poniedziałek, 21 lipca 2014

B.A.P - Only One Shot I




Co by było, gdyby w teledysku "One Shot" Youngjae nie zdradziłby B.A.P, zaś, pierwsza opcja stała się prawdą?
Oczywiście zmieniona na potrzebę tej historii.


Informacje:
Główny paring: BangYoo
Rodzaj: Three-shot
Ostrzeżenia: Przemoc.




  Filipiny. Jedne z cieplejszych archipelagów na świecie, gdzie panował istny gorąc oraz wilgoć, ale rodzimi mieszkańcy byli do tego przyzwyczajeni. Trudniej było zaś imigrantom, na przykład z Korei. Tam temperatury były niższe, więc żyło się łatwiej, a tutaj potrzebowali bardzo dużo czasu, by przyzwyczaić swój organizm. Niektórzy opuścili swój kraj pod przymusem, a inni dobrowolnie, chcąc zmienić coś w swojej żmudnej egzystencji.
  Niewielka grupa młodych ludzi, niezwiązana ze sobą żadnymi nićmi rodzinnymi, opuściła Seul, by móc zacząć wszystko od nowa, a do tego w innym miejscu. Mimo, że mieli dość sporą sumę pieniędzy, woleli zamieszkać na obrzeżach stolicy Filipin, tuż nad warsztatem samochodowym, który też należał do nich. Chcieli sprawiać wrażenie normalnych, dość biednych ludzi, którzy ciężko pracują, by przeżyć. Sąsiedzi przyjęli ich bez żadnego sprzeciwu, a paru nawet chciało pogłębić swoje stosunki z młodziakami, jednakże, musieli używać języka angielskiego.
  
  W garażu, gdzie panował półmrok, trójka mężczyzn siedziała na podstarzałej kanapie, spoglądając w monitor laptopa, a wiatrak stojący obok, owiewał ich spocone ciała. Mieszkali tutaj już od dwóch lat, jednak nadal nie potrafili poradzić sobie z czasem suszy, która osiągała istne apogeum akurat teraz, na przełomie stycznia i lutego. Podczas, gdy omawiali co zrobią na dniach, usłyszeli głośny łomot w stalowe drzwi warsztatu. Chłopak o włosach w kolorze miedzianego blondu, podniósł się i szybkim krokiem podszedł do wejścia. Podniósł metalowe wrota, wpuszczając do środka dość sporą ilość gorącego powietrza oraz światła. Niższy od niego młodzieniec, w czapce, która była zbędna w taki upalny dzień, po przyjacielskim uścisku przeszedł do rzeczy:
- Youngjae nadal nie ma? - zapytał, patrząc w głąb pomieszczenia, gdzie zostało zapalone dodatkowe światło i można było zauważyć stojącego we wnętrzu jeep'a oraz cztery, lśniące motocykle.
  Wyższy pokręcił głową, spuszczając wzrok. Był najstarszy z nich wszystkich, natomiast pełniąc też funkcję lidera, czuł się odpowiedzialny za każdego, więc fakt, że jeden z gangu zaginął, sprawiał mu istny ból, którego nie chciał po sobie pokazywać.
- Hej! - gdy dwójka przyjaciół usłyszała niski głos, chłopak w czapce obrócił się i dostał długim kijem prosto w głowę. Opadł bezwładnie na ziemię, a miedzianowłosy odruchowo uklęknął przy towarzyszu, patrząc to na niego, to na napastnika, który ostentacyjnie rzucił w niego jakimś niewielkim przedmiotem i wrócił do stojącej z tyłu terenówki, odjeżdżając z szyderczym śmiechem wraz z resztą bandy.
  Pozostała część grupy z serwisu podbiegła do nich, a spod samochodu stojącego w środku, wysunął się mężczyzna usmarowany olejem na rękach oraz twarzy. Bez słowa wyszedł, odganiając gapiów z ulicy i zamknął drzwi, gdy omdlały chłopak został zaniesiony na sofę. 
  Przysiadł przy ofierze ataku i zdjął mu czapkę, rzucając ją na podłogę, ukazując jasnobrązowe włosy. Z otwartej rany na czole popłynęła krew.
- Zelo, wodę utlenioną i kawałek bandaża - odparł spokojnym tonem, nie spuszczając wzroku z twarzy rannego.
  Najwyższy chłopak zerwał się, wbiegając na górę po krętych schodach, by w ciągu krótkiej chwili wrócić z rzeczami, o które został poproszony.
  Mężczyzna, potrząsnął głową, żeby pozbyć się wiśniowych kosmyków z oczu. Nie zwracając uwagi na brudne dłonie, ostrożnie, poprzez kawałek materiału, oczyścił ranę i twarz Jongup'a, ponieważ tak miał na imię. Pamiętał swoją obserwację tego osobnika, gdyż on wraz z Zelo kręcili się po Seulu i kradli co popadnie, grożąc nienabitą bronią. Przez pewien czas śmieszyło go to, ale ostatecznie stwierdził, że przydałby się ktoś taki. Z oporami, ale udało się ich przekonać, by dołączyli do niego i Yongguka, który teraz był liderem.
  Uśmiechnął się pod nosem na to wspomnienie, kończąc owijanie głowy młodszego bandażem.
- Hyung - cichy głos najwyższego chłopaka dotarł do uszu wiśniowowłosego. - Leżało na ziemi. Nie jest nasz.
  Joonhong, imię, którego nie używali w stosunku do ciemnowłosego, podał liderowi niewielką rzecz, a ten obrócił ją parę razy w dłoni, by ostatecznie rzucić w stronę chłopaka o włosach w kolorze popielatego brązu, stojącego tuż obok laptopa, który został wraz ze stolikiem odsunięty na bok, gdy nieśli Jongup'a. Lekko wystraszony złapał pendrive'a i, bez zbędnych pytań, podłączył go do komputera.
  W tym samym momencie, Jongup otworzył powoli oczy.
- Himchan? - spojrzał na mężczyznę, który nie przestawał głaskać jego ciepłej dłoni.
  Himchan uśmiechnął się przymilnie, widząc, że przyjaciel zaczyna kojarzyć fakty, rozglądając się po reszcie stojącej wokół. W pewnej chwili, chciał podnieść się o własnych siłach, jednakże z powrotem opadł na kanapę. Ostatecznie czerwonowłosy doprowadził go do pozycji siedzącej, samemu siadając obok, pozwalając, by młodszy mógł się o niego oprzeć.
  Daehyun otworzył plik, w którym znajdował się film. Grupa zebrała się wokół sprzętu, oglądając to, czego nigdy nie chcieli ujrzeć.

- Przecież to co mamy, nie pokryje nawet połowy tej wielkiej sumy - odparł smętnie Zelo, patrząc, jak lider zamyka laptopa. - Co robimy?
  Yongguk stał i pustym wzrokiem obserwował towarzyszy, którzy oczekiwali od niego odpowiedzi. Jongup spojrzał wrogo w stronę miedzianowłosego.
- Dlaczego wysłałeś go samego? - jego głos był pełen goryczy.
  Bang patrzył na niego z kamiennym wyrazem twarzy. Atmosfera zrobiła bardziej napięta, a reszta grupy nie miała ochoty wzniecać kłótni w tej sytuacji, więc siedziała cicho.
- Co masz zamiar z tym zrobić? - ranny nie odpuszczał. - Nareszcie masz poczucie winy, panie „jestem lepszy od was wszystkich”? Chociaż, patrząc na twoją mordę, ciągle pozostajesz niewzruszony, jakbyś urodził się bez serca albo z wiekiem wyzbyłeś się wszelkich uczuć, jak jakiś potwór – uważnie obserwował lidera, który nadal stał w jednym miejscu i słuchał jego monologu. Joohong spojrzał na Daehyuna, który pokręcił głową, aby ten nie wtrącał się, ponieważ mogłoby być jeszcze gorzej. - Dlaczego się nie odzywasz?! Prawda czy strach cię dopadł? Czy twój brak reakcji jest związany z tym, iż Youngjae nie jest dla ciebie ważny?
  Ostatnie zdania wykrzyczał i miał zamiar jeszcze coś dodać, gdy Himchan dotknął palcem jego czoła w miejscu, gdzie bandaż przesiąkł krwią. Chłopak syknął pod wpływem niezbyt delikatnego dotyku. Nie zrozumiał gestu starszego, jednak po chwili załapał, że chodziło o wypowiedziane słowa w złym momencie.
  Zelo zacisnął dłonie w pięści. Po raz kolejny nie miał odwagi powiedzieć tego, o czym myślał. Tuż po dołączeniu do gangu był zgryźliwy i do nikogo nie odnosił się z szacunkiem. Miał gdzieś, że wszyscy chodzili nabuzowani, po prostu trudno było mu się dostosować, przez co starał się też pokazać, iż nie jest osobnikiem, który pozwoli sobą pomiatać. Stał się cichszy po tym, jak Jung strzelił z pistoletu tuż obok jego twarzy, wystarczająco blisko, by poczuć delikatny podmuch lecącej kuli, obiecując mu, że następnym razem trafi prosto między oczy. Najmłodszy uwierzył towarzyszowi na słowo.
  W czasie, gdy w umyśle Joonhong'a kłębiły się myśli, Kim starał się uspokoić rozjuszonego, brązowowłosego nastolatka, który ciągle warczał w stronę nieporuszonego lidera.
- Uspokój się do cholery - Himchan złapał agresora za ramiona. - Wraz ze mną Yongguk-hyung i Youngjae-ssi obmyślili ten plan, by on poszedł sam.
  Jongup zaniemówił, wpatrując się tępo w starszego. Dopiero po chwili, gdy jego mózg przetworzył wszystkie otrzymane informacje, rzucił się na mechanika, spadając wraz z nim na beton, i przycisnął go do podłogi.
- Dlaczego tworzycie konspirację za naszymi plecami?! - zaczął potrząsać wiśniowowłosym, który odpychał od siebie wściekłego młodzika.
  W czasie, gdy Daehyun i ciemnowłosy Choi starali się odciągnąć Moon'a, lider wszedł niezauważony na górę.
  Kim wyszedł cało z opresji, a brązowowłosy naburmuszony usiadł na kanapie. Zaczął się zastanawiać, dlaczego część grupy nie została wtajemniczona. Przez całe swoje dzieciństwo był oszukiwany, a teraz, gdy wreszcie znalazł ludzi, którzy potrafili powiedzieć sobie najszczerszą prawdę, został okłamany jak kiedyś.
  Cisza w warsztacie została przerwana przez trzask zamykanych drzwi. Obejrzeli się w stronę schodów na tyłach garażu, które prowadziły na półpiętro. Przy barierce stał Yongguk oświetlany światłem słonecznym. Z kamiennym wyrazem twarzy, powoli przeleciał wzrokiem towarzyszy. Kiwnął na nich głową, znikając w ciemnościach panujących na górze. Chłopcy zerwali się i pognali za liderem.
  Podczas omawiania planu dzielnicy, w której miała pojawić się spora suma pieniędzy, wszyscy byli bardzo skupieni. W pewnym momencie, Jongup'owi zakręciło się w głowie, przez co poczuł, że traci grunt pod nogami. Od upadku uchroniło go ramię Himchana, które oplotło się wokół jego talii.
- Zelo - Bang spojrzał krótko na najmłodszego chłopaka - Bierz aparat, idziesz ze mną.
   Młodziak przytaknął, mimo, iż starszy na niego nie patrzył, i pobiegł w prawo, znikając za drzwiami mieszkania, które wynajmowali wraz z garażem. Miedzianowłosy złożył mapę, obserwując każdego po kolei. Miny mieli nietęgie, jednak zatrzymał się dłużej na mechaniku. Patrzyli sobie prosto w oczy, tworząc trochę napiętą atmosferę, przez co młodsi odetchnęli ciężko, nie tylko z powodu panującego wokół skwaru.
- Jak długo zajmie ci naprawa samochodu? - głęboki głos lidera rozniósł się echem po pomieszczeniu.
  Czerwonowłosy uśmiechnął się szelmowsko.
- Zależy, jak dużo czasu mi dajesz - oblizał wargi, czekając na odpowiedź.
  Mężczyzna obrócił się, wyglądając za okno, a reszta gangu drgnęła, wyraźnie podenerwowana.
- Wyraźnie zmierzcha, więc nasz czas jest ograniczony - odwrócił się z powrotem. - Trzy godziny.

  W dzielnicy bliższej centrum miasta, znajdowało się wiele osiedli, na których bloki były do całkowitego remontu, bądź do wyburzenia. Nikt tu prawie nie mieszkał, więc bezdomni wykorzystywali je jako schronienie, a mniejsze zgraje złodziei jako swoje kryjówki. Wyjątkiem była większa grupa, która pod swoim władaniem miała całe osiedle. Była u nich elektryczność oraz bieżącą woda, której większość mogła pozazdrościć. Zajmowali się dużymi rabunkami, w stylu transportu pieniędzy czy też większe firmy inwestycyjne, a także często pobierali haracz od ludzi, którzy nie dość, że ledwo wiązali koniec z końcem, to jeszcze na dodatek otrzymywali groźby pod pretekstem zniszczenia niewielkiego przedsiębiorstwa czy też domu.
  Teraz mieli okazję zarobić pokaźną sumkę, ponieważ w ich sidła wpadł jeden chłopak z gangu, z którym rywalizują od około półtora roku.
- Pieprzone bachory - rosły mężczyzna siedział na krześle z nogami na biurku. - Pojawili się znikąd, a teraz nie idzie się ich pozbyć. Za każdym razem są o krok dalej od nas, przez co zwijają nam sprzed nosa najlepsze kąski.
  Zrzucił popiół z papierosa na beton. Po drugiej stronie biurka siedział dość chudy chłopak o kruczoczarnych włosach, który udawał, że słucha starszego, jednak bardziej był zajęty czyszczeniem swoich ciemnych spodni. Wykałaczka w jego ustach machała się na wszystkie strony, jakby udawała, że jest mieczem.
  Znajdowali się w piwnicach, gdzie było o wiele chłodniej niż na górze, ale panowała tutaj ciemność, oświetlana tylko małymi żarówkami, oraz wilgoć.
- Jest nieugięty - odparł w pewnej chwili młodszy, wstając z krzesła. - Nawet, jeśli nic z niego nie wyciągniemy, zdobędziemy sporo kasy.
  Uśmiechnął się szyderczo, po czym opuścił pokój, wychodząc do jasnego korytarzyku, ponieważ tutaj znajdowała się podłużna okiennica, wpuszczająca promienie słoneczne do środka. Przy obdrapanych drzwiach siedziało dwóch młodzieńców, którzy z uśmiechami na twarzach grali w karty. Chłopak stanął nad nimi, nie odzywając się. Jeden z nich pomachał mu, w ogóle na niego nie patrząc.
- Nie powinniście z nim siedzieć? - zapytał, wskazując kciukiem drzwi.
- On nie ma siły nawet się ruszyć - odparł człowieczek z czarną chustą obwiązaną wokół szyi. Po chwili milczenia, podniósł się i spojrzał prosto w oczy przybyłego mężczyzny. - Nawet jeśli, to nie ma szans, by stąd wyszedł.
  Drugi zebrał karty, po czym cała trójka weszła do ciemnego pokoju. Tutaj znajdowało się większe, okratowane okno. Mniej więcej na środku pokoju stało drewniane krzesło, na którym siedział szczupły blondyn. Ręce miał oparte na podłokietnikach, a głowę odchyloną do tyłu. Na jego brodzie znajdowała się zaschnięta strużka krwi, która była niczym w porównaniu ze świeżo otwartą raną na czole. Trudno było im stwierdzić, czy zemdlał z powodu wycieńczenia, czy też po prostu spał.
- Chyba jest spragniony - podjął mężczyzna od wykałaczki. - Sanghun, obudź go
- Sam byś się ruszył, Serin - fuknął młodszy, tasując karty. - Podasz mu jeszcze swoje nazwisko?
  Chłopak z czarną chustą wziął butelkę wody stojącą na starej komodzie i bezprecedensowo całą jej zawartość wylał na twarz blondyna. Jak mu coś kazano zrobić, to robił to bez zająknięcia, ponieważ nie lubił awanturować się jak jego przyjaciel.
  Jasnowłosy zachłysnął się cieczą. Otworzył szeroko oczy i zaczął kasłać oraz trząść głową, by tylko pozbyć się nadmiaru wody z nosa i gardła. Po dłuższej chwili męczarni, oparł się znowu o drewno, patrząc nieobecnym wzrokiem na zebranych wokół niego oprawców. Czarnowłosy podszedł bliżej, wplątał dłoń w brudne, blond kosmyki włosów i mocno pociągnął do góry. Chłopak nawet nie pisnął.
- Powiedz nam wszystko o grupie Matoki, a od razu stąd wyjdziesz.
  Jasnowłosy uśmiechnął się kpiąco, nie zważając na ból. Nie powiedział im nic wcześniej, nie powie i teraz. Wiedział, że znają całą ich grupę, jednakże ta wiedza nie wykraczała poza imiona członków.
- Nie znam Matoki - wyszeptał, nie przestając się uśmiechać.
  Zainicjowało to uderzeniem prosto w skroń z prawej strony, od Sanghuna. Gdyby niepodtrzymująca go ręka mężczyzny, już dawno opadłby na podłogę. Następny cios, wymierzony kolanem, spadł prosto na żebra. Powietrze uszło z niego jak z balonu. Uścisk na głowie zniknął, przez co Youngjae opadł na kolana, po czym oparł się rękoma o beton i kaszląc, tworzył bordowe plamy na szarej ziemi.
- Aleś uparty - Serin z kamienną twarzą, kopnął blondyna w udo. Dało się słyszeć ciche stękniecie, a następnie chłopak opadł na bok, wzniecając wokół siebie tumany kurzu. - Milczenie nic ci nie da, ponieważ i tak dostaniemy za ciebie niezłą kupę forsy.
  Już wymierzał kolejny cios, gdy drzwi do pokoju otworzyły się. Niski, łysy mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych na nosie, wszedł do pomieszczenia. Sardoniczny uśmiech widniał na jego twarzy.
- Nasze króliczki właśnie wykonały ruch - oznajmił.

  Podziemna stacja kolejowa nie była używana przez mieszkańców ze względu na niezbyt korzystną lokalizację, więc została zamknięta. Teraz, użyto jej, jako miejsca wymiany dwóch gangów. Jeden z nich, rozsiadł się wśród starych skrzyń, rozmawiając i śmiejąc się w głos. Biorąc pod uwagę, że to ich teren, przybyli wcześniej, by przygotować się na powitanie zaproszonych gości.
  Pobity Youngjae siedział pod ścianą z zamkniętymi oczyma. Było mu okropnie gorąco, jednak nie miał dość siły, by ściągnąć z siebie przynajmniej kurtkę. Każda część ciała krzyczała z powodu bólu, a otwarta rana na lewej skroni była ubrudzona piachem, przez co okropnie go szczypała. Nagle, rozległ się cichy warkot silnika oraz krótki pisk opon. Jęknął, gdy został kopnięty w zewnętrzną podeszwę buta, gdzie siła uderzenia rozeszła się na część nogi, powodując uczucie bolesnego skurczu. Otworzył oczy, widząc nad sobą tego samego, łysego mężczyznę, który tym razem był ubrany w szarą kurtkę.
- Księżniczko, nie śpimy - założył na oczy ciemne okulary, po czym zwrócił się do dwóch młodzieńców, siedzących na beczkach. - Nasi goście już się zjawili. Podnieście go.
  Nie zrobili tego zbyt delikatnie. Syknął, gdy złapali go pod ramionami i podciągnęli do góry.
  Grupa Matoki zeszła na dół po schodach. Zatrzymali się jakieś dziesięć metrów przed nimi, a Yongguk postąpił jeszcze dwa kroki, rzucając czarną walizkę na ziemię, wzniecając tumany kurzu. Jeden od strony porywaczy spokojnie podszedł, sprawdzając zawartość aktówki. Uśmiechnął się, dając tym samym znak, iż wszystko się zgadza. Youngjae podniósł głowę i spojrzał przed siebie. Widząc przyjaciół, odetchnął ze skrywaną ulgą.
  Nagle, został wypchnięty do przodu. Potknął się, po czym, na tyle, ile pozwoliły mu siły, wyprostował się unikając w ostatniej chwili upadku. Czuł się bardzo źle, a obolałe ciało sprawiało trudy w poruszaniu się. Chłopak z walizką, na odchodne, szturchnął go dodatkowo. Nogi mu się plątały, jednak na ustach pojawił się uśmiech, ponieważ był coraz bliżej Yongguka.
  Usłyszał huk wystrzału. I wszystko zaczęło się dziać w zwolnionym tempie. Przeszywający ból po lewej stronie ciała, silne ręce lidera odpychające go na bok oraz przerażone twarze reszty grupy. Upadł na beton nie mogąc się podnieść, a w tle było słychać jeszcze cztery strzały oraz przeciągły krzyk Zelo. Zakręciło mu się w głowie, przestał słyszeć jakiekolwiek dźwięki, po czym ogarnęła go nieprzenikniona ciemność.
  Daehyun podbiegł do najmłodszego, który trzymał się za lewe ramię oraz tarzał się po podłodze, tuż przy samych torach.
- Zostaw ich! - krzyknął Bang, widząc jak Himchan celuje w stronę uciekających gangsterów - Musimy się stąd zwijać!
- Do cholery! - zaklął mechanik, wkładając pistolet za pasek. Ostatni raz spojrzał na kuśtykającego mężczyznę w szarej kurtce, który kurczowo trzymał walizkę z pieniędzmi.
  Miedzianowłosy wziął na ręce Youngjae, a Moon wraz z drugim brązowowłosym razem nieśli rannego młodziaka, który jęczał niemiłosiernie. Kim ruszył przodem, pokonując co dwa schodki. Otworzył drzwi w obu land roverach i wsiadł do stojącego bliżej wejścia od stacji. Zapalił silnik oraz światła. Nie musiał czekać długo, bo już po niecałych trzech minutach, oba auta mknęły przez ciemne ulice Manili. W oddali było słychać wycie syren policyjnych.
  Gdy czerwonowłosy pomógł wysiąść liderowi wraz z blondynem na rękach, wsiadł z powrotem za kierownicę i pojechał wprost do centrum miasta. Zelo oraz Yoo zostali położeni w dwóch oddzielnych pokojach.

  Choi zarzucał głową, mocno ściskając dłonią miejsce niedaleko szyi. Nigdy nie czuł tak rwącego bólu, który rozchodził się na całą rękę. 
- Pokaż to - nakazał Jongup, jednak od razu został odtrącony. Przez krótką chwilę szarpał się z Joonhongiem, lecz ostatecznie zwrócił się do stojącego obok Junga. - Przytrzymaj go, bo tak to nic nie zobaczę.
  Daehyun przycisnął ręce młodszego do materaca i usiadł mu na nogach.
- Nie, zostaw, proszę - jęczał ciemnowłosy, jednak nie mieli zamiaru go słuchać, ponieważ chodziło o jego dobro. - Hyung, nie dotykaj, błagam cię, do cholery!
  W oczach młodego zaszkliły się łzy, gdy Jongup zsunął mu częściowo kurtkę, a następnie rozciął nożem myśliwskim przesiąkniętą krwią koszulkę. Powoli odciągnął ją od rany na tyle, by móc ocenić jej stan. Jung automatycznie odwrócił głowę w bok, a Moon przysunął sobie bliżej lampkę i skrzywił się.
- Ślepa - odparł cicho. - Nie obejdzie się bez chirurga.
  Wiedzieli jednak, że wizyta w szpitalu to plan zapasowy, gdyby inne zawiodły. Żaden z nich nie znał się choćby odrobinę na medycynie, co jeszcze bardziej komplikowało sprawę.
  W tym samym czasie, Bang zdążył oczyścić twarz blondyna z brudu i zaschniętej krwi, który, ciężko oddychając, nadal nie odzyskał przytomności. Zdjął mu kurtkę, zostawiając go w samej bokserce i ciemnych spodniach. Przygryzł wargę, widząc masę siniaków na ramionach chłopaka, a gniew w nim rósł, jednakże po krótkiej chwili, opanował się, słysząc jęki rannego Zelo nawet poprzez dwie pary zamkniętych drzwi. Starał się tego nie słuchać.
  Poprawił głowę blondyna umieszczoną na poduszce, przy okazji sprawdzając, czy nie ma gorączki. Na razie wszystko było w porządku, co przyjął z ulgą. W pewnym momencie poczuł ciepło na prawym udzie, spojrzał w dół i ujrzał ciemną plamę na dżinsach. Podniósł się, wybałuszając oczy, na widok czerwonego prześcieradła. Rozerwał koszulkę blondyna, a jego oczom ukazała się podłużna na parę centymetrów i głęboka na jakieś dziesięć milimetrów rana, bardzo mocno krwawiła. Yongguk miał ochotę walnąć głową w ścianę, z powodu swojej nieuwagi. Nie mógł sobie darować, iż nie widział tego, gdy go rozbierał. Obwiązał mu bok bluzką, którą znalazł na krześle. Powinno na parę minut wystarczyć, pomyślał i zmierzył do drzwi.
  Wyszedł z sypialni, po czym przystanął, nie słysząc zupełnie nic. Miał cichą nadzieję, iż chłopcy uspokoili Choi'a oraz odpowiednio się nim zajęli. Przeszedł obok paru drzwi, a gdy usłyszał za sobą pisk zawiasów, odwrócił się szybko, odruchowo sięgając po broń, którą ostatecznie zostawił na swoim miejscu, ponieważ przed nim pojawiła się postać Daehyuna.
- Wszystko w porządku? - zapytał lidera, podchodząc bliżej. - Rana Zelo jest naprawdę paskudna. Kula utknęła, a gazy powoli nam się kończą.
  Od razu zauważył, że Bang jest bardzo zmęczony, co go nie dziwiło. Był już przyzwyczajony do tego, iż miedzianowłosy zawsze spełniał swoją rolę lidera, przez co był zawsze bardzo przemęczony, ale tym razem wyglądał jak chodzący trup.
- Ważniejszy jest stan Zelo oraz Youngjae - odparł smętnie. - Mógłbyś pójść do niego i przypilnować? Nie obudził się, a dopiero teraz zauważyłem, iż tamta kula przeszła rykoszetem.
  Jung poklepał starszego po ramieniu, pokazał rząd białych zębów i ruszył w kierunku pokoju, w którym leżał blondyn. Zaś Bang, wyszedł z mieszkania na półpiętro. Ominął stół, oświetlony z góry przez niewielką lampę, na którym nadal leżały mapy miasta wraz ze zdjęciami, których użyli, by zorganizować napad na konwój. Przeszedł obok kręconych schodów, przy okazji rzucając wzrokiem na garaż. Czarna karoseria zaświeciła w świetle księżyca, a mężczyzna ruszył dalej, w głąb, szukając apteczki. Doszedł do starej szafy, w której mieściło się dosłownie wszystko. Zaczął szybko i dokładnie przekładać rzeczy, chcąc znaleźć te najpotrzebniejsze.
  W tej właśnie chwili, napadły go wspomnienia sprzed niecałej godziny. Przed oczami znowu widział, jak Youngjae stara się dojść o własnych siłach do niego oraz ten jego uśmiech, pełen szczęścia i niebywałej ulgi. Przypomniał sobie też unoszącą się lufę pistoletu, mierząca wprost w plecy przyjaciela. Zareagował najszybciej jak się dało, odpychając chłopaka na bok, a samemu uskakując. W tym samym momencie Zelo zdążył sięgnąć po broń i wystrzelić dwie kule, jedną z nich trafiając w nogę mężczyzny, który już zaczynał uciekać ze swoją bandą. Gdy tylko trzymał w ręku pistolet, stawał się zimnym mordercą, jednakże teraz nie dane było mu kogoś zabić, ponieważ jeden z uciekających gangsterów, odwrócił się i trafił Joonhong'a prosto pod obojczyk. W tym czasie reszta zespołu już sięgała po swoje "zabawki", gdy lider zdążył krzyknąć do Himchana, by zostawił w spokoju umykających mężczyzn.
  Przetarł oczy, po czym zamknął szafę, znajdując niewielką rolkę bandaża i parę gazików. Przygasił delikatnie światła. Zaczął przechodzić między różnymi śmieciami, których wcześniej nie zauważył, po prostu je depcząc. Czuł się okropnie, ponieważ zorganizował to wszystko zbyt szybko, więc nie wiedzieli czego mają się spodziewać. Z drugiej strony, gdyby nie podjęli żadnych kroków, szanse na uratowanie Youngjae malałyby z każdą godziną. Zamarł, słysząc dźwięk kliknięcia. Wiedział, że były to drzwi, znajdujące się naprzeciwko schodów, które prowadziły do tyłów domu. Wyjął pistolet zza paska i, manewrując między meblami, podkradł się do nowszej kanapy, niż ta na dole, i schował się za nią. Tutaj panowały już całkowite ciemności, oświetlane jedynie przez nikłe światło księżyca. Wyjrzał zza boku, chcąc zbadać sprawę. Ciemna postać, która weszła do środka, niezgrabnie starała się przejść wśród mroku między rozrzuconymi rzeczami.
  Nie minęła minuta, gdy osobnik przemieścił się do samych drzwi od mieszkania. Machnął ręką, a Bangowi do oczu dostał się odbity błysk. Nie mógł mu pozwolić wejść dalej. Byli tam jego przyjaciele, w tym dwóch rannych i dwójka niewinnych chłopców, którzy w ogóle nie spodziewają się gościa. Na dodatek z bronią. Zrobiło mu się gorąco, co mogło wiązać się z temperaturą na zewnątrz, bądź strachem przed utratą najbliższych osób.
 Zaczął ciężej oddychać, uważnie obserwując poczynania włamywacza. Wyglądał, jakby szukał klamki. Yongguk zacisnął mocniej dłoń na kolbie pistoletu. Zdecydował.

  Podniósł się i, bez celowania, strzelił przed siebie. Ciemna postać upadła z hukiem na podłogę, a miedzianowłosy od razu doskoczył do włącznika światła, znajdującego się przy drzwiach wejściowych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz