dwie? Aż tak źle?
  Starszy pokiwał głową i wyszedł z pomieszczenia. Himchan został sam. Korciło go, by zawołać któregoś z chłopców czekających na powrót Zelo w garażu, ale szybko się rozmyślił. Ostatecznie stwierdził, iż stojąc jak ten słup, nie przyspieszy powrotu chłopaka.
  Przeszedł do pokoju naprzeciwko kuchni. Odłożył krótkofalówkę na łóżko, by następnie wyjąć z szafy świeże ubrania i przebrać się w nie. Po założeniu bokserki, poczuł się o wiele lepiej. Wyszedł z pomieszczenia i z powrotem wkroczył do kuchni. Z lodówki wyjął jednego filipińskiego naleśnika, lumpię. Podgryzając go, podszedł do okna i mało się nim nie zakrztusił.
  Szybkim ruchem opuścił żaluzję, która cicho trzasnęła o framugę okna. Upuścił naleśnika na podłogę i biegiem ruszył w stronę pokoju, gdzie znajdował się Yongguk. Wpadł tam, nie zwracając uwagi na to, iż drzwi odbiły się od ściany.
- Policja – odparł dość cicho, jak na poziom swojego zdenerwowania.
  Bang szybko podniósł się i wyjrzał przez okno znajdujące się przy łóżku.
- Mogli przyjechać do kogoś… - uciął, widząc dwa radiowozy i przynajmniej z pięć motocykli. – Wołaj chłopaków, znikamy stąd.
  Himchan wyleciał jak wystrzelony z procy, zaś Yongguk dalej obserwował umundurowanych ludzi, którzy zjawiali się znikąd. Gdy chłopcy przybiegli do pokoju, nakazał mechanikowi skontaktować się z Zelo, więc ten znowu wybiegł jak opętany, przypominając sobie, iż krótkofalówka została na łóżku. Youngjae zajęczał boleśnie, nieświadom dziejącej się wokół niego sceny.
- Hyung – podjął Jongup, wyraźnie podenerwowany. Tak samo jak Daehyun, trzymał w ręku rewolwer. – Nie damy rady wyjść nawet tyłem.
  Bang w przeciągu kilku sekund przekalkulował dwa możliwe sposoby wyjścia. Początek pierwszego był prosty, ponieważ wystarczyłoby zabić policjantów stojących z tyłu, lecz ucieczka nie powiodłaby się. Zanim by zbiegli po schodach, cała chmara niebieskich ludzi zbiegłaby się. Drugi sposób nie był całkowicie pewny przez losowe zdarzenia. Gdyby zaczęli ostrzeliwać ich od frontu, tamci mogliby dołączyć, aczkolwiek nie była im znana ich ilość. Jeśli ukrywają się za rogiem jednej z chałup, będą gotowi wyważyć drzwi. Nawet jeśli sprawdziłoby się to, że zostawiliby tyły, to i tak ktoś musiałby zostać i nie przerwać ognia.
- W prosty sposób nie da rady pozbyć się tych z tyłu – skwitował, przecierając twarz.
Chłopcy liczyli na niego, a on miał teraz w głowie wielką czarną dziurę.
- A gdy zacznę ich ostrzeliwać z przodu? – zaproponował Daehyun, lecz Yongguk od razu zaprzeczył.
- Będzie gorzej niż gdybyśmy mieli wyjść pod same lufy.
Do pokoju wszedł Himchan. Mocno ściskał krótkofalówkę w ręku, jakby chciał ją zmiażdżyć.
- Nie mogę wywołać Zelo, a policja zaczyna się domagać kapitulacji z naszej strony – powiedział spokojnie, ponieważ krzyki i wymachiwanie rękoma nie zdałoby się na nic. – Co robimy?
  Bang był świadom kto nasłał na nich policję. Miał ochotę ich wszystkich wymordować, ale na razie nie był w stanie tego uczynić, ponieważ znajdowali się między młotem a kowadłem. Spojrzał na twarze przyjaciół, którzy gotowi byli na wszystko, zaś Youngjae był już na skraju wytrzymałości. Wiedział, że już nic nie mogą poradzić. Tę bitwę przegrali, która niestety, unicestwiła także ich wygraną w tej wojnie. Zelo prawdopodobnie został złapany, a jeśli miał szczęście, obserwuje wszystko z bezpiecznego miejsca.
- Pozostało nam tylko jedno – Sięgnął do tyłu i wyjął broń, którą zaczął rozbrajać. Zebrani nie wierzyli własnym oczom. Lider wyjął magazynek.
  Już miał poprosić ich o to samo, kiedy krótkofalówka zatrzeszczała.

  Zelo przykucnął w rogu dachu, skierowanym w stronę ich mieszkania, gdzie widział jednocześnie front i odrobinę tyłu domu. Jak na tą godzinę, słońce mocno przygrzewało, a promienie odbijały się od lśniących maszyn policji. Obok siebie miał tylko pistolet Daehyuna zaopatrzony w tłumik oraz krótkofalówkę. Torbę z lekami wraz z deskorolką zostawił w dwóch różnych miejscach. Część ludzi uciekała w popłochu, a część pozostała i przypatrywała się wszystkiemu jak w teatrze.
  Nasunął daszek czapki odrobinę niżej, po czym włączył krótkofalówkę.
- Yongguk hyung, Yongguk hyung – wiedział, że to Himchan odezwie się pierwszy, lecz nadal wywoływał Banga.
  Przykrył dłonią głośnik, by nie było słychać trzasków.
- Zelo gdzie ty, do jasnej cholery, jesteś? – Kim nie przebierał w słowach i zaczął mu robić kazanie.
  Chłopak przetarł oczy ze znudzeniem.
  Zaczął powoli się denerwować. W pewnej chwili dołączył się Daehyun, gotowy go zabić za zabranie pistoletu, gdy tylko wróci. Nie mógł dłużej czekać.
- Dajcie te ustrojstwo Bang’owi – warknął, mając głęboko gdzieś szacunek do starszych.
  Nastała cisza. Po oaru sekundach dało się usłyszeć głęboki głos lidera.
- Zelo? – zapytał cicho, jakby ktoś mógł ich usłyszeć. – Wszystko w porządku?
- Tak, chcę byście mnie posłuchali – Wziął do wolnej ręki pistolet. – Mam dość dobry…
- Teraz ty posłuchasz – przerwał mu, a chłopak zamilkł. – Gdziekolwiek jesteś, masz stamtąd uciec. Jak najdalej. My już nie damy rady, a Ty masz jeszcze całe życie przed sobą. Uciekaj, schowaj się gdzieś na dłuższy czas, aż wszystko ucichnie.
- A-ale, co z Youngjae? – Chłopakowi zakręciły się łzy w oczach. Nie potrafił wyobrazić sobie życia bez nich.
  Wcześniej nie było z tym problemu, bo praktycznie był ciągle sam. Nim spotkał Jongup'a, 
- Wierzę, że się nim zaopiekują… - odparł niepewnie Yongguk.
  Choi ścisnął mocniej kolbę pistoletu. Zdał sobie sprawę, że jego przyjaciele już się poddali, ale nie mogło to się tak skończyć.
- Wsadzą go do więzienia albo go wykończą – jego frustracja rosła coraz bardziej. – Co się z nami stało? Zawsze walczyliśmy, a teraz mamy się poddać, jak jakieś uległe ścierwa? Zawsze mi powtarzaliście, że powinno się żyć pełnią życia, jak gdyby jutro miało nie nadejść. Pozostała nam tylko jedna szansa, którą mam zamiar teraz wykorzystać – wysunął magazynek, po czym ponownie go schował. – Strzelę cztery razy, nie więcej.
  Przerwał, unosząc lufę pistoletu nad kawałek betonu. Zlekceważył ból w lewym ramieniu, który zaczął promieniować na całą rękę.
  Niespiesznie wycelował.
- Spotkamy się przy Manili – oznajmił.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Force of Personality



Informacje:
Paring: HanJoo
Typ: One-Shot



  Fanmeeting w Bundang chłopcy zakończyli o wiele później, niż było to planowane, jednakże nie czuli się bardzo zmęczeni. Fani okazali im dużo miłości, a także podziw za ich ciężką pracę. Dostali dużo prezentów oraz listów, które mieli zamiar przeczytać dziś wieczorem w wytwórni, oczywiście jeśli będą mieli czas i siłę. Każdy z nich miał znakomity humor, a najlepszy Hansol. Czuł się spełniony po tym, gdy ucałował B-Joo w policzek, chociaż nie spodziewał się, iż w końcu mu się uda, ponieważ blondyn zawsze unikał takiej bliskości. Chociaż nawet jemu zdarzało się wtulić w Hansola, jawnie go prowokując. Teraz siedział po przeciwnej stronie autokaru, zajęty swym telefonem, jawnie unikając jakiegokolwiek kontaktu ze starszym.
  Po dojechaniu do wytwórni, mieli krótką chwilę odpoczynku oraz czas na przebranie, po czym przystąpili do codziennych ćwiczeń. Zatańczyli Top Dog oraz Amadeusa, co nie sprawiło im żadnego problemu, jednakowoż zmęczenie wzięło górę. Padli na podłogę jak zestrzelone ptaki. Hansol oparł swoją głowę na klatce piersiowej B-Joo, który nie zaprotestował, a nawet położył swoją rękę na brzuchu starszego. Nie mieli siły na rozmowę, więc ciche stęknięcia oraz pomruki wystarczyły, by choć odrobinę poprawić sobie humor.
  Ledwo żywi przemieścili się do jednego ze studiów, gdzie tylko pięciu najszybszych dało radę usiąść na kanapie, a reszta musiała się zadowolić podłogą bądź staniem przy ścianie. Lider, Seogoong, Hansol oraz Xero i A-Tom byli zadowoleni z siebie, z czego Hansol złapał przechodzącego obok Byungjoo i posadził go sobie na kolanach. Sehyuk zawyrokował, że dzisiaj przeczytają tylko trzynaście listów, z czego każdy przynajmniej po jednym. Kolejka zaczęła się od najmłodszych. Gdy nadeszła pora na B-Joo, Hansol usiadł wygodniej i mocniej go objął, opierając swoją brodę na jego ramieniu. W czasie czytania, delikatnie dźgał go w boki, przez co chłopak miał lekkie problemy, by móc w spokoju odczytać słowa fanki.
  Młodszy nie był dłużny. Podając Hanslowi list, uśmiechnął się nieznacznie i usiadł bokiem, mając większe pole do zabawy. Złośliwie wciskał mu palce między żebra, a także pukał w kartkę, lecz starszy praktycznie reagował, nie uwzględniając machania dłonią. Po skończeniu czytania, nadeszła kolej na Naktę, zaś Hansol złośliwie ścisnął brzuch młodszego. Po paru minutach cichego siedzenia, słuchania o swoich najlepszych cechach, B-Joo zaczął się wiercić.
- Hyung, chcę do łazienki – wyszeptał, by nie przeszkodzić innym.
  Starszy nie miał najmniejszej ochoty go puścić, aczkolwiek jego ciemne oczy potrafiły zdziałać wszystko, więc rozłożył ręce, dając mu chwilową wolność. Po opuszczeniu pokoju przez Byungjoo, w myślach odliczył sekundy dotarcia chłopaka do łazienki i sam wstał z zamiarem wyjścia. Przy drzwiach za rękę złapał go Jiho.
- Gdzie idziesz? – zapytał, patrząc mu prosto w oczy.
  Hansol uśmiechnął się słodko.
- Do łazienki – oznajmił, zaś Xero spojrzał na niego podejrzliwie.
- Poczekaj, aż wróci Byungjoo.
  Kim westchnął ociężale. Nie wiedział, że będą go aż tak pilnować, przecież potrafi się kontrolować, a fanservice na scenie czy na fanmeetingu to nic takiego, zwyczajna zabawa.
- Nic mu nie zrobię – odparł krótko, przy czym wyślizgnął się z uścisku młodszego i wyszedł na pusty korytarz.
  Uśmiech zniknął z jego ust. Idąc w stronę łazienki, nasłuchiwał, czy ktoś za nim nie idzie. Nikt. Wokół niego nie było żywej duszy, a po skręceniu w jeden z korytarzy, poczuł się bezpiecznej. Nim zdążył pchnąć drzwi od toalety, te otworzyły się przed nim.
  B-Joo był zdziwiony widokiem starszego, jednakże nie dał rady nic powiedzieć, ponieważ Hansol wepchnął go do łazienki i od razu przyszpilił do ściany, tuż przy drzwiach. Młodszy otworzył szeroko oczy. Dopiero, gdy Kim dotknął jego policzka, ocknął się z odrętwienia i odepchnął go od siebie, lecz został na swoim miejscu.
  Starszy odrobinę przymknął powieki i z powrotem do niego podszedł, łapiąc go za szyję. Przechylił głowę delikatnie na bok, nie przestając patrzeć młodszemu prosto w oczy, a w tym samym czasie wsunął lewą dłoń do tylnej kieszeni jego spodni, drugą zaś ujął brodę i przysunął do swojej twarzy.
- Byungjoo-ah… - wyszeptał, znowu zsuwając rękę na krtań chłopaka.
  Oczy Hansola uważnie go obserwowały, ale on się tym nie zraził. Zamiast odpowiedzieć, prawy kącik jego ust uniósł się, po czym odchylił głowę do tyłu. Swoją prawą dłoń ułożył na jego ręku i zacisnął palce na nadgarstku. Spod przymrużonych powiek spojrzał na starszego, który nadal zachowywał pokerową twarz, chociaż B-Joo dobrze wiedział, że jest zadowolony z takiego obrotu sprawy. Nie żałował tego, iż go unikał. Dzięki temu, był teraz w stanie ujrzeć alter ego przyjaciela, chociaż już nie raz je widział, ale nie utrzymywało się tak długo, bo zawsze coś go rozpraszało.
  Hansol powoli przysunął się do młodszego Kima, mocniej dociskając go do zimnej ściany. W ogóle się nie spiesząc, musnął ustami policzek Byungjoo, który cicho odetchnął ze świstem, jak gdyby wstrzymywał oddech od samego początku. Starszy mocniej zacisnął dłoń na jego szyi, a ustami powędrował niżej, na bark. Bardzo dokładnie składał krótkie pocałunki, aż doszedł do bluzki, która odrobinę mu przeszkodziła. Wyjął lewą rękę z kieszeni z spodni i od dołu, przesunął nią po plecach przyjaciela, aż w końcu odciągnął kawałek materiału. Przed jego oczami ukazał się, jakby wyrzeźbiony przez jakiegoś artystę, obojczyk. Zapragnął poświęcić mu więcej uwagi. Zassał się na nim, wprowadzając swoje ciało w błogi stan, a syknięcie młodszego stało przyjemnym dźwiękiem dla jego uszu. Uśmiechnął się pod nosem.
  Puścił jego szyję, nie odrywając ust od skóry, tworząc kolejne czerwone ślady. W momencie, gdy jego dłoń wchodziła pod koszulkę Byungjoo, ktoś wpadł szybko do łazienki, odpychając go od młodszego. Pod wpływem użytej przeciwko niemu siły, zachwiał się. Oparł się o umywalkę, zapobiegając upadkowi na twardą posadzkę.
  Jenissi złapał Hansola za ramię i przyciągnął do siebie. Obejrzał się do tyłu, gdzie stał zaszokowany B-Joo.
- Zrobił ci coś, dongsaeng? – zapytał, nadal nie puszczając Kima, który zaczął wykręcać swoją rękę.
  Byungjoo pokręcił nerwowo głową i spanikowany, wybiegł z łazienki. Taeyang przeniósł swój wściekły wzrok na Hansola, który był w złym humorze, ponieważ mu przeszkodzono.
- Coś ty mu zrobił? – warknął, lecz nie otrzymał odpowiedzi.
  Zamiast tego, młodszy chłopak uśmiechnął się zadziornie. Jenissi zawsze był cierpliwy, więc bardzo trudno było go wyprowadzić z równowagi. Aktualny stan chłopaka uniemożliwiał mu dogadanie się z nim, toteż spoliczkował go.
  Uśmieszek zniknął z jego twarzy, a na jego miejsce pojawiło się zdziwienie. Zamrugał parę razy powiekami i spojrzał na starszego.
- Hyung, czemu mnie…
- Nie udawaj, że nic nie pamiętasz – syknął, wyraźnie już podenerwowany. – Molestowałeś B-Joo.
  Hansol pokręcił z niedowierzaniem głową. Przymknął oczy, chcąc przypomnieć sobie, dlaczego jest w łazience, a nie w pokoju z resztą, gdzie czytał list. Jak za sprawą magicznej różdżki, wspomnienie o liście pociągnęło za sobą wszystko, co się do tej pory wydarzyło. Zdał sobie sprawę z tego, iż stracił panowanie w momencie ściśnięcia szyi B-Joo, ponieważ dalsze wspomnienia były tylko urywkami.
- Idź do dormu – nakazał, wychodząc z łazienki. Hansol ruszył za nim.
- Ale co z…
- Już dość namieszałeś – fuknął, pokazując mu drzwi. – Sam go znajdę.

  Po godzinie w dormie A, P-Goon siedział przy kuchennym stole, naprzeciw Byungjoo, który od paru minut milczał. Obydwoje byli zmęczeni po wyczerpującym dniu, ale liderowi naprawdę zależało na wyjaśnieniu tej sprawy.
- Byungjoo-ssi, powiedz co ci zrobił – poprosił chłopaka, lecz ten wydawał się zamknięty na wszystkie zewnętrzne bodźce.
  Starszy ujął dłoń młodszego leżącą na blacie, lecz tamten wyrwał ją. Liderowi brakło już pomysłów na rozmowę z chłopakiem.
- Nic mi nie zrobił – wyszeptał niepewnie, gdy do kuchni wkroczył Seogoong.
  Wyjął z lodówki wodę i nalał sobie do szklanki. Poczuł panujący wokół dyskomfort, przez co spojrzał na siedzących chłopaków.
- Seogoonggie – podjął Park, odwracając się do niego. – Mógłbyś powiedzieć innym, by nie wychodzili z pokoju przez jakieś półgodziny?
  Chłopak pokiwał głową, nawet nie mając zamiaru dopytać się o powód. Po zniknięciu za drzwiami pokoju, P-Goon ponownie wrócił do prób nawiązania kontaktu z młodszym.
- Nic? Zupełnie?
  B-Joo skinął głową. Sehyuk był świadom, że kłamał.
- Jenissi hyung powiedział mi coś innego – odparł leniwie, bawiąc się bransoletką na swoim nadgarstku, przy okazji zerkając na chłopaka.
- Nie było go tam, więc nie wie, co robiliśmy – skontrował, mając już dość tego przesłuchania.
  Starszy zszokował się nieco, ale nie pokazał tego po sobie.
- Więc co robiliście? – nachylił się do niego i spojrzał młodszemu w oczy.
  Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem. Żaden nie miał zamiaru odpuścić, jakby zależało od tego ich życie. Byungjoo ostatecznie prychnął i zszedł ze stołka.
- Nic ci do tego.
  Z trzaskiem drzwi opuścił dorm.
 
  Nocny chłód w porównaniu z wcześniejszym upałem był jak cud. Ulica, na której mieścił się dorm A, nocą wyglądała zupełnie inaczej niż za dnia. Na całą długość były tylko trzy latarnie, które i tak były częściowo wyręczane przez światła z domów. Gdzieś w oddali było słychać szum przejeżdżających samochodów, a także śpiew szczęśliwych ludzi, którzy prawdopodobnie wracali z jakiegoś klubu.
  Przystanął przy jednym z samochodów, stojących tutaj w każdym możliwym miejscu, i wyjął telefon. Wybrał numer i zaczął dzwonić. Po dwóch sekundach usłyszał dzwonek, dobiegający gdzieś niedaleko. Rozejrzał się wokół siebie, aż natrafił wzrokiem na ciemną czuprynę, która wyłoniła się zza auta stojącego naprzeciwko. Rozłączył się.
  Stał nieruchomo, póki postać nie podeszła do niego sama. Hansol wpadł na niego, wyraźnie szczęśliwy. Wtulił się w niego mocno, wplatając swoje palce w blond czuprynę chłopaka.
- Byungjoo-ah – wyszeptał i pociągnął go za włosy.
  B-Joo odchylił głowę do tyłu, przymykając oczy, zaś Kim wpił się w jego usta. Bardzo długo czekał na tę chwilę, która właśnie się spełniła, ale miał zamiary pójść jeszcze dalej.



The Last Prophecy - zapowiedź






- B-Joo! - głośny krzyk przepełniony szlochem rozszedł się we wszystkie strony. - B-Joo!
  Kiedyś, gęsto rósł tu las, który otaczał jezioro, a teraz, wszystko było zniszczone. Drzewa, krzaki oraz zwierzęta. Wszystko zmienione w popiół. Nie zostało nic, co można by było nazwać żywą istotą. 
  Białowłosy chłopak biegał jak szalony, poszukując swojego przyjaciela. Łzy zasłaniały mu pole widzenia, ale on biegł. Biegł po nadzieję, że to wszystko jest jednym z tych koszmarów, które go prześladowały. Suche gałęzie trzaskały mu pod stopami, zaś ziemia była miękka i grząska od wody, która zniknęła w przeciągu paru sekund.
  Nogi zaczęły go boleć, aczkolwiek nie poddawał się. Coraz więcej ludzi wyłaniało się zza drzew, które przetrwały, zainteresowani tym, co się wydarzyło w środku nocy. Chłopak potknął się i upadł ze stęknięciem.
- B-Joo - zaszlochał, po czym uderzył pięścią w błoto. - To nie miałeś być ty...
  Podniósł się do siadu i spojrzał w górę. Ciemne chmury rozeszły się, uwalniając księżyc. Małe punkciki świeciły wokół niego, jakby ktoś rozłożył tam dywan, po którym tylko nieliczni mogli stąpać. Po policzkach spłynęły mu łzy.
- Noc tysiąca gwiazd - wyszeptał.

B.A.P - Only One Shot I




Co by było, gdyby w teledysku "One Shot" Youngjae nie zdradziłby B.A.P, zaś, pierwsza opcja stała się prawdą?
Oczywiście zmieniona na potrzebę tej historii.


Informacje:
Główny paring: BangYoo
Rodzaj: Three-shot
Ostrzeżenia: Przemoc.




  Filipiny. Jedne z cieplejszych archipelagów na świecie, gdzie panował istny gorąc oraz wilgoć, ale rodzimi mieszkańcy byli do tego przyzwyczajeni. Trudniej było zaś imigrantom, na przykład z Korei. Tam temperatury były niższe, więc żyło się łatwiej, a tutaj potrzebowali bardzo dużo czasu, by przyzwyczaić swój organizm. Niektórzy opuścili swój kraj pod przymusem, a inni dobrowolnie, chcąc zmienić coś w swojej żmudnej egzystencji.
  Niewielka grupa młodych ludzi, niezwiązana ze sobą żadnymi nićmi rodzinnymi, opuściła Seul, by móc zacząć wszystko od nowa, a do tego w innym miejscu. Mimo, że mieli dość sporą sumę pieniędzy, woleli zamieszkać na obrzeżach stolicy Filipin, tuż nad warsztatem samochodowym, który też należał do nich. Chcieli sprawiać wrażenie normalnych, dość biednych ludzi, którzy ciężko pracują, by przeżyć. Sąsiedzi przyjęli ich bez żadnego sprzeciwu, a paru nawet chciało pogłębić swoje stosunki z młodziakami, jednakże, musieli używać języka angielskiego.
  
  W garażu, gdzie panował półmrok, trójka mężczyzn siedziała na podstarzałej kanapie, spoglądając w monitor laptopa, a wiatrak stojący obok, owiewał ich spocone ciała. Mieszkali tutaj już od dwóch lat, jednak nadal nie potrafili poradzić sobie z czasem suszy, która osiągała istne apogeum akurat teraz, na przełomie stycznia i lutego. Podczas, gdy omawiali co zrobią na dniach, usłyszeli głośny łomot w stalowe drzwi warsztatu. Chłopak o włosach w kolorze miedzianego blondu, podniósł się i szybkim krokiem podszedł do wejścia. Podniósł metalowe wrota, wpuszczając do środka dość sporą ilość gorącego powietrza oraz światła. Niższy od niego młodzieniec, w czapce, która była zbędna w taki upalny dzień, po przyjacielskim uścisku przeszedł do rzeczy:
- Youngjae nadal nie ma? - zapytał, patrząc w głąb pomieszczenia, gdzie zostało zapalone dodatkowe światło i można było zauważyć stojącego we wnętrzu jeep'a oraz cztery, lśniące motocykle.
  Wyższy pokręcił głową, spuszczając wzrok. Był najstarszy z nich wszystkich, natomiast pełniąc też funkcję lidera, czuł się odpowiedzialny za każdego, więc fakt, że jeden z gangu zaginął, sprawiał mu istny ból, którego nie chciał po sobie pokazywać.
- Hej! - gdy dwójka przyjaciół usłyszała niski głos, chłopak w czapce obrócił się i dostał długim kijem prosto w głowę. Opadł bezwładnie na ziemię, a miedzianowłosy odruchowo uklęknął przy towarzyszu, patrząc to na niego, to na napastnika, który ostentacyjnie rzucił w niego jakimś niewielkim przedmiotem i wrócił do stojącej z tyłu terenówki, odjeżdżając z szyderczym śmiechem wraz z resztą bandy.
  Pozostała część grupy z serwisu podbiegła do nich, a spod samochodu stojącego w środku, wysunął się mężczyzna usmarowany olejem na rękach oraz twarzy. Bez słowa wyszedł, odganiając gapiów z ulicy i zamknął drzwi, gdy omdlały chłopak został zaniesiony na sofę. 
  Przysiadł przy ofierze ataku i zdjął mu czapkę, rzucając ją na podłogę, ukazując jasnobrązowe włosy. Z otwartej rany na czole popłynęła krew.
- Zelo, wodę utlenioną i kawałek bandaża - odparł spokojnym tonem, nie spuszczając wzroku z twarzy rannego.
  Najwyższy chłopak zerwał się, wbiegając na górę po krętych schodach, by w ciągu krótkiej chwili wrócić z rzeczami, o które został poproszony.
  Mężczyzna, potrząsnął głową, żeby pozbyć się wiśniowych kosmyków z oczu. Nie zwracając uwagi na brudne dłonie, ostrożnie, poprzez kawałek materiału, oczyścił ranę i twarz Jongup'a, ponieważ tak miał na imię. Pamiętał swoją obserwację tego osobnika, gdyż on wraz z Zelo kręcili się po Seulu i kradli co popadnie, grożąc nienabitą bronią. Przez pewien czas śmieszyło go to, ale ostatecznie stwierdził, że przydałby się ktoś taki. Z oporami, ale udało się ich przekonać, by dołączyli do niego i Yongguka, który teraz był liderem.
  Uśmiechnął się pod nosem na to wspomnienie, kończąc owijanie głowy młodszego bandażem.
- Hyung - cichy głos najwyższego chłopaka dotarł do uszu wiśniowowłosego. - Leżało na ziemi. Nie jest nasz.
  Joonhong, imię, którego nie używali w stosunku do ciemnowłosego, podał liderowi niewielką rzecz, a ten obrócił ją parę razy w dłoni, by ostatecznie rzucić w stronę chłopaka o włosach w kolorze popielatego brązu, stojącego tuż obok laptopa, który został wraz ze stolikiem odsunięty na bok, gdy nieśli Jongup'a. Lekko wystraszony złapał pendrive'a i, bez zbędnych pytań, podłączył go do komputera.
  W tym samym momencie, Jongup otworzył powoli oczy.
- Himchan? - spojrzał na mężczyznę, który nie przestawał głaskać jego ciepłej dłoni.
  Himchan uśmiechnął się przymilnie, widząc, że przyjaciel zaczyna kojarzyć fakty, rozglądając się po reszcie stojącej wokół. W pewnej chwili, chciał podnieść się o własnych siłach, jednakże z powrotem opadł na kanapę. Ostatecznie czerwonowłosy doprowadził go do pozycji siedzącej, samemu siadając obok, pozwalając, by młodszy mógł się o niego oprzeć.
  Daehyun otworzył plik, w którym znajdował się film. Grupa zebrała się wokół sprzętu, oglądając to, czego nigdy nie chcieli ujrzeć.

- Przecież to co mamy, nie pokryje nawet połowy tej wielkiej sumy - odparł smętnie Zelo, patrząc, jak lider zamyka laptopa. - Co robimy?
  Yongguk stał i pustym wzrokiem obserwował towarzyszy, którzy oczekiwali od niego odpowiedzi. Jongup spojrzał wrogo w stronę miedzianowłosego.
- Dlaczego wysłałeś go samego? - jego głos był pełen goryczy.
  Bang patrzył na niego z kamiennym wyrazem twarzy. Atmosfera zrobiła bardziej napięta, a reszta grupy nie miała ochoty wzniecać kłótni w tej sytuacji, więc siedziała cicho.
- Co masz zamiar z tym zrobić? - ranny nie odpuszczał. - Nareszcie masz poczucie winy, panie „jestem lepszy od was wszystkich”? Chociaż, patrząc na twoją mordę, ciągle pozostajesz niewzruszony, jakbyś urodził się bez serca albo z wiekiem wyzbyłeś się wszelkich uczuć, jak jakiś potwór – uważnie obserwował lidera, który nadal stał w jednym miejscu i słuchał jego monologu. Joohong spojrzał na Daehyuna, który pokręcił głową, aby ten nie wtrącał się, ponieważ mogłoby być jeszcze gorzej. - Dlaczego się nie odzywasz?! Prawda czy strach cię dopadł? Czy twój brak reakcji jest związany z tym, iż Youngjae nie jest dla ciebie ważny?
  Ostatnie zdania wykrzyczał i miał zamiar jeszcze coś dodać, gdy Himchan dotknął palcem jego czoła w miejscu, gdzie bandaż przesiąkł krwią. Chłopak syknął pod wpływem niezbyt delikatnego dotyku. Nie zrozumiał gestu starszego, jednak po chwili załapał, że chodziło o wypowiedziane słowa w złym momencie.
  Zelo zacisnął dłonie w pięści. Po raz kolejny nie miał odwagi powiedzieć tego, o czym myślał. Tuż po dołączeniu do gangu był zgryźliwy i do nikogo nie odnosił się z szacunkiem. Miał gdzieś, że wszyscy chodzili nabuzowani, po prostu trudno było mu się dostosować, przez co starał się też pokazać, iż nie jest osobnikiem, który pozwoli sobą pomiatać. Stał się cichszy po tym, jak Jung strzelił z pistoletu tuż obok jego twarzy, wystarczająco blisko, by poczuć delikatny podmuch lecącej kuli, obiecując mu, że następnym razem trafi prosto między oczy. Najmłodszy uwierzył towarzyszowi na słowo.
  W czasie, gdy w umyśle Joonhong'a kłębiły się myśli, Kim starał się uspokoić rozjuszonego, brązowowłosego nastolatka, który ciągle warczał w stronę nieporuszonego lidera.
- Uspokój się do cholery - Himchan złapał agresora za ramiona. - Wraz ze mną Yongguk-hyung i Youngjae-ssi obmyślili ten plan, by on poszedł sam.
  Jongup zaniemówił, wpatrując się tępo w starszego. Dopiero po chwili, gdy jego mózg przetworzył wszystkie otrzymane informacje, rzucił się na mechanika, spadając wraz z nim na beton, i przycisnął go do podłogi.
- Dlaczego tworzycie konspirację za naszymi plecami?! - zaczął potrząsać wiśniowowłosym, który odpychał od siebie wściekłego młodzika.
  W czasie, gdy Daehyun i ciemnowłosy Choi starali się odciągnąć Moon'a, lider wszedł niezauważony na górę.
  Kim wyszedł cało z opresji, a brązowowłosy naburmuszony usiadł na kanapie. Zaczął się zastanawiać, dlaczego część grupy nie została wtajemniczona. Przez całe swoje dzieciństwo był oszukiwany, a teraz, gdy wreszcie znalazł ludzi, którzy potrafili powiedzieć sobie najszczerszą prawdę, został okłamany jak kiedyś.
  Cisza w warsztacie została przerwana przez trzask zamykanych drzwi. Obejrzeli się w stronę schodów na tyłach garażu, które prowadziły na półpiętro. Przy barierce stał Yongguk oświetlany światłem słonecznym. Z kamiennym wyrazem twarzy, powoli przeleciał wzrokiem towarzyszy. Kiwnął na nich głową, znikając w ciemnościach panujących na górze. Chłopcy zerwali się i pognali za liderem.
  Podczas omawiania planu dzielnicy, w której miała pojawić się spora suma pieniędzy, wszyscy byli bardzo skupieni. W pewnym momencie, Jongup'owi zakręciło się w głowie, przez co poczuł, że traci grunt pod nogami. Od upadku uchroniło go ramię Himchana, które oplotło się wokół jego talii.
- Zelo - Bang spojrzał krótko na najmłodszego chłopaka - Bierz aparat, idziesz ze mną.
   Młodziak przytaknął, mimo, iż starszy na niego nie patrzył, i pobiegł w prawo, znikając za drzwiami mieszkania, które wynajmowali wraz z garażem. Miedzianowłosy złożył mapę, obserwując każdego po kolei. Miny mieli nietęgie, jednak zatrzymał się dłużej na mechaniku. Patrzyli sobie prosto w oczy, tworząc trochę napiętą atmosferę, przez co młodsi odetchnęli ciężko, nie tylko z powodu panującego wokół skwaru.
- Jak długo zajmie ci naprawa samochodu? - głęboki głos lidera rozniósł się echem po pomieszczeniu.
  Czerwonowłosy uśmiechnął się szelmowsko.
- Zależy, jak dużo czasu mi dajesz - oblizał wargi, czekając na odpowiedź.
  Mężczyzna obrócił się, wyglądając za okno, a reszta gangu drgnęła, wyraźnie podenerwowana.
- Wyraźnie zmierzcha, więc nasz czas jest ograniczony - odwrócił się z powrotem. - Trzy godziny.

  W dzielnicy bliższej centrum miasta, znajdowało się wiele osiedli, na których bloki były do całkowitego remontu, bądź do wyburzenia. Nikt tu prawie nie mieszkał, więc bezdomni wykorzystywali je jako schronienie, a mniejsze zgraje złodziei jako swoje kryjówki. Wyjątkiem była większa grupa, która pod swoim władaniem miała całe osiedle. Była u nich elektryczność oraz bieżącą woda, której większość mogła pozazdrościć. Zajmowali się dużymi rabunkami, w stylu transportu pieniędzy czy też większe firmy inwestycyjne, a także często pobierali haracz od ludzi, którzy nie dość, że ledwo wiązali koniec z końcem, to jeszcze na dodatek otrzymywali groźby pod pretekstem zniszczenia niewielkiego przedsiębiorstwa czy też domu.
  Teraz mieli okazję zarobić pokaźną sumkę, ponieważ w ich sidła wpadł jeden chłopak z gangu, z którym rywalizują od około półtora roku.
- Pieprzone bachory - rosły mężczyzna siedział na krześle z nogami na biurku. - Pojawili się znikąd, a teraz nie idzie się ich pozbyć. Za każdym razem są o krok dalej od nas, przez co zwijają nam sprzed nosa najlepsze kąski.
  Zrzucił popiół z papierosa na beton. Po drugiej stronie biurka siedział dość chudy chłopak o kruczoczarnych włosach, który udawał, że słucha starszego, jednak bardziej był zajęty czyszczeniem swoich ciemnych spodni. Wykałaczka w jego ustach machała się na wszystkie strony, jakby udawała, że jest mieczem.
  Znajdowali się w piwnicach, gdzie było o wiele chłodniej niż na górze, ale panowała tutaj ciemność, oświetlana tylko małymi żarówkami, oraz wilgoć.
- Jest nieugięty - odparł w pewnej chwili młodszy, wstając z krzesła. - Nawet, jeśli nic z niego nie wyciągniemy, zdobędziemy sporo kasy.
  Uśmiechnął się szyderczo, po czym opuścił pokój, wychodząc do jasnego korytarzyku, ponieważ tutaj znajdowała się podłużna okiennica, wpuszczająca promienie słoneczne do środka. Przy obdrapanych drzwiach siedziało dwóch młodzieńców, którzy z uśmiechami na twarzach grali w karty. Chłopak stanął nad nimi, nie odzywając się. Jeden z nich pomachał mu, w ogóle na niego nie patrząc.
- Nie powinniście z nim siedzieć? - zapytał, wskazując kciukiem drzwi.
- On nie ma siły nawet się ruszyć - odparł człowieczek z czarną chustą obwiązaną wokół szyi. Po chwili milczenia, podniósł się i spojrzał prosto w oczy przybyłego mężczyzny. - Nawet jeśli, to nie ma szans, by stąd wyszedł.
  Drugi zebrał karty, po czym cała trójka weszła do ciemnego pokoju. Tutaj znajdowało się większe, okratowane okno. Mniej więcej na środku pokoju stało drewniane krzesło, na którym siedział szczupły blondyn. Ręce miał oparte na podłokietnikach, a głowę odchyloną do tyłu. Na jego brodzie znajdowała się zaschnięta strużka krwi, która była niczym w porównaniu ze świeżo otwartą raną na czole. Trudno było im stwierdzić, czy zemdlał z powodu wycieńczenia, czy też po prostu spał.
- Chyba jest spragniony - podjął mężczyzna od wykałaczki. - Sanghun, obudź go
- Sam byś się ruszył, Serin - fuknął młodszy, tasując karty. - Podasz mu jeszcze swoje nazwisko?
  Chłopak z czarną chustą wziął butelkę wody stojącą na starej komodzie i bezprecedensowo całą jej zawartość wylał na twarz blondyna. Jak mu coś kazano zrobić, to robił to bez zająknięcia, ponieważ nie lubił awanturować się jak jego przyjaciel.
  Jasnowłosy zachłysnął się cieczą. Otworzył szeroko oczy i zaczął kasłać oraz trząść głową, by tylko pozbyć się nadmiaru wody z nosa i gardła. Po dłuższej chwili męczarni, oparł się znowu o drewno, patrząc nieobecnym wzrokiem na zebranych wokół niego oprawców. Czarnowłosy podszedł bliżej, wplątał dłoń w brudne, blond kosmyki włosów i mocno pociągnął do góry. Chłopak nawet nie pisnął.
- Powiedz nam wszystko o grupie Matoki, a od razu stąd wyjdziesz.
  Jasnowłosy uśmiechnął się kpiąco, nie zważając na ból. Nie powiedział im nic wcześniej, nie powie i teraz. Wiedział, że znają całą ich grupę, jednakże ta wiedza nie wykraczała poza imiona członków.
- Nie znam Matoki - wyszeptał, nie przestając się uśmiechać.
  Zainicjowało to uderzeniem prosto w skroń z prawej strony, od Sanghuna. Gdyby niepodtrzymująca go ręka mężczyzny, już dawno opadłby na podłogę. Następny cios, wymierzony kolanem, spadł prosto na żebra. Powietrze uszło z niego jak z balonu. Uścisk na głowie zniknął, przez co Youngjae opadł na kolana, po czym oparł się rękoma o beton i kaszląc, tworzył bordowe plamy na szarej ziemi.
- Aleś uparty - Serin z kamienną twarzą, kopnął blondyna w udo. Dało się słyszeć ciche stękniecie, a następnie chłopak opadł na bok, wzniecając wokół siebie tumany kurzu. - Milczenie nic ci nie da, ponieważ i tak dostaniemy za ciebie niezłą kupę forsy.
  Już wymierzał kolejny cios, gdy drzwi do pokoju otworzyły się. Niski, łysy mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych na nosie, wszedł do pomieszczenia. Sardoniczny uśmiech widniał na jego twarzy.
- Nasze króliczki właśnie wykonały ruch - oznajmił.

  Podziemna stacja kolejowa nie była używana przez mieszkańców ze względu na niezbyt korzystną lokalizację, więc została zamknięta. Teraz, użyto jej, jako miejsca wymiany dwóch gangów. Jeden z nich, rozsiadł się wśród starych skrzyń, rozmawiając i śmiejąc się w głos. Biorąc pod uwagę, że to ich teren, przybyli wcześniej, by przygotować się na powitanie zaproszonych gości.
  Pobity Youngjae siedział pod ścianą z zamkniętymi oczyma. Było mu okropnie gorąco, jednak nie miał dość siły, by ściągnąć z siebie przynajmniej kurtkę. Każda część ciała krzyczała z powodu bólu, a otwarta rana na lewej skroni była ubrudzona piachem, przez co okropnie go szczypała. Nagle, rozległ się cichy warkot silnika oraz krótki pisk opon. Jęknął, gdy został kopnięty w zewnętrzną podeszwę buta, gdzie siła uderzenia rozeszła się na część nogi, powodując uczucie bolesnego skurczu. Otworzył oczy, widząc nad sobą tego samego, łysego mężczyznę, który tym razem był ubrany w szarą kurtkę.
- Księżniczko, nie śpimy - założył na oczy ciemne okulary, po czym zwrócił się do dwóch młodzieńców, siedzących na beczkach. - Nasi goście już się zjawili. Podnieście go.
  Nie zrobili tego zbyt delikatnie. Syknął, gdy złapali go pod ramionami i podciągnęli do góry.
  Grupa Matoki zeszła na dół po schodach. Zatrzymali się jakieś dziesięć metrów przed nimi, a Yongguk postąpił jeszcze dwa kroki, rzucając czarną walizkę na ziemię, wzniecając tumany kurzu. Jeden od strony porywaczy spokojnie podszedł, sprawdzając zawartość aktówki. Uśmiechnął się, dając tym samym znak, iż wszystko się zgadza. Youngjae podniósł głowę i spojrzał przed siebie. Widząc przyjaciół, odetchnął ze skrywaną ulgą.
  Nagle, został wypchnięty do przodu. Potknął się, po czym, na tyle, ile pozwoliły mu siły, wyprostował się unikając w ostatniej chwili upadku. Czuł się bardzo źle, a obolałe ciało sprawiało trudy w poruszaniu się. Chłopak z walizką, na odchodne, szturchnął go dodatkowo. Nogi mu się plątały, jednak na ustach pojawił się uśmiech, ponieważ był coraz bliżej Yongguka.
  Usłyszał huk wystrzału. I wszystko zaczęło się dziać w zwolnionym tempie. Przeszywający ból po lewej stronie ciała, silne ręce lidera odpychające go na bok oraz przerażone twarze reszty grupy. Upadł na beton nie mogąc się podnieść, a w tle było słychać jeszcze cztery strzały oraz przeciągły krzyk Zelo. Zakręciło mu się w głowie, przestał słyszeć jakiekolwiek dźwięki, po czym ogarnęła go nieprzenikniona ciemność.
  Daehyun podbiegł do najmłodszego, który trzymał się za lewe ramię oraz tarzał się po podłodze, tuż przy samych torach.
- Zostaw ich! - krzyknął Bang, widząc jak Himchan celuje w stronę uciekających gangsterów - Musimy się stąd zwijać!
- Do cholery! - zaklął mechanik, wkładając pistolet za pasek. Ostatni raz spojrzał na kuśtykającego mężczyznę w szarej kurtce, który kurczowo trzymał walizkę z pieniędzmi.
  Miedzianowłosy wziął na ręce Youngjae, a Moon wraz z drugim brązowowłosym razem nieśli rannego młodziaka, który jęczał niemiłosiernie. Kim ruszył przodem, pokonując co dwa schodki. Otworzył drzwi w obu land roverach i wsiadł do stojącego bliżej wejścia od stacji. Zapalił silnik oraz światła. Nie musiał czekać długo, bo już po niecałych trzech minutach, oba auta mknęły przez ciemne ulice Manili. W oddali było słychać wycie syren policyjnych.
  Gdy czerwonowłosy pomógł wysiąść liderowi wraz z blondynem na rękach, wsiadł z powrotem za kierownicę i pojechał wprost do centrum miasta. Zelo oraz Yoo zostali położeni w dwóch oddzielnych pokojach.

  Choi zarzucał głową, mocno ściskając dłonią miejsce niedaleko szyi. Nigdy nie czuł tak rwącego bólu, który rozchodził się na całą rękę. 
- Pokaż to - nakazał Jongup, jednak od razu został odtrącony. Przez krótką chwilę szarpał się z Joonhongiem, lecz ostatecznie zwrócił się do stojącego obok Junga. - Przytrzymaj go, bo tak to nic nie zobaczę.
  Daehyun przycisnął ręce młodszego do materaca i usiadł mu na nogach.
- Nie, zostaw, proszę - jęczał ciemnowłosy, jednak nie mieli zamiaru go słuchać, ponieważ chodziło o jego dobro. - Hyung, nie dotykaj, błagam cię, do cholery!
  W oczach młodego zaszkliły się łzy, gdy Jongup zsunął mu częściowo kurtkę, a następnie rozciął nożem myśliwskim przesiąkniętą krwią koszulkę. Powoli odciągnął ją od rany na tyle, by móc ocenić jej stan. Jung automatycznie odwrócił głowę w bok, a Moon przysunął sobie bliżej lampkę i skrzywił się.
- Ślepa - odparł cicho. - Nie obejdzie się bez chirurga.
  Wiedzieli jednak, że wizyta w szpitalu to plan zapasowy, gdyby inne zawiodły. Żaden z nich nie znał się choćby odrobinę na medycynie, co jeszcze bardziej komplikowało sprawę.
  W tym samym czasie, Bang zdążył oczyścić twarz blondyna z brudu i zaschniętej krwi, który, ciężko oddychając, nadal nie odzyskał przytomności. Zdjął mu kurtkę, zostawiając go w samej bokserce i ciemnych spodniach. Przygryzł wargę, widząc masę siniaków na ramionach chłopaka, a gniew w nim rósł, jednakże po krótkiej chwili, opanował się, słysząc jęki rannego Zelo nawet poprzez dwie pary zamkniętych drzwi. Starał się tego nie słuchać.
  Poprawił głowę blondyna umieszczoną na poduszce, przy okazji sprawdzając, czy nie ma gorączki. Na razie wszystko było w porządku, co przyjął z ulgą. W pewnym momencie poczuł ciepło na prawym udzie, spojrzał w dół i ujrzał ciemną plamę na dżinsach. Podniósł się, wybałuszając oczy, na widok czerwonego prześcieradła. Rozerwał koszulkę blondyna, a jego oczom ukazała się podłużna na parę centymetrów i głęboka na jakieś dziesięć milimetrów rana, bardzo mocno krwawiła. Yongguk miał ochotę walnąć głową w ścianę, z powodu swojej nieuwagi. Nie mógł sobie darować, iż nie widział tego, gdy go rozbierał. Obwiązał mu bok bluzką, którą znalazł na krześle. Powinno na parę minut wystarczyć, pomyślał i zmierzył do drzwi.
  Wyszedł z sypialni, po czym przystanął, nie słysząc zupełnie nic. Miał cichą nadzieję, iż chłopcy uspokoili Choi'a oraz odpowiednio się nim zajęli. Przeszedł obok paru drzwi, a gdy usłyszał za sobą pisk zawiasów, odwrócił się szybko, odruchowo sięgając po broń, którą ostatecznie zostawił na swoim miejscu, ponieważ przed nim pojawiła się postać Daehyuna.
- Wszystko w porządku? - zapytał lidera, podchodząc bliżej. - Rana Zelo jest naprawdę paskudna. Kula utknęła, a gazy powoli nam się kończą.
  Od razu zauważył, że Bang jest bardzo zmęczony, co go nie dziwiło. Był już przyzwyczajony do tego, iż miedzianowłosy zawsze spełniał swoją rolę lidera, przez co był zawsze bardzo przemęczony, ale tym razem wyglądał jak chodzący trup.
- Ważniejszy jest stan Zelo oraz Youngjae - odparł smętnie. - Mógłbyś pójść do niego i przypilnować? Nie obudził się, a dopiero teraz zauważyłem, iż tamta kula przeszła rykoszetem.
  Jung poklepał starszego po ramieniu, pokazał rząd białych zębów i ruszył w kierunku pokoju, w którym leżał blondyn. Zaś Bang, wyszedł z mieszkania na półpiętro. Ominął stół, oświetlony z góry przez niewielką lampę, na którym nadal leżały mapy miasta wraz ze zdjęciami, których użyli, by zorganizować napad na konwój. Przeszedł obok kręconych schodów, przy okazji rzucając wzrokiem na garaż. Czarna karoseria zaświeciła w świetle księżyca, a mężczyzna ruszył dalej, w głąb, szukając apteczki. Doszedł do starej szafy, w której mieściło się dosłownie wszystko. Zaczął szybko i dokładnie przekładać rzeczy, chcąc znaleźć te najpotrzebniejsze.
  W tej właśnie chwili, napadły go wspomnienia sprzed niecałej godziny. Przed oczami znowu widział, jak Youngjae stara się dojść o własnych siłach do niego oraz ten jego uśmiech, pełen szczęścia i niebywałej ulgi. Przypomniał sobie też unoszącą się lufę pistoletu, mierząca wprost w plecy przyjaciela. Zareagował najszybciej jak się dało, odpychając chłopaka na bok, a samemu uskakując. W tym samym momencie Zelo zdążył sięgnąć po broń i wystrzelić dwie kule, jedną z nich trafiając w nogę mężczyzny, który już zaczynał uciekać ze swoją bandą. Gdy tylko trzymał w ręku pistolet, stawał się zimnym mordercą, jednakże teraz nie dane było mu kogoś zabić, ponieważ jeden z uciekających gangsterów, odwrócił się i trafił Joonhong'a prosto pod obojczyk. W tym czasie reszta zespołu już sięgała po swoje "zabawki", gdy lider zdążył krzyknąć do Himchana, by zostawił w spokoju umykających mężczyzn.
  Przetarł oczy, po czym zamknął szafę, znajdując niewielką rolkę bandaża i parę gazików. Przygasił delikatnie światła. Zaczął przechodzić między różnymi śmieciami, których wcześniej nie zauważył, po prostu je depcząc. Czuł się okropnie, ponieważ zorganizował to wszystko zbyt szybko, więc nie wiedzieli czego mają się spodziewać. Z drugiej strony, gdyby nie podjęli żadnych kroków, szanse na uratowanie Youngjae malałyby z każdą godziną. Zamarł, słysząc dźwięk kliknięcia. Wiedział, że były to drzwi, znajdujące się naprzeciwko schodów, które prowadziły do tyłów domu. Wyjął pistolet zza paska i, manewrując między meblami, podkradł się do nowszej kanapy, niż ta na dole, i schował się za nią. Tutaj panowały już całkowite ciemności, oświetlane jedynie przez nikłe światło księżyca. Wyjrzał zza boku, chcąc zbadać sprawę. Ciemna postać, która weszła do środka, niezgrabnie starała się przejść wśród mroku między rozrzuconymi rzeczami.
  Nie minęła minuta, gdy osobnik przemieścił się do samych drzwi od mieszkania. Machnął ręką, a Bangowi do oczu dostał się odbity błysk. Nie mógł mu pozwolić wejść dalej. Byli tam jego przyjaciele, w tym dwóch rannych i dwójka niewinnych chłopców, którzy w ogóle nie spodziewają się gościa. Na dodatek z bronią. Zrobiło mu się gorąco, co mogło wiązać się z temperaturą na zewnątrz, bądź strachem przed utratą najbliższych osób.
 Zaczął ciężej oddychać, uważnie obserwując poczynania włamywacza. Wyglądał, jakby szukał klamki. Yongguk zacisnął mocniej dłoń na kolbie pistoletu. Zdecydował.

  Podniósł się i, bez celowania, strzelił przed siebie. Ciemna postać upadła z hukiem na podłogę, a miedzianowłosy od razu doskoczył do włącznika światła, znajdującego się przy drzwiach wejściowych.


czwartek, 17 lipca 2014

Only One Shot - zapowiedź




- Youngjae-ssi, Youngjae-ssi - miedzianowłosy powtarzał jego imię jak mantrę, jednocześnie potrząsając bezwładnym ciałem.
Nie zareagował na dotyk najbliższego przyjaciela. 
- Musimy uciekać, Youngjae-ssi. Obudź się - szarpał nim coraz mocniej, lecz on nie reagował.
Nagle poczuł, że zaczyna się poruszać. Jednak nie Youngjae, tylko on. Ktoś go siłą odciągał. Zaczął się wyrywać i krzyczeć. Coraz więcej par rąk ciągnęło go do tyłu.
- Nie! Nie zostawię go tutaj samego! - ostatkami sił łapał się czego tylko mógł. - Nie możemy go tutaj zostawić! Nie pozwolę!
Z łatwością został ściągnięty na sam dół, gdzie było gorąco, a dym uniemożliwiał oddychanie. Na oślep wymacał jakąś stal, którą mógł objąć. Przyczepił się do niej, jak koala do drzewa.
- Youngjae się nie poddawał, a ty teraz kapitulujesz? Zastanów się, kim jesteś!
Opadł bezwładnie na ziemię. Dla niego, świat zakończył swój bieg.