poniedziałek, 29 grudnia 2014

The Last Prophecy - Rozdział II: Absolwenci






Informacje:
Zespół/Paring: ToppDogg
Typ: Seria I
A/N: Miałam zacząć pisać od stycznia, ale ktoś mnie kopnął (J.Mour ić stunt) i wyszło, że ponownie wracam. Najprawdopodobniej będę publikowała na zmianę, wraz z serią "PSYCHO", której pozbyć z głowy się nie mogę.
Oczywiście oczekuję jakichkolwiek komentarzy. Mogę się założyć, że będzie mi milej pisać, gdy ujrzę nawet słowa czystej krytyki.


____________________________________

Jeszcze przed południem, B-Joo siedział ze swoim przyjacielem na kolejnych nudnych zajęciach. Słowa nauczyciela wpuszczał jednym uchem, a drugim wypuszczał, ponieważ dla niego były ważniejsze sprawy, niż zależność przetrwania względem otoczenia. Obejrzał się za siebie, a widząc, że A-Tom śpi, z powrotem wrócił do poprzedniej pozycji, mianowicie wpatrywania się w drewniany blat ławki.
Westchnął ciężko, myślami uciekając do wydarzeń sprzed trzech dni. Wtedy, gdy Hansol się do niego dosiadł, koniec ściany bocznej zwalił się na trzy ostatnie ławki w rzędzie, przez co siedem dziewczyn trafiło do szpitala, gdzie dwójka już wróciła, ponieważ miały tylko lekkie zadrapania. Gorzej było z dwiema ostatnimi, które czym prędzej zostały przeniesione do szpitala. Od tamtej pory po Hansolu nie było ani widu, ani słychu.
Nie rozumiał, dlaczego zniknął tak bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia.
- Skup się – Wyszedł z głębokiego zamyślenia, słysząc uwagę. – Słyszysz?
Spojrzał na Xero i wywrócił oczami, przenosząc wzrok na nauczyciela, który stał przy biurku. Gestykulował tłumacząc coś, ale B-Joo, nieważne, jak bardzo się starał, nie potrafił się skupić.
- Dobrze – burknął pod nosem, chcąc, aby dał mu spokój.
- Nie warcz na mnie – Upomniał go młodszy i oparł mu głowę na ramieniu. – Chcę dla ciebie dobrze.
B-Joo skinął głową, wewnętrznie oczekując wybicia godziny dwunastej. Aktualnie miał dość natarczywości Xero. Sam dobrze wiedział, co ma robić, przecież nie miał pięciu lat, lecz on uważał go za dziecko, które trzeba upominać. Znali się od dzieciństwa, aczkolwiek jeszcze rok temu zachowywał się normalnie. Był roześmiany, uwielbiał z nim trenować, a także często się bawili. W mgnieniu oka jednak stał się czystym despotą – zaborczym oraz zamkniętym na wszelkie uczucia innych. B-Joo z każdym dniem coraz dziwniej czuł się w jego towarzystwie, więc na spotkaniach z Hansolem starał się twórczo wykorzystywać czas.
Gdy nadeszło upragnione południe, jako pierwszy opuścił salę od razu stając przy wyjściu ze szkoły, gdzie wyłapywał najbliższych przyjaciół, pytając się o to, czy nigdzie nie widzieli Hansola. Niektórzy wspominali, iż widzieli go w centrum, inni, że chodził po klubach, jakby kogoś szukał. Zaczynał powoli tracić nadzieję, bo nikt nie dawał mu żadnych dodatkowych wskazówek, więc prawdopodobnie, będzie musiał radzić sobie sam.
- Dzisiaj rano też nie było go w pokoju – odparł czarnowłosy Sangdo, jednocześnie opierając się na swoim niższym przyjacielu, Hojoonie, który potwierdził tę informację skinięciem głowy.
Zmartwiony B-Joo oparł się o murek, nie wiedząc, co ma ze sobą począć. Z jednej strony chciał biec i szukać go w każdym możliwym miejscu, z drugiej nie chciał być nachalny, a nuż coś się stało i Hansol chciał pozostać sam? Uniósł wzrok na Sangdo, który klepnął go dłonią w ramię.
- A może jest u dziewczyn w szpitalu? – zapytał, a B-Joo spojrzał na niego dziwnie, jakby powiedział coś niestosownego.
- Mimo wszystko, powinien już wrócić – mruknął cicho, marszcząc brwi.
Hojoon pociągnął za sobą Sangdo, jakby obawiając się, że zaraz powie coś głupiego, i tak też się stało.          
Chłopak złapał się poręczy i wyszczerzył białe zęby w szerokim uśmiechu, ostentacyjnie poruszając brwiami.
- Takie laski, to się nie dziwię, że nie wraca – odparł, rzucając mu porozumiewawcze spojrzenie, po czym nagle się skulił, gdyż oberwał po głowie od Hojoona.
Obejrzał się na niego, chcąc mu oddać dwa razy mocniej, lecz tamten zwinnie uniknął jego dłoni.
- Znam twoje myśli, więc zamilcz – pogroził mu niższy, od razu ciągnąc za sobą, jak najdalej od zdezorientowanego B-Joo.
Gdy wszyscy opuścili szkołę, nie dowiedziawszy się niczego więcej, zszedł ze schodów w głębokim zamyśleniu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nic o nim nie wiedział. Gdzie mieszkał przed przeprowadzką do akademika, czy ma rodziców, rodzeństwo? Dla B-Joo to były pytania, na które nie potrafił odpowiedzieć choćby w najmniejszym stopniu. Był tak zaślepiony szybkim rozwojem przyjaźni, że ani myślał zapytać o takie rzeczy, w obecnej chwili niezmiernie potrzebne.
Przeszedłszy cały plac, zwinnie omijając rozbieganych uczniów, przystanął przy wyjściu z terenu szkoły i oparł się o czerwony mur. Ulica biegnąca wzdłuż ogrodzenia była jedną z tych głównych miasta, gdzie życie kipiało na niej od rana do nocy, a czasami nawet dłużej. Teraz nie było inaczej, każdy się gdzieś spieszył, wozy pędziły przez nierówną nawierzchnię, konie rżały jak opętane, zaś matki starały się ujarzmić niesforne dzieci, gdy ich mężczyźni ciężko pracowali na utrzymanie rodziny.
Po paru minutach bezczynnego stania prychnął cicho, gasząc swoją nadzieję, iż gdzieś w tym tłumie przebywa Hansol. Ostatni raz obadał wzrokiem ulicę i obrócił się na pięcie, wracając do szkoły, pomimo trwającej przerwy.

Po zakończonych zajęciach, B-Joo  powolnym krokiem zmierzył w stronę akademika. Stwierdził, że jeżeli Hansola nie będzie w pokoju, to zaczeka na niego, bo innego wyjścia nie widział. Musiał się dowiedzieć, dlaczego zniknął na trzy dni bez żadnego słowa. Jeśli nie wróci do nocy, zorganizuje jakąś grupę albo sam zacznie go szukać. Nawet jeśli tym światem rządzi magia, nie mógł zniknąć ot tak. Zawsze musiało być jakieś stosowne wytłumaczenie.
Podczas nieobecności Hansola, zastanawiał się, czy to przypadkiem nie z jego winy opuścił zajęcia. Ciągle w głowie miał wspomnienie, gdy zamiast pójść z nim ćwiczyć, wybrał misję z Xero, chociaż od paru dni obiecał, iż mu pomoże. Z ciężkim westchnięciem przyspieszył kroku, w myślach układając już całą gamę przeprosin oraz jakiekolwiek wynagrodzenie za swoje egoistyczne zachowanie. Wpadł do akademika, jak wiatr podczas burzy, i nie zważając na innych, wbiegł na samą górę. Na chwilę przystanął, by złapać oddech, jednocześnie ogarnęło go dziwne uczucie, iż ktoś za nim idzie. Zerknął przez ramię, a ujrzawszy kompletnie mu nieznanych uczniów, zaśmiał się pod nosem, niedowierzając swojej głupocie. Już na spokojnie, ruszył w stronę pokoju Hansola, w którym mieszkał sam, ponieważ jego współlokator dosłownie zniknął z dnia na dzień. Nikt nie pamiętał jego wyglądu czy też imienia, chociaż wszyscy wahali się między literą A a H, co też wydawało się dziwne, ponieważ to było niespełna dwa miesiące temu.
W momencie, jak dotarł do drzwi, z pokoju obok wyszedł A-Tom, prowadzący jakąś młodą dziewczynę pod rękę. Chłopak mrugnął do niego, zaś B-Joo uśmiechnął się niepewnie, czym prędzej wchodząc do pokoju przyjaciela. Jego uwagę przykuła drobna postać siedząca za biurkiem przy oknie, widocznie w czymś zaczytana. Po cichu zamknął za sobą drzwi, a następnie bezszelestnie podszedł do Hansola i zajrzał mu przez ramię. Uśmiechnął się szeroko, dotykając jego karku. Chłopak podskoczył na krześle, od razu zamykając książkę. Spojrzał na B-Joo z mordem w oczach.
- Mądry jesteś? – warknął, odkładając lekturę na bok. – Zawału mogłem dostać.
B-Joo wywrócił oczami, puszczając jego słowa mimo uszu.
- Przy każdym haśle mówią ci, że umrzesz – kompletnie zmienił temat, wskazując na odłożony przez niego sennik, zaś z jego ust nie schodził uśmiech.
Hansol wstał i zmierzył go wzrokiem, podchodząc do łóżka, z którego wziął ciepłą bluzę.
- To nie było śmieszne, B-Joo – odparł sucho, zakładając na siebie ubranie, a upomniany chłopak od razu spoważniał, cicho przepraszając. – Byłem u nich tuż po tragedii. Cztery dziewczyny. Jedna zginęła na miejscu, zaś druga walczyła o życie, a ja patrzyłem jak odchodzi. Byłem przy niej do samego końca, bo jej rodzicie znajdowali się gdzieś na drugim końcu kraju. Dwie kolejne mają tylko delikatne złamania, ale dzisiaj wychodzą ze szpitala.
Z głośnym westchnięciem usiadł na łóżku i spojrzał z dołu na B-Joo, który uciekł wzrokiem gdzieś w bok, widocznie czując winę z powodu swojej wcześniejszej uwagi.
- Przez te trzy dni byłeś u nich w szpitalu? – zapytał cicho, niepewnie na niego spoglądając.
Hansol pokręcił głową, bawiąc się palcami u dłoni, jednocześnie zwlekając z odpowiedzią. Nie lubił wścibskich osób, jednak z drugiej strony nie chciał go okłamać, aczkolwiek nie chciał też wyznać całej prawdy.
- Xero wie, że do mnie przyszedłeś? – zapytał z wyrzutem, zaś B-Joo wyraźnie się oburzył, słysząc jego pytanie, jakoby chciał odwrócić kota ogonem.
Już miał się odgryźć, gdy do pokoju Hansola wpadł roześmiany A-Tom, który od razu złapał w swoje objęcia stojącego chłopaka. Hansol niewiele myśląc wstał i odczepił przylepę od B-Joo.
- O – A-Tom otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, a następnie rzucił się na szyję Hansola. – Hansollie! Ty żyjesz! Wszyscy cię szukaliśmy, no, tylko B-Joo, ale na pewno się martwiliśmy. Zniknąłeś tak niespodziewanie, ja już myślałem, że rozpłyniesz się w powietrzu jak twój nie poznany współlokator Andy! Nigdy więcej nam tak nie znikaj, bo następnym razem wezmę cię na smycz.
W czasie jego słowotoku, do pokoju wszedł jeszcze Sangdo, ciągnący za sobą Hojoon’a, wyglądającego jakby nie spał ze dwa dni oraz został zrzucony z klifu. Ciężko opadł na łóżko, nie puszczając dłoni przyjaciela, na której oparł swoje czoło, zaraz zamykając oczy.
- Kto jeszcze tutaj przyjdzie? – Hansol odsunął od siebie gderającego chłopaka i zatkał mu usta, spoglądając na nowo przybyłych, a ci wzruszyli ramionami.
Uwielbiał spędzać z nimi czas, lecz wpadanie do jego pokoju, bez wcześniejszej zapowiedzi, okropnie go denerwowało. Chociaż, widząc ich uradowane gęby, nie potrafił się długo gniewać.
- Hansollie, bo my mamy plany zabrać cię na świeże powietrze – oznajmił wesoło A-Tom, a następnie złapał go za rękę i siłą zaczął wyciągać z pokoju.
Hansol oczywiście zapierał się w każdy możliwy sposób, zaś Sangdo jeszcze go wypychał, kompletnie zapominając o na półmartwym przyjacielu, który już całościowo padł na łóżko.
Całej tej walce pełnej krzyków oraz śmiechów przyglądał się całkowicie bierny B-Joo. Pytanie Hansola okropnie go dotknęło, przez co zaczął się zastanawiać, dlaczego oni tak bardzo się nawzajem nie lubią. Ani Hansol, ani Xero nie chcieli mu powiedzieć, więc po prostu zrezygnował z dalszych prób, lecz sytuacja sprzed chwili utwierdziła go w przekonaniu, że to jest czysta nienawiść. Chociaż nadal nie potrafił odnaleźć jej źródła, chciał zakończyć ich wzajemne dogryzanie sobie, ponieważ zawsze to się działo, gdy był z którymś. Miał już tego po dziurki w nosie, czuł się rozrywany przez obydwóch, jednocześnie bolało go to, że nie mógł razem z nimi spędzać czasu.
- B-Joo? – z zamyślenia wyrwał go glos Sangdo. – Nie stój jak słup soli, tylko chodź.
Nieogarnięty do końca, pokiwał energicznie głową, wybiegając z pokoju przyjaciela, uprzednio zamykając drzwi. Zbiegając po schodach, nie potrafił powstrzymać włażącego na usta uśmiechu, gdy zauważył, jak A-Tom dosłownie porywa po drodze Xero, z którego miny można było wywnioskować, że jest gotów ich wszystkich pozabijać bez żadnych skrupułów.
- Puszczaj mnie, wykolejeńcu! – po dotarciu na boisko znajdujące się na tyłach szkoły, Xero nie omieszkał przedstawić swojego oburzenia.
Hojoon, przyczłapawszy się, ze wszystkich resztek swojej energii starał się odciągnąć przyjaciela, który nie lubił, gdy używało się względem niego takich słów. Po dołączeniu reszty zrobiło się istne zamieszanie, więc w pewnym momencie Xero zaczął szarpać B-Joo za bluzkę, jednocześnie każąc siebie puścić, chociaż nikt go nie trzymał. Wreszcie, wszystko się uspokoiło, dzięki czemu, A-Tom bez stresu mógł przedstawić wszystkim swój plan.
- Otóż w celu integracji zagramy w nogę, ale ty, B-Joo, siadasz na ławce i się z niej nie ruszasz – wskazał na zszokowanego chłopaka, po czym odgonił go dłonią, by mu nie psuł atmosfery. – Biorąc pod uwagę stan wypranego Hojoona, będziemy grać we czwórkę, oczywiście w jednej drużynie będzie Hansollie oraz Xero.
Hansol czym prędzej wziął na stronę przyjaciela, chcąc mu to i owo wyjaśnić, zaś reszta starała się w każdy możliwy sposób zatrzymać Xero na boisku.
- Dobrze wiesz, że ja i tamten, to dwie różne strony medalu. Prędzej się zagryziemy, niż zaczniemy razem grać – wysyczał mu w twarz, nie chcąc, aby osoba niepożądana tego nie usłyszała.
- O to właśnie chodzi – chłopak pstryknął palcami, uśmiechając się szeroko. – Jeszcze bardziej się do ciebie przyczepi, a nas zostawi w spokoju. Z resztą, spójrz tam – wskazał głową w bok, więc spojrzał w tamtą stronę. Ujrzawszy uradowanego B-Joo, który jak prawdziwy kibic oraz fan machał do nich, poddał się. – Bardzo mu zależy, byście się dogadali, ale wiadomo, że tak się nigdy nie stanie, to chociaż trochę poudawaj. Nie chciałbyś go zawieść, prawda?
Wtedy, Hansol tak zwątpił, aż mu odebrało mowę. Zacisnął mocno zęby, aby nie wypalić, bądź zrobić czegoś, czego mógłby potem żałować oraz tłumaczyć się przed B-Joo. Zagadką było dla niego to, jak udało im się zmusić Xero do zagrania, lecz po chwili wszystko zostało wyjaśnione. Główną nagrodą miało być wyjście do jednego z droższych barów. Każdemu od razu oczy się zaświeciły na tę wiadomość.
Mieli grać dwa razy po piętnaście minut, bo szkoda było im marnować czasu. Xero oraz Hansol, gdy tylko dorwali piłkę, ani myśleli podawać ją do współzawodnika, tylko grali samotnie. Od czasu do czasu zdarzały się sytuacje, gdzie jeden musiał podać drugiemu, gdyż nie widzieli innej opcji, a obojgu okropnie zależało na nagrodzie. Pomimo chłodnego powietrza, po tak ostrej bieganinie, już na pierwszej przerwie wszyscy mieli ochotę się rozebrać. Hansol nie szczędził sobie w byciu prowokatorem. Stanął naprzeciw B-Joo i zaczął unosić swoją bluzkę do góry, aby się nią powachlować, jednocześnie specjalnie ukazywał swój brzuch, zaś B-Joo uśmiechnął się na to wrednie, po czym puścił mu oczko. Tę młodzieżową sielankę przerwało głuche uderzenie piłki w głowę Hansola. Po obróceniu się, sprawcą był nie kto inny, jak wróg nad wrogami.
- Stanąłeś mi na drodze do bramki – warknął, zakładając ręce na tors, zaś starszy czym prędzej do niego podszedł, od razu łapiąc za koszule.
- Błędnik cię zawodzi, imbecylu, bo bramka stoi cztery metry w bok – odepchnął go od siebie, a następnie ponownie na niego natarł, lecz nieskutecznie, gdyż został w porę zatrzymany przez Sangdo.
- No dobrze, dobrze, uspokójcie się – poklepał Hansola po głowie, powoli odsuwając od rozjuszonego Xero. – Zakończmy tę grę na remisie i wszyscy razem pójdziemy się napić oraz nażreć za wsie czasy.
Xero prychnął tylko pod nosem, chowając dłonie do kieszeni, i od razu zaczął się od nich oddalać. Dodatkowy świadek całego zajścia, B-Joo, dogonił przyjaciela, łapiąc go za rękę, by się zatrzymał, lecz zrobił to dopiero wtedy, gdy starszy stanął mu na drodze.
- Przestań się złościć i chodź z nami. Ja wiem, że zrobiłeś to niechcący, Hansol po prostu źle cię ocenił – pociągnął go w stronę reszty, która powoli już odchodziła, ale Xero ani myślał się ruszyć.
- Wolałbym pójść gdzieś tylko z tobą, a nie z nimi – odparł cicho, wyrywając rękę. – Jeśli chcesz, to idź. Nie trzymam cię.
Zakończywszy rozmowę pełnym pogardy prychnięciem, odszedł w swoją stronę, zostawiając B-Joo z istnym mętlikiem w głowie. Po krótkim namyśle, zacisnął wargi w wąską linię i dogonił grupkę przyjaciół, mając już dość gburowatego zachowania Xero.
Po dotarciu do baru, od razu zasiedli przy większym stole, będąc gotowymi do pałaszowania, chociaż jedzenie nie zostało jeszcze zamówione. Same zapachy przyprawiały ich o wywrotki żołądków oraz ślinotok, ledwo powstrzymywany, by nie zapluć talerzy jak lamy.
Gdy tylko świeżutkie, dzikie mięsko przybyło na ich stół, zaczęli je jeść niewielkimi kawałkami. Bardziej byli zajęci rozmową na temat wydarzeń sprzed paru dni, niż wciskaniem sobie do gardeł jedzenia.
- Ta ściana powinna wytrzymać jeszcze parę ładnych lat – skwitował Hojoon, wciskając Sangdo do ust porcję mięsa, by jeszcze zachował ciszę.
- Myślicie, że ktoś ją zniszczył? – wtrącił niepewnie Hansol, pocierając dłonie o siebie, zaś wszyscy spojrzeli na niego lekko zdziwieni, po czym pokręcili głowami.
- Niemożliwe – zaprzeczył Sangdo, nie zważając na to, że miał pełne usta. – Przecież jest osłona. Nie mogli jej od tak na sekundę wyłączyć, prawda?
Zebrani zastanowili się, starając się wyłapać jakąkolwiek poszlakę, która by ich naprowadziła na rozwiązanie tego problemu. W międzyczasie Hansol odsunął od siebie pełen talerz, zmiażdżony niespodziewanym atakiem wspomnień, jak wyglądały biedne dziewczęta po tym wypadku. Kontynuowanie tego tematu było dla niego zbyt bolesne, więc dopóki rozmowa trwała, siedział cicho. Oparł głowę o ramię B-Joo, lecz ten w pewnym momencie wstał i wyszedł, przepraszając wszystkich.
Lekko zdezorientowani spojrzeli na Hansola, aczkolwiek ten pokręcił głową, kompletnie nie rozumiejąc jego zachowania.
- Hej – zawołał cicho A-Tom, wskazując kciukiem na stolik za nimi, umieszczony w kącie lokalu. – Czy to nie są przypadkiem absolwenci naszej szkoły?
Sangdo, nie dbając o dyskrecję, obejrzał się za siebie jak surykatka, ściągając brwi. Dwaj mężczyźni siedzący przy owym stoliku nawiązali z nim kontakt wzrokowy, unosząc pytająco brwi, lecz ten pomachał do nich z uśmiechem, odwracając się z powrotem.
- Coś ty najlepszego zrobił – warknął Hojoon, dodatkowo uderzając go w głowę. – Idą do nas.
Wszyscy, jak jeden mąż, zaprzestali spożywania i zesztywnieli, nie spuszczając wzroku z dwójki, która właśnie do nich podeszła. Czarna grzywka jednego była dość dziwnie zawinięta na czole, lecz nie poświęcili jej zbyt dużej uwagi, gdyż oparł się o ramiona A-Tom’a oraz Sangdo z szerokim uśmiechem, przez co mieli ochotę zacząć uciekać. Jego towarzysz, blondyn, przysiadł na stoliku z tyłu, mając kompletnie gdzieś, co robi kompan.
- Wy mali konfidenci – zaśmiał się w głos, każdego obdarowując spojrzeniem. – W szkole się nie chciało siedzieć, co? Nie martwcie się. Nie zakabluję na was, bo sam lepszy nie byłem, ale macie mi obiecać, że to ostatni raz w trakcie zajęć.
Cała grupka skinęła energicznie, odprowadzając ich wzrokiem. Gdy tylko wyszli z lokalu, każdy z kolei odetchnął głęboko, chociaż Hansol nadal siedział sztywno, przez tego blondyna. W momencie jego przejścia tuż obok, poczuł dziwne uczucie strachu.
- To było… - Hansol nie dokończył swojej wypowiedzi, gdyż Sangdo nagle poderwał się z krzesła, ciągnąc za sobą tak samo oniemiałego Hojoon’a i jak burza wypadli na zewnątrz. – Dziwne.
Wzruszywszy ramionami, wrócili do zimnego już,jedzenia, jednakże zmartwili się po paru minutach, bo chłopcy coś długo nie wracali. Każdy wyłożył od siebie tyle pieniędzy ile mógł, i, dziękując za posiłek, opuścili knajpę, zastanawiając się, gdzie tamci mogli pobiec. Nie musieli się nawet rozdzielać, bowiem usłyszeli głuche uderzenie w parku znajdującym się naprzeciwko budynku, zaś dokładniejsze miejsce wskazały im spłoszone ptaki. Czym prędzej pobiegli w tamtą stronę, a gdy dotarli do celu, pierwsze, co ujrzeli, to był przelatujący tuż przed nimi Hojoon, który zatrzymał się dopiero na pobliskim grubym dębie. Wszystkim szczęki opadły do dołu, lecz, pomimo silnego zderzenia oraz zniszczenia części pnia, chłopak wstał o własnych siłach i podszedł parę kroków do przodu. Nim zdążyli zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje, blond absolwent znalazł się tuż przy nim, starając się go dźgnąć sztyletami. Słychać było tylko świst powietrza, a Hojoon zwinnie omijał ciosów, krzycząc coś niezrozumiałego do Sangdo, który był zajęty tym drugim.
- P-Goon – krzyk blondyna przeciął powietrze, jednocześnie nie zaprzestał wymachiwania ostrzami. – W prawo, od góry i na tył!.
Sangdo z wymalowanym skupieniem na twarzy, rozłożył dłonie, zaś już po sekundzie z jego rękawów oraz nogawek spodni zaczęły wylatywać białe pióra, zbierając się wokół niego jak tornado. W jednej chwili skierowały się ostrymi dudkami w stronę stojącego przed nim P-Goon’a, po czym, jak strzały, zaczęły lecieć w jego stronę. Gdy już miało go dosięgnąć, zniknął, lecz w mgnieniu oka znalazł się tuż nad nim.
Pióra, bez żadnego gestu czy też słowa, zawróciły, ponownie chcąc dopaść mężczyznę, który niestety w ostatniej sekundzie opadł na dół i z półobrotu wymierzył silny cios z kolana, wprost w kręgosłup Sangdo. Jego ciało zachowało się jak szmaciana laleczka. Odgłos uderzenia rozległ się wśród drzew, zaś chłopak przeleciał kilkanaście metrów, by następnie paść na ziemię twarzą w dół.
Pojedynek został zakończony.
Chłopcy dobiegli do Sangdo, podnosząc go za ramiona, zaś Hojoon padł na trawę, wyraźnie zmęczony unikami.
- Przepraszam – P-Goon podszedł do nich i pogłaskał przegranego po głowie. – Nie chciałem tak mocno.
Dołączył do nich blondyn, przyczepiający sztylety do boku, oraz, na czworakach, ale doszedł, Hojoon.
- Dlaczego nic mi nie pomagałeś? – warknął Sangdo do niego, zaś ten uderzył go w kolano, gdyż tylko tam na razie sięgał.
- Jak miałem mu czytać w myślach, gdy go nie widziałem oraz z nim nie walczyłem – wyliczył, po czym wskazał na cichego blondyna. – Zresztą, on wszystko mówił, jak jakaś przepowiednia. Trzeba było jego słuchać.
- Dobra, spokój – urwał Hansol, poprawiając sobie ramię Sangdo. – Ważne, że już po wszystkim, a wesoło to nie wyglądało. Co wam w ogóle przyszło do głowy?
- Już ich tak nie gań, młody – zwrócił mu uwagę P-Goon, a Hansol od razu zamilkł, widząc jego jakże przekonujący uśmiech. – Chcieli spróbować, to czemu mielibyśmy im odmówić. Nie jesteśmy aż tacy straszni, jak wam się wydaje.
Wszystkim zebrany udzieliło się poczucie humoru, jednakże blondyn w pewnym momencie stęknął głucho i złapał P-Goon’a za ramię, padając na ziemię. W ostatniej chwili udało mu się podtrzymać jego głowę.
Oczy blondyna zajarzyły się białym światłem, zaś ciało wygięło się w łuk. Chłopcy dosłownie spanikowali, nie wiedząc, co mu się dzieje.
Odetchnęli z ulgą, gdy jego oczy odzyskały swoją barwę.
- Ty – uniósł powoli rękę i wskazał na zdezorientowanego Hansola. – Strzeż się trzydziestego maja.
Oczy chłopaka zrobiły się wielkie jak talerze, zaś nogi stały się watą. Przerażony przepowiednią, puścił Sangdo, natychmiastowo zrywając się do sprintu, jakoby uciekając przed niewidzialnym niebezpieczeństwem.
- Hansol! – A-Tom wyruszył w pościg za nim, niestety, już po parunastu metrach gubiąc go wśród alejek.
Chłopak, przebiegłszy slalomem po parku, wlazł na dość masywne drzewo, gdzie przysiadł, aby uspokoić swoje serce oraz myśli. W końcu zrozumiał, dlaczego tak bardzo się obawiał tego blondyna. Potrafił zobaczyć przyszłość. Wystarczyło tylko jedno spotkanie, aby dowiedzieć się, że coś wydarzy się danego dnia. Pytanie zasadnicze brzmiało: Co takiego się wydarzy? Czuł wewnętrzną rozterkę, pomiędzy tym, czy wrócić i zebrać więcej informacji, a układaniem planu przetrwania.
Usłyszawszy głośny, znajomy śmiech, wyjrzał zza gałęzi.
Ujrzał B-Joo.
Siedzącego na kolanach Xero. 

sobota, 20 grudnia 2014

Ice Love







Informacje:

Paring: Sangdo x Hojoon
Typ: Shot
A/N: Ciąg dalszy "Pepero Kiss", z dedykacją dla pewnej Zuzanny~
Z miejsca siedzącego dziękuję J.Mour, która, nie zważając na wczesną porę (godzina dziewiąta rano hah.), pomogła mi ogarnąć fabułę rzucając pomysłami na prawo i lewo. Dziękuję także nauczycielce od polskiego, gdyż ani razu nie zwróciła mi uwagi, że bawię się telefonem. :')



____________________________________

Jęknięcie zawiasów.
Drzwi od dormu B uchyliły się nieznacznie, zaś niewysoka postać wślizgnęła się do środka, od razu zmierzając w stronę pokoju, gdzie spała tylko dwójka z zespołu ToppDogg. Ponownie, bez najmniejszego szelestu, znalazła się w wyznaczonym miejscu. Upewniwszy się, że osoba na górze piętrowego łóżka twardo śpi, przykucnęła, kładąc chłodną dłoń na ramieniu chrapiącego mężczyzny.
- Sangdo – szepnął Hojun, delikatnie trzęsąc ramieniem młodszego, który zawiercił się niespokojnie, po czym drgnął znacznie, otwierając oczy. Już miał się zapytać, co starszy robi u nich w dormie, gdy ten pokazał mu palcem przy swoich ustach, aby zachował ciszę. – Chodź, szybko.
Yoo ledwo przetarł oczy, a ubrania w jednej sekundzie znalazły się w jego dłoniach.
- Hyung, co się… - nie dokończył pytania, gdyż Hojoon fuknął, natychmiastowo go popędzając.
Po ubraniu się, nie do końca rozbudzony, pozwolił wyciągnąć się starszemu na korytarz. Dosłownie wypchnięty z dormu, cudem złapał jeszcze w ręce płaszcz.
Pomimo zbliżającej się wiosny oraz świecącego słońca, śnieg twardo leżał w każdym możliwym miejscu; a i prognozy nie były zbyt ciekawe. Przebrnąwszy przez niewielkie zaspy, wsiedli do vana na tylne siedzenie.
- Możemy już jechać – westchnął tancerz, zamykając drzwi, odrobinę kładąc się na nogach Sangdo, który nie mógł przestać ziewać.
- Czy mam to odebrać jako porwanie? – zwrócił się do starszego, gdy samochód ruszył spod ich mieszkania.
Hojoon, zdjąwszy z głowy czapkę, oparł mu głowę na ramieniu, smukłymi palcami wodząc po jego kolanie. Nie mogący się doczekać odpowiedzi Yoo, objął go ramieniem, przymykając oczy.
Był pewien, że ukochany hyung nie porwał go w złym celu. Prędzej, czy później, i tak się dowie, co takiego wpadło do głowy tancerza. Wolał teraz się zdrzemnąć, niż potem mu marudzić, że jest zmęczony.
Widząc, jak młodszy przysypia, Jeon wyciągnął swój telefon i włączył wiadomości, po czym dźgnął go w bok, aby na niego spojrzał. Z uśmiechem zamachał mu komórką przed nosem, zaś ten zaśmiał się, kręcąc głową.
Ujął w dłoń brodę starszego, następnie nachylił się, składając krótkie muśnięcie na jego ustach.
- Usunę ci tę wiadomość – zagroził cicho, lecz niezrażony Hojun, pstryknął go delikatnie w nos.
- Tylko spróbuj, a zrobię ci taki najazd na konta, że nie będziesz wiedział co jest czym – mrugnął do niego, odwracając się tyłem.
Sangdo poczochrał mu ciemne włosy, by następnie oprzeć się policzkiem o jego głowę i odpłynąć w krainę snów, gdzie to właśnie tancerz był głównym bohaterem.
Przerywana przez wyboje, oraz natarczywe promienie słoneczne, drzemka niezbyt dodała energii Sangdo, ale nie mógł też zbytnio narzekać, bo w końcu dojechali na miejsce. Po wyjściu z auta, stanął przed ogromnym budynkiem, który był podpisany jako hala olimpijska. Zadarł głowę,  z lekkim skrzywieniem na twarzy, i wpatrzył się w wysokość budowli na tle błękitnego nieba.
Oczywiście hyung nie dał mu się długo napatrzeć, ciągnąc go do środka, jak małe dziecko, za rączkę. Gdy znaleźli się wewnątrz, młodszy ze zdziwienia otworzył szeroko oczy i usta. W miejscu, gdzie niegdyś znajdowała się murawa, było ogromne lodowisko, jednak nie tylko ono tak go zadziwiło, lecz także jakikolwiek brak żywej duszy. Nawet nie zauważył kiedy Jeon się ulotnił, zaraz wracając z łyżwami.
- Wszystkiego najlepszego – odparł wesoło, podając mu jedną parę, ale Yoo patrzył na niego, jak na muchomora urwanego z choinki.
Widząc to, starszy zaśmiał się w głos. Tak jak planował. Udało mu się zakręcić biednego dongsaeng’a w taki sposób, że nawet nie wiedział, jaki dziś dzień. Chcąc się jeszcze z niego po cichu pośmiać, przysiadł na ławce, zakładając łyżwy, jednocześnie kątem oka obserwując niepewne ruchy młodszego.
- Żartujesz sobie? – zapytał cicho, siadając obok i wciągając na nogi łyżwy
- Szczególnie w twoje dwudzieste drugie urodziny - pokiwał głową Hojun, po czym zawiązał mu sznurówki, by w następnej kolejności zaciągnąć go na jeszcze puste lodowisko. – Ależ ja dawno nie jeździłem…
Z lekkim zachwianiem wkroczył na lód, zaś Sangdo bez problemu wszedł, od razu pędząc przed siebie, jakby w jakimś sklepie rozdawali darmo żarcie. Nie przejąwszy się tym, niespiesznie ruszył z miejsca, aby nie obić sobie zbytnio czterech liter, lecz w pewnym momencie Yoo podjechał do niego i złapał go za dłoń, fundując mu przejażdżkę w stylu ferrari na torze.
Po niespełna kilku minutach, lodowisko zaczęło się zapełniać ludźmi, ale to im nie przeszkadzało w wspólnej jeździe za ręce.
- Podoba się? – młodszy musiał mówić troszkę głośniej, gdyż szum pochodzący od rozmów wokół odrobinę utrudniał im wzajemną komunikację.
- Mógłbym ciebie o to samo zapytać – odparł Jeon, gdy dongsaeng ponownie mocnym ruchem przeciągnął go do przodu.
Obróciwszy się, ostatnie co ujrzał ze swojego przyjaciela, to nogi wyrzucone w górę, gdyż ktoś z impetem na niego wpadł. Nim starszy zdążył ogarnąć sytuację wzrokiem, jakiś dzieciak z krzykiem przejechał obok Hojoon’a rykoszetem.
- Jadę! – zaczął nerwowo wymachiwać rękoma na boki, na chwilę obecną mając gdzieś młodszego leżącego pod jakimś grubasem. Musiał ratować własny tyłek.
Bez wdzięku, lecz z czystą paniką wymalowaną w oczach zawrócił do Sangdo, aby mu pomóc, lecz ten już dawno wstał i od razu do niego zaczął jechać, co niestety skończyło się zderzeniem ich obojga. Padli na twarde podłoże z głośnym stęknięciem, jakoby skoszeni przez serię pocisków na wojnie.
- Możemy już zejść? – szept Yoo ledwo co dotarł do uszu Jeon’a, aczkolwiek intensywnie skinął parokrotnie głową.
Nie chcąc ryzykować kolejnymi upadkami, drogę do bramki pokonali na czworakach.
Zdjąwszy pokrewne rolkom buty śmierci, z uśmiechami na ustach udali się do kawiarenki, która znajdowała się nieopodal stadionu. Tam, zasiedli jak najdalej od okien, aby psychofanki nie mogły ich dojrzeć.
Gdy dwie gorące czekolady oraz talerz pełen podłużnych galaretek w czekoladzie dotarły do ich stolika, bez słowa zatopili usta w słodkim napoju, paluszki pozostawiając na później.
- Ym… Sangdo-ah? – starszy niepewnie go zaczepił, gdyż tamten był strasznie pochłonięty w telefonie, lecz zareagował na swoje imię. – Jesteś szczęśliwy?
Chłopak zaśmiał się w głos, odstawiając kubek na blat, zaś komórkę schował do kieszeni kurtki. Specjalnie nachylił się nad stołem, żeby niepożądani nie usłyszeli ich rozmowy.
- Dziękuję ci, hyung. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszych urodzin – uśmiechnął się szczerze, acz spoważniał, widząc odrobinę posępną minę starszego. – Powiedziałem coś nie tak?
Hojoon przełknął z trudem ślinę, nie odrywając wzroku od młodszego, jednocześnie wzbierając w sobie odwagę.
Odetchnął, na chwilę spoglądając na gorącą czekoladę, by następnie ponownie spojrzeć na chłopaka, nie kryjąc błysku w oczach.
- Gdybym dał ci teraz coś, co jest najważniejsze w moim życiu, dałbyś radę się tym zaopiekować? – zapytał prosto, pewnie i bez najmniejszego mrugnięcia okiem, przez co Sangdo zszokowany zamrugał kilkakrotnie, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Hyung – zaśmiał się nerwowo, zastanawiając się, jak dowiedzieć się czegoś więcej. – O co ci...
- Tak, czy nie? – przerwał mu, widocznie domagając się jednoznacznej odpowiedzi.
Młodszy wzdrygnął się. Nie miał choćby najmniejszego pojęcia, dlaczego Hojun tak nagle zmienił swoje nastawienie względem niego.
- Tak… - szepnął, zaś Jeon wsunął dłoń do kieszeni płaszcza. – Wszystko, co dostanę od ciebie, będzie miało u mnie jak najlepiej.
Krępująca cisza zapadła między nimi, a chmura napięcia wisiała nad stolikiem jak mgła. W pewnym momencie, tancerz wyjął zaciśniętą w pięść dłoń z kieszeni i skierował ją w stronę Yoo. Gdy ją otworzył, niewielkie, pluszowe serce ujawniło się przed oczami młodszego, którego dosłownie zatkało.
- Sangdo-ah.
Usłyszawszy swoje imię, uniósł brązowe tęczówki znad serca.
- Oddaję ci swoje serce – Hojoon wstał z krzesła i ujął dłoń Sangdo, kładąc na niej breloczek, po czym zacisnął jego palce. – Weź je, proszę.
Ten nadal nie potrafił wyjść z szoku. Nigdy nie pomyślałby, że tak szybko uda mu się zdobyć swojego hyunga. Według niego, to do tej chwili, która właśnie ma swoje miejsce, brakowało jeszcze kilku miesięcy. Dopiero po paru sekundach na jego ustach zagościł pełen szczęścia uśmiech. Schowawszy serduszko do wewnętrznej kieszeni kurtki, tuż przy swoim prawdziwym sercu, ujął dłonie starszego, delikatnie gładząc kciukami ich wierzch.
- Kocham cię – mruknął, by nikt inny, tylko Hojun go usłyszał.
Widząc, jak tancerz wymownie patrzy na czekoladowe galaretki, pokręcił tylko głową.
- Nie będą nam potrzebne.
Uniósł się odrobinę z krzesła i w momencie, kiedy ich usta połączyły się w pełnym miłości oraz szczęścia pocałunku, zasłonili się rozłożoną kartą menu.

Z zarumienionymi policzkami wsiedli do vana, najpierw jadąc do dormu B. Hojoon, dosłownie przez całą drogę, ani na sekundę nie puścił dłoni młodszego, jednocześnie korzystając z wygodnej poduszki pod głowę, którą było jego ramię. Drugiej stronie to nie przeszkadzało, a było nawet bardzo wskazane, bo w końcu czuł, że hyung jest, tylko i wyłącznie, jego.
Kiedy podjechali pod dorm, tancerz z niechęcią odsunął się od Sangdo, lecz ten niespodziewanie złapał go za rękę, wyciągając z auta.
- Tak szybko chcesz uciec, hyung? – zerknął do tyłu i puścił mu oczko, z szerokim uśmiechem zaprowadzając go do mieszkania.
Tam, od razu, bez zbędnych powitań, skierowali się do pokoju, który Yoo dzielił z najstarszym. Oczywiście Taeyang był w środku, w ciszy tworząc kolejne piosenki, nawet nie zwracając większej uwagi na Jeon’a, dość głośno padającego na łóżko.
- Jennie hyung, możemy porozmawiać na osobności? – nie czekając na odpowiedź Kima, Sangdo zabrał go z pokoju, pozostawiając ukochanego samemu sobie.
Jednakże. Nie musiał długo czekać, bo już po chwili, młodszy pojawił się z powrotem i zamknął za sobą drzwi na magiczny kluczyk, zabrany raperowi.
Z tajemniczym uśmiechem zbliżył się do łóżka i niespiesznie na nie wszedł, przez co tancerz intensywniej odczuwał uginający się pod jego ciężarem materac. Hojun, wstrzymawszy oddech, gdy się nad nim nachylił, dopiero przy czułym pocałunku odetchnął głęboko, niepewnie splatając swoje dłonie na karku młodszego. Jakimś dziwnym odruchem podkulił nogi z powodu doznanej przyjemności, która w szybkim tempie rozchodziła się po jego ciele, jak trucizna.
Wokalista bardzo dokładnie obcałował twarz hyunga, lecz pchnięty pożądaniem, zszedł na jego szyję, nie szczędząc swoich zębów, aby naznaczyć tę piękną oraz zadbaną skórę. Głuche stęknięcie wydostało się z gardła Jeon’a, którego nie zdążył przytłumić dłonią, karcąc siebie myślach, chociaż Yoo nie widział w tym nic złego. To był dla niego znak, że takie delikatne pieszczoty sprawiały przyjemność Hojun’owi.
Całkowicie tracąc nad sobą panowanie, gdyż składało się na to wiele czynników obecnych przy byciu idolem, Sangdo namiętnie zagłębił się w wargach starszego, zaś palcami, ledwo wyczuwalnie, rozpiął jego spodnie, dłonią od razu wędrując za bokserki.
Poczuwszy, co wyprawia młodszy, odepchnął go od siebie, aczkolwiek ten nadal na niego napierał, opuszkami palców już wodząc po członku Hojoon’a, przez co spiął się cały, zaciskając mocno powieki.
- Przestań – warknął, dłonie zaciskając na jego bluzce i mocno ją rozciągając.
Jak za sprawą magicznej różdżki, Yoo wyzbył się swojego popędu w oka mgnieniu, od razu wtulając się w hyung’a.
- Hojoon-ah, przepraszam. – szepnął mu do ucha, które musnął parokrotnie w ramach jakichkolwiek przeprosin. - Naprawdę nie chciałem ci zrobić nic złego.
Zapiąwszy spodnie, starszy przesunął się pod ścianę, robiąc Sangdo miejsce. Gdy położył się obok, bez słowa dał mu się przytulić od tyłu, chociaż nadal trudno było mu się pozbyć wypieków z policzków.
Wolną dłonią zaczął głaskać rękę wokalisty, uśmiechając się pod nosem.
- Jeszcze trochę, Sangdo-shi – odparł, chytrze spoglądając na białą ścianę, wyobrażając sobie przyszłość.
Trudno było mu się przyznać, że tak naprawdę, dłoń Sangdo mu ani trochę nie przeszkadzała.