sobota, 25 października 2014

B.A.P - Only One Shot III






Informacje:
Główny paring: BangYoo
Typ: Three-shot


_______________________________
Pierwszy strzał.
Yongguk upuścił krótkofalówkę.
- Słyszeliście Zelo? – zapytał, z powrotem ładując magazynek, następnie wcisnął broń za pasek, odwrócił się i jak najdelikatniej umiał, wziął Youngjae na ręce. – Spadamy.
Drugi strzał.
Szybkim krokiem opuścili pokój, następnie mieszkanie. Po drodze chłopcy zebrali najpotrzebniejsze rzeczy do torby, takie jak laptop czy też dodatkowe naboje. Wyszli na półpiętro, gdzie usłyszeli krzyki pochodzące od policjantów, którzy byli zaskoczeni atakiem.
Trzeci strzał.
Youngjae uchylił powieki i natychmiastowo je zamknął, jakby miał problem z nawiązaniem kontaktu z rzeczywistością. Policjanci z tyłu przemieścili się na front pozostawiając wolną drogę. Gdy tylko wyszli na zewnątrz i zbiegli po schodach, rozgorzała seria pocisków.
Czwarty strzał.
Pobiegli przed siebie, a Yongguk w myślach poprosił Boga o opiekę nad Zelo. Dwie ulice dalej, wsiedli do land rovera pozostawionego w nocy przez Himchana, i ruszyli w stronę przystani.
Prowadzący Himchan kręcił po uliczkach jak oszalały, zaś Jongup miał trudności z wytłumaczeniem mu, w którą stronę powinien jechać, ze względu na te jego akrobacje.
Daehyun pomagał liderowi podtrzymać na wpółprzytomnego blondyna, który co i rusz otwierał i zamykał oczy. Starali się także w jakikolwiek sposób trzymać, ponieważ czuli się jak worki ziemniaków w bagażniku.
Ciche stęknięcie wydobyło się z ust Yoo, przy czym zacisnął dłoń na kolanie Yongguka.
- Czemu… - wyszeptał niemrawo, przekręcając swoją głowę na bok. – Mnie nie zostawiliście? Jestem tylko ciężarem…
- Zelo mi nie pozwolił – skwitował Bang i delikatnie się uśmiechnął do przyjaciół, którzy odwzajemnili jego gest.
Jongup załączył klimatyzację, chociaż byli już blisko celu. Obejrzał się do tyłu, aby zobaczyć, w jakim jest stanie przyjaciel po tak dzikiej jeździe.
- Kopnijcie go ode mnie – odparł krótko, ponownie zamykając powieki.
Kim zaśmiał się krótko, patrząc co i rusz we wsteczne lusterko.
- Będziesz miał okazję samemu to zrobić – Reszcie przyjęło się jego poczucie humoru i zaczęli się cicho śmiać, jednakże cała czwórka wiedziała, że szanse na przeżycie Youngjae są znikome, ale żaden jeszcze nie chciał dopuścić tej myśli do siebie.
W końcu wyjechali na pustą, wybetonowaną przestrzeń. Po lewej stronie rozpościerały się pola, a gdzieś tam dalej widać było już początki ciemnego lasu. Na prawo rozciągało się Morze Południowochińskie, którego błękit zlał się z niebem tworząc jedną całość.
Z szumem opon przejechali półtora kilometra, zaś na horyzoncie zaczęły pojawiać się magazyny. Do tej pory są wykorzystywane, ale już nieco rzadziej. Dojazd do tej przystani był zbyt trudny dla ciężarówek, więc najbliżsi mieszkańcy wykupili większość dla własnego użytku.
Chłopcy podjechali do jednego z największych, który został przemieniony w hangar. Naprzeciw ogromnego wejścia, około sześćset metrów dalej zaczynało się molo, które stworzyło wystarczająco długi pas startowy dla ich niewielkiego odrzutowca, Manili. Jongup wraz z Daehyunem otworzyli rozgrzane, stalowe drzwi. Land Rover wjechał do środka, zatrzymując się tuż przy wejściu.
- Zelo – Głos Jung’a rozniósł się po dusznym hangarze.
Yongguk ledwo wyciągnął przyjaciela z auta, gdy najmłodszy wysunął się zza starych skrzyń. Od włosów, przez ramiona, aż po czubki butów był brudny, jakby się tarzał w stercie śmieci przez dobre parę godzin. Kolana jak i nadgarstki miał obtarte aż do krwi, ale i tak się uśmiechał, widząc swoich przyjaciół całych i zdrowych.
Daehyun rozłożył szeroko ręce, widząc dzieciaka, szybkim krokiem zmierzając w jego stronę.
- Zelo – zaświergotał, przybierając fałszywy uśmiech, zaś Choi, wiedząc co się święci, szybko wyjął zza pleców przywłaszczoną broń i wyciągnął ją jak najdalej przed siebie. Jung wziął swoją własność, jednakże nie zamierzał puścić mu temu płazem, więc wymierzył cios otwartą dłonią wprost w jego głowę. – Następnym razem będzie mocniej.
Nastolatek podrapał się po głowie, biorąc sobie do serca ostrzeżenie przyjaciela. Wyjął torbę zza skrzyń.
- Chodźmy do reszty – Jongup zabrał mu torbę, przy okazji posyłając ciepły uśmiech.
Zelo dołączył do przyjaciela, mając świadomość, iż jeszcze w pełni nie wykonał swojego zadania. Nawet w samolocie panował istny zaduch. Ubrania przyklejały się do ich ciał, a pot powoli zalewał oczy. Joonhong przykucnął przy blondynie, który był na wpół przytomny i ledwo trzymał się w fotelu obitym skórą. Chłopak rozpiął torbę, wyjmując z niej plastikowe pudełko.
- Hyung, pomożesz mi? – zawołał najmłodszy, mając skrytą nadzieję, że którykolwiek wyjdzie z kokpitu i mu pomoże, bo nie potrafił sam wszystkiego zrobić.
Youngjae zaczął się wiercić oraz stękać z wszechogarniającego bólu, który ani trochę nie zelżał. W stronę Choi’a z kokpitu został wypchnięty Daehyun, jako najmniej użyteczny. Mrucząc pod nosem przykucnął obok młodszego i spojrzał, jak dokładnie napełnia strzykawkę przezroczystą cieczą, wyciągając ją z ampułki.
- Przytrzymaj mu ramię, proszę – spojrzał na Junga zmęczonymi oczami.
W nocy spał niewiele, a dodatkowe atrakcje wykończyły go doszczętnie. Skupił się, by nie dać za dużej dawki ani za małej, co mogłoby dać fatalne skutki oraz wręcz przeciwnie, mógłby być jakikolwiek brak reakcji organizmu na podany lek.
Wbił igłę w przedramię chłopaka i powoli naciskał tłoczek, wprowadzając lek. Chusteczką wytarł kropelkę krwi.
- Co mu podałeś? – zapytał starszy.
- Morfinę. Zaraz powinna zacząć działać.
W momencie, gdy Zelo zamknął torbę, dłoń Yoo dotknęła jego głowy. Jung wycofał się do reszty. Najmłodszy podniósł wzrok na swojego przyjaciela, którego niewielki uśmiech przyprawiał o ból serca. Spojrzał na niego pytająco, a ten machnął na niego dłonią, by się zbliżył.
Choi podniósł się w chwili, gdy Bang wyszedł z kokpitu. Lider spojrzał wpierw na rannego przyjaciela, który już ledwo siedział, dopiero potem na Joonhong’a, od razu każąc mu za sobą iść.
- Youngjae hyung… - podjął Zelo, lecz starszy nawet się nie zatrzymał, tylko zbiegł po schodkach na dół.
Chłopak ruszył za nim. Yongguk stał przy wejściu i zdejmował grube płachty, odsłaniając dość sporej wielkości plastikowe zbiorniki. Z pośpiechem zaglądał do każdego z nich, coraz bardziej się denerwując.
- Zajrzyj do tych na końcu, czy jest w nich paliwo – wskazał na drugi koniec hangaru, sam zaś otarł pot z czoła.
Niemożliwym było, żeby ktoś wyniósł stąd paliwo, które uzupełnili zaledwie miesiąc temu. Wiedział, że jest to spisek ukartowany przez katów Youngjae, którzy za wszelką cenę starają się zatrzymać ich na Filipinach. Zapatrzył się w jeden punkt przed sobą. Po dosłownie paru sekundach dźwięk wybuchu oraz jaskrawy płomień wyrwały go z transu.
Sprintem podbiegł do leżącego na ziemi Zelo, który był oszołomiony. Pomógł mu wstać, zaś wybuch spowodował, że paliwo spadło na ogon samolotu, tym samym go zapalając. Czarny dym zaczął szybko się rozprzestrzeniać, utrudniając chłopcom oddychanie.
- Wynoś się stąd – rozkazał młodszemu, wypychając go przed siebie, a samemu wbiegając z powrotem do samolotu. – Ogon zajął się ogniem.
Chłopcy bez słowa zabrali torbę i zbiegli na dół, zaś Bang nie zwracał uwagi na dym, który zaczął wypełniać maszynę, i podszedł do Youngjae. W momencie, gdy miał wziąć przyjaciela na ręce, ktoś szarpnął go do tyłu. Tym kimś okazał się Himchan.
- Zwijamy się stąd – Kim pociągnął go w swoją stronę, ten zaś wyrwał się i dopadł do blondyna, który w ogóle się nie poruszał.
Yongguk nie miał najmniejszego zamiaru zostawić rannego przyjaciela na pastwę ognia. Dym stawał się coraz bardziej gęsty, więc padł na kolana, gdy Himchan znowu zaczął go odciągać. Kopnął parę razy do tyłu i na oślep począł pełznąć przed siebie. Wymacał dłonią nogę przyjaciela, powoli podniósł się, rękoma szukając głowy Youngjae, gdy ją znalazł, jego oczy łzawiły, a płuca były pełne dwutlenku węgla, który jak cholera utrudniał oddychanie.
- Youngjae-ssi, Youngjae-ssi – powtarzał jego imię jak mantrę, by nawiązać jakikolwiek kontakt. – Youngjae-ssi, obudź się.
Nie odpowiedział. Stanął obok fotela, gdzie jedną rękę wsunął za plecy blondyna, a drugą włożył pod kolana. Pot zalewał mu ciało, a syk płomieni było słychać coraz bliżej. Ostatkami sił uniósł chłopaka dosłownie parę centymetrów nad fotel, jednakże Himchan szarpnął jego ramieniem, przez co upuścił Yoo, który opadł na miękką skórę.
Większa ilość rąk zaczęła ciągnąć go do tyłu. Szarpał się i krzyczał, łapiąc wszystkiego, co było pod ręką.
- Nie możemy go tutaj zostawić! – zaprotestował, na chwilę tracąc oddech. – Nie pozwolę!
- Już mu nie pomożemy! On nie żyje!
Słowa wypowiedziane przez Himchana dotarły do niego od razu, sprawiając ból jak po przebiciu włócznią. Przestał walczyć oraz krzyczeć. Z łatwością dał się wynieść z gorącego samolotu, gdzie ogień strawił już większą część ogona. Zelo wskoczył na tylne siedzenie, tuż obok Daehyun’a, wciągając za sobą oniemiałego lidera. Kim zasiadł za kierownicą i ruszył z piskiem opon, wciskając resztę grupy w siedzenia. Wyjechał z hangaru, mknąc wprost na molo.
Yongguk nieobecnym wzrokiem patrzył przed siebie. Na chwilę obecną wyzbył się wszelkich uczuć, a także zamknął się na świat zewnętrzny. W środku czuł dziwną, ciemną pustkę, której nie potrafił zrozumieć. Parę słów wystarczyło, aby zniszczyć wszystkie jego plany na przyszłość, związane z całą grupą. Po spojrzeniu we wsteczne lusterku i zobaczeniu czarnych kłębów dymu wydobywających się z hangaru, zrozumiał, że to już koniec, lecz nie chciał przyjąć tego do swojej podświadomości.
Złapał za klamkę. Wtedy, wszystko zaczęło się dziać w przeciągu paru sekund. Szarpnął w swoją stronę, jednocześnie popychając drzwi. Wypadłszy z auta, jadącego około siedemdziesiąt kilometrów na godzinę, odbił się od ziemi, po czym przeturlał po rozgrzanym betonie. Nie zważając na ból w barku oraz biodrze, wstał i ruszył biegiem w stronę palącego się hangaru. Zlekceważył pisk opon za sobą , dalej mknąc z zamiarem uratowania przyjaciela.
- Yongguk, wracaj tu do cholery! – nie zatrzymał go nawet krzyk Himchana.
Biegł dalej przed siebie, nie zważając na coraz większe gorąco. W oddali można już było usłyszeć syreny strażackie. Bang zwolnił nieco, czując się coraz bardziej wykończonym, co spowodowało, iż ktoś rzucił mu się na plecy, powalając na ziemię. Pomimo ciężaru, uniósł się na rękach.
- Padnij! – Zelo wbił mu łokieć między łopatki, powodując jego upadek na asfalt.
Lider zaczął się ponownie podnosić, gdy chłopak przeturlał się z niego na ziemię. W tym momencie huk wybuchu rozniósł się na Manilę. Ogień rozprysnął się wkoło, lecz od razu zgasł. Po paru sekundach, zaczęły spadać kawałki metalu oraz szczątki samolotu. Robiły hałas tak wielki, że w uszach im dźwięczało. Joonhong skulił się, z nadzieją, iż Bang uczynił to samo. Podniósłszy głowę, ujrzał, jak mężczyzna ponownie zaczyna biec przed siebie. Zerwał się i, omijając kawałki metalu, złapał starszego za koszulkę, ciągnąc do tyłu.
- Zostaw mnie – Yongguk odtrącił Zelo, aż ten zatoczył się do tyłu.
Był gotów wbiec w ogień, aby uratować Youngjae, który bezpodstawnie tam został. Kolejny wybuch. Cały hangar runął, jak domek z zapałek. Przebiegł jeszcze kilkanaście metrów, stopniowo zwalniając, ostatecznie zatrzymał się, patrząc na ten akt samozniszczenia, przyprawiający go o ból w sercu.
- Youngjae… - wyszeptał, po czym padł na kolana, niedowierzając, że to był już koniec.
Jego przyjaciel, którego znał od wielu lat, już nigdy się do niego nie uśmiechnie, nie rozbawi oraz nie dotknie. Stał się tylko wspomnieniem, mogącym zniknąć w każdym momencie. W tej chwili, Bangowi trudno było uwierzyć w istnienie jakiegokolwiek wspaniałego miejsca. Jak nikt inny, pragnął, aby młodszy do niego powrócił. Po prostu wyszedł z ognia, aby mógł ponownie go wziąć w ramiona i obiecywać lepszy początek.
Po policzku spłynęła mu pojedyncza łza, zaś ustami poruszał bezdźwięcznie, nie odrywając wzroku od płomieni.
Zelo podszedł do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu. Sam nie potrafił powstrzymać swoich łez, więc nie zważając na rozmazany obraz, ostatkami sił zaczął ciągnąć lidera, aby w końcu wstał z ziemi.
- Hyung, chodźmy już – Chciał, aby jego głos zabrzmiał normalnie, lecz smutek zwyciężył i sprawił, że rozpłakał się jeszcze bardziej.
Przykucnął przy Yongguk’u, delikatnie potrząsając jego ramieniem, aby wyrwać go z bolesnego letargu. Łzy spływały po jego policzkach, lecz nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. Mężczyzna po krótkiej chwili przeniósł na Zelo swoje przekrwione oczy i uśmiechnął się delikatnie.
- On żyje – odparł cicho, a Joonhong zamrugał zdziwiony oczami.- On żyje i czeka na nas.
Jak zaczarowany, podniósł się z ziemi, od razu zmierzając w stronę palących się ruin hangaru, zostawiając za sobą oniemiałego Choi’a. Niespodziewanie, reszta chłopców przybiegła do nich, od razu odciągając zahipnotyzowanego lidera od płomieni. Słysząc dochodzące z daleka wycie syren, siłą wsadzili go do wozu na pierwsze siedzenie, tuż obok kierowcy.
Nie oglądając się już za siebie, Himchan docisnął gaz do końca, a samochód wyskoczył do przodu, mknąc w stronę nie ogrodzonego molo, na końcu którego był przycumowany prom. W momencie pojawienia się problemu z paliwem, wystarczyło wziąć telefon i zadzwonić do odpowiedniej osoby, aby w kilka sekund powstał plan B.
Kim zerknął tylko na chwilę we wsteczne lusterko, a ujrzawszy wozy straży pożarnej, zwiększył prędkość, przez co wskaźnik paliwa niebezpiecznie zaczął opadać. Nie przejąwszy się tym, w pełnym skupieniu patrzył przed siebie, widząc, jak mały stateczek zamienia się w coraz większy. Najgorsze dla niego było to, że widział nie tylko straż, ale także zapłakaną twarz Zelo, która wypełniła jego serce żalem. Tak młody dzieciak, a na dniach przeżył więcej niż przeciętny człowiek na tym okrutnym świecie. Wyrwał się z zamyślenia, słysząc dzwonek telefonu. Chłopcy mieli zdziwione miny, nie mogąc zrozumieć, czyja to komórka. Wszystko się wyjaśniło, gdy Yongguk spojrzał na podświetlony ekran swojego telefonu.
- Youngjae – wyszeptał, drżącą ręką unosząc aparat do ucha.
W samochodzie nastała krępująca cisza. Przez chwilę mogłoby się wydawać, iż każdy z osobna wstrzymał oddech.
- Jeden króliczek na pasztet przerobiony – niski głos dotarł do ucha Banga, który z trudem przełknął ślinę. – Zostało pięć. Który następny?
Auto wjechało na pokład, gdy połączenie zostało przerwane. Chłopcy na drżących nogach wysiedli z auta, od razu podchodząc do kapitana, który był znajomym Himchana. Kim podziękował mu za fatygę, nie odrywając wzroku od starszego przyjaciela, stojącego tuż przy barierce. Jak zaczarowany wpatrywał się w komórkę, jakoby zmuszając ją, aby zadzwoniła ponownie.
Właściciel zniknął za drzwiami mostku. Yongguk dołączył do reszty, aczkolwiek nie zamienił z nimi nawet słowa, nieprzerwanie ściskając w dłoni telefon. Przypomniawszy sobie usłyszane wcześniej słowa, jego twarz wykrzywiła się w gniewie, a następnie cisnął urządzeniem za burtę. Młodsi wzrokiem podążyli za komórką, póki ta nie wpadła do wody. Nim się obejrzeli, Bang wyrzucił z samochodu torbę i wsiadł za kierownicę, od razu zapalając silnik. Daehyun doskoczył do drzwi, lecz starszy zamknął się o środka.
- Yongguk! – zakrzyknął Himchan, uderzając w maskę auta, aby zwrócił na niego uwagę.
Ten w odpowiedzi pokręcił tylko głową, wrzucając wsteczny bieg. Wcisnął gaz, zaś Zelo stanął przed włazem, który powoli zaczął się podnosić. Auto ruszyło do tyłu, z każdym metrem jadąc szybciej, zaś Bang ze skupieniem patrzył we wstecznym lusterku na zbliżającą się postać Joonhong’a. Chłopak nie miał najmniejszego zamiaru zejść mu z drogi, aby nie stracić kolejnej bliskiej sobie osoby. W ostatniej sekundzie, Jongup złapał go za chore ramię, mocno przyciągając do siebie, zaś jego prawa uderzyła w rozpędzony samochód, który wjechał na pomost, następnie z głośnym hukiem spadając na molo. Kim czym prędzej pobiegł do przyjaciela, aby zatrzymał wznoszenie włazu, jednakże to było już niepotrzebne. Bang czym prędzej wykręcił i z piskiem opon oddalił się od statku.
Zapatrzony w niewielki już pożar przed sobą, wyjął zza paska pistolet i położył go na siedzeniu obok. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, gdy omijał ruiny hangaru. Dwa, z obecnych trzech, radiowozów policyjnych ruszyły za nim w pogoń. Z nikłym uśmiechem wjechał na ulice Manili, doszukując się swoich wrogów.


___________________________________
Ciekawostki: 
- Gdy pojawiło się One Shot i zobaczyłam dwa alternatywne zakończenia, pomyślałam wtedy: A gdyby było jeszcze inaczej?
Po paru dniach myślenia, nic mi nie przychodziło do głowy, aż przyśniło mi się to. Przez dobry tydzień, noc w noc, byłam obserwatorką tego wszystkiego. Oczywiście, dialogi zostały specjalnie podstawione, aby to wydłużyć,
- Początkowo miał też zginąć Yongguk,
- Imiona oprawców zapożyczyłam od C:ode (Sanghun), F:ie (Sanha - nieujawnione) & I:ot'y (Serin) z AlphaBAT,
- Tuż po strzelaninie, Himchan pojechał do właściciela promu,
- Jako ich pseudonimy miały zostać użyte imiona króliczków.