Informacje:
Główny paring: BangYoo
Typ: Three-shot
_______________________________
Pierwszy
strzał.
Yongguk
upuścił krótkofalówkę.
- Słyszeliście
Zelo? – zapytał, z powrotem ładując magazynek, następnie wcisnął broń za pasek,
odwrócił się i jak najdelikatniej umiał, wziął Youngjae na ręce. – Spadamy.
Drugi
strzał.
Szybkim
krokiem opuścili pokój, następnie mieszkanie. Po drodze chłopcy zebrali
najpotrzebniejsze rzeczy do torby, takie jak laptop czy też dodatkowe naboje.
Wyszli na półpiętro, gdzie usłyszeli krzyki pochodzące od policjantów, którzy
byli zaskoczeni atakiem.
Trzeci
strzał.
Youngjae
uchylił powieki i natychmiastowo je zamknął, jakby miał problem z nawiązaniem
kontaktu z rzeczywistością. Policjanci z tyłu przemieścili się na front
pozostawiając wolną drogę. Gdy tylko wyszli na zewnątrz i zbiegli po schodach,
rozgorzała seria pocisków.
Czwarty
strzał.
Pobiegli
przed siebie, a Yongguk w myślach poprosił Boga o opiekę nad Zelo. Dwie ulice
dalej, wsiedli do land rovera pozostawionego w nocy przez Himchana, i ruszyli w
stronę przystani.
Prowadzący
Himchan kręcił po uliczkach jak oszalały, zaś Jongup miał trudności z
wytłumaczeniem mu, w którą stronę powinien jechać, ze względu na te jego
akrobacje.
Daehyun
pomagał liderowi podtrzymać na wpółprzytomnego blondyna, który co i rusz
otwierał i zamykał oczy. Starali się także w jakikolwiek sposób trzymać,
ponieważ czuli się jak worki ziemniaków w bagażniku.
Ciche
stęknięcie wydobyło się z ust Yoo, przy czym zacisnął dłoń na kolanie Yongguka.
- Czemu…
- wyszeptał niemrawo, przekręcając swoją głowę na bok. – Mnie nie
zostawiliście? Jestem tylko ciężarem…
- Zelo mi
nie pozwolił – skwitował Bang i delikatnie się uśmiechnął do przyjaciół, którzy
odwzajemnili jego gest.
Jongup
załączył klimatyzację, chociaż byli już blisko celu. Obejrzał się do tyłu, aby
zobaczyć, w jakim jest stanie przyjaciel po tak dzikiej jeździe.
- Kopnijcie
go ode mnie – odparł krótko, ponownie zamykając powieki.
Kim
zaśmiał się krótko, patrząc co i rusz we wsteczne lusterko.
-
Będziesz miał okazję samemu to zrobić – Reszcie przyjęło się jego poczucie
humoru i zaczęli się cicho śmiać, jednakże cała czwórka wiedziała, że szanse na
przeżycie Youngjae są znikome, ale żaden jeszcze nie chciał dopuścić tej myśli
do siebie.
W końcu
wyjechali na pustą, wybetonowaną przestrzeń. Po lewej stronie rozpościerały się
pola, a gdzieś tam dalej widać było już początki ciemnego lasu. Na prawo rozciągało
się Morze Południowochińskie, którego błękit zlał się z niebem tworząc jedną
całość.
Z szumem
opon przejechali półtora kilometra, zaś na horyzoncie zaczęły pojawiać się
magazyny. Do tej pory są wykorzystywane, ale już nieco rzadziej. Dojazd do tej
przystani był zbyt trudny dla ciężarówek, więc najbliżsi mieszkańcy wykupili większość
dla własnego użytku.
Chłopcy
podjechali do jednego z największych, który został przemieniony w hangar.
Naprzeciw ogromnego wejścia, około sześćset metrów dalej zaczynało się molo,
które stworzyło wystarczająco długi pas startowy dla ich niewielkiego
odrzutowca, Manili. Jongup wraz z Daehyunem otworzyli rozgrzane, stalowe drzwi.
Land Rover wjechał do środka, zatrzymując się tuż przy wejściu.
- Zelo –
Głos Jung’a rozniósł się po dusznym hangarze.
Yongguk
ledwo wyciągnął przyjaciela z auta, gdy najmłodszy wysunął się zza starych
skrzyń. Od włosów, przez ramiona, aż po czubki butów był brudny, jakby się
tarzał w stercie śmieci przez dobre parę godzin. Kolana jak i nadgarstki miał
obtarte aż do krwi, ale i tak się uśmiechał, widząc swoich przyjaciół całych i
zdrowych.
Daehyun
rozłożył szeroko ręce, widząc dzieciaka, szybkim krokiem zmierzając w jego
stronę.
- Zelo –
zaświergotał, przybierając fałszywy uśmiech, zaś Choi, wiedząc co się święci,
szybko wyjął zza pleców przywłaszczoną broń i wyciągnął ją jak najdalej przed
siebie. Jung wziął swoją własność, jednakże nie zamierzał puścić mu temu
płazem, więc wymierzył cios otwartą dłonią wprost w jego głowę. – Następnym
razem będzie mocniej.
Nastolatek
podrapał się po głowie, biorąc sobie do serca ostrzeżenie przyjaciela. Wyjął
torbę zza skrzyń.
- Chodźmy
do reszty – Jongup zabrał mu torbę, przy okazji posyłając ciepły uśmiech.
Zelo
dołączył do przyjaciela, mając świadomość, iż jeszcze w pełni nie wykonał
swojego zadania. Nawet w samolocie panował istny zaduch. Ubrania przyklejały
się do ich ciał, a pot powoli zalewał oczy. Joonhong przykucnął przy blondynie,
który był na wpół przytomny i ledwo trzymał się w fotelu obitym skórą. Chłopak
rozpiął torbę, wyjmując z niej plastikowe pudełko.
- Hyung,
pomożesz mi? – zawołał najmłodszy, mając skrytą nadzieję, że którykolwiek
wyjdzie z kokpitu i mu pomoże, bo nie potrafił sam wszystkiego zrobić.
Youngjae
zaczął się wiercić oraz stękać z wszechogarniającego bólu, który ani trochę nie
zelżał. W stronę Choi’a z kokpitu został wypchnięty Daehyun, jako najmniej
użyteczny. Mrucząc pod nosem przykucnął obok młodszego i spojrzał, jak
dokładnie napełnia strzykawkę przezroczystą cieczą, wyciągając ją z ampułki.
-
Przytrzymaj mu ramię, proszę – spojrzał na Junga zmęczonymi oczami.
W nocy
spał niewiele, a dodatkowe atrakcje wykończyły go doszczętnie. Skupił się, by
nie dać za dużej dawki ani za małej, co mogłoby dać fatalne skutki oraz wręcz
przeciwnie, mógłby być jakikolwiek brak reakcji organizmu na podany lek.
Wbił igłę
w przedramię chłopaka i powoli naciskał tłoczek, wprowadzając lek. Chusteczką
wytarł kropelkę krwi.
- Co mu
podałeś? – zapytał starszy.
-
Morfinę. Zaraz powinna zacząć działać.
W momencie,
gdy Zelo zamknął torbę, dłoń Yoo dotknęła jego głowy. Jung wycofał się do
reszty. Najmłodszy podniósł wzrok na swojego przyjaciela, którego niewielki
uśmiech przyprawiał o ból serca. Spojrzał na niego pytająco, a ten machnął na
niego dłonią, by się zbliżył.
Choi
podniósł się w chwili, gdy Bang wyszedł z kokpitu. Lider spojrzał wpierw na
rannego przyjaciela, który już ledwo siedział, dopiero potem na Joonhong’a, od
razu każąc mu za sobą iść.
-
Youngjae hyung… - podjął Zelo, lecz starszy nawet się nie zatrzymał, tylko
zbiegł po schodkach na dół.
Chłopak
ruszył za nim. Yongguk stał przy wejściu i zdejmował grube płachty, odsłaniając
dość sporej wielkości plastikowe zbiorniki. Z pośpiechem zaglądał do każdego z
nich, coraz bardziej się denerwując.
- Zajrzyj
do tych na końcu, czy jest w nich paliwo – wskazał na drugi koniec hangaru, sam
zaś otarł pot z czoła.
Niemożliwym
było, żeby ktoś wyniósł stąd paliwo, które uzupełnili zaledwie miesiąc temu.
Wiedział, że jest to spisek ukartowany przez katów Youngjae, którzy za wszelką
cenę starają się zatrzymać ich na Filipinach. Zapatrzył się w jeden punkt przed
sobą. Po dosłownie paru sekundach dźwięk wybuchu oraz jaskrawy płomień wyrwały
go z transu.
Sprintem
podbiegł do leżącego na ziemi Zelo, który był oszołomiony. Pomógł mu wstać, zaś
wybuch spowodował, że paliwo spadło na ogon samolotu, tym samym go zapalając. Czarny
dym zaczął szybko się rozprzestrzeniać, utrudniając chłopcom oddychanie.
- Wynoś
się stąd – rozkazał młodszemu, wypychając go przed siebie, a samemu wbiegając z
powrotem do samolotu. – Ogon zajął się ogniem.
Chłopcy
bez słowa zabrali torbę i zbiegli na dół, zaś Bang nie zwracał uwagi na dym,
który zaczął wypełniać maszynę, i podszedł do Youngjae. W momencie, gdy miał
wziąć przyjaciela na ręce, ktoś szarpnął go do tyłu. Tym kimś okazał się
Himchan.
- Zwijamy
się stąd – Kim pociągnął go w swoją stronę, ten zaś wyrwał się i dopadł do
blondyna, który w ogóle się nie poruszał.
Yongguk
nie miał najmniejszego zamiaru zostawić rannego przyjaciela na pastwę ognia.
Dym stawał się coraz bardziej gęsty, więc padł na kolana, gdy Himchan znowu
zaczął go odciągać. Kopnął parę razy do tyłu i na oślep począł pełznąć przed
siebie. Wymacał dłonią nogę przyjaciela, powoli podniósł się, rękoma szukając
głowy Youngjae, gdy ją znalazł, jego oczy łzawiły, a płuca były pełne dwutlenku
węgla, który jak cholera utrudniał oddychanie.
-
Youngjae-ssi, Youngjae-ssi – powtarzał jego imię jak mantrę, by nawiązać
jakikolwiek kontakt. – Youngjae-ssi, obudź się.
Nie
odpowiedział. Stanął obok fotela, gdzie jedną rękę wsunął za plecy blondyna, a
drugą włożył pod kolana. Pot zalewał mu ciało, a syk płomieni było słychać
coraz bliżej. Ostatkami sił uniósł chłopaka dosłownie parę centymetrów nad
fotel, jednakże Himchan szarpnął jego ramieniem, przez co upuścił Yoo, który
opadł na miękką skórę.
Większa
ilość rąk zaczęła ciągnąć go do tyłu. Szarpał się i krzyczał, łapiąc
wszystkiego, co było pod ręką.
- Nie
możemy go tutaj zostawić! – zaprotestował, na chwilę tracąc oddech. – Nie
pozwolę!
- Już mu
nie pomożemy! On nie żyje!
Słowa
wypowiedziane przez Himchana dotarły do niego od razu, sprawiając ból jak po
przebiciu włócznią. Przestał walczyć oraz krzyczeć. Z łatwością dał się wynieść
z gorącego samolotu, gdzie ogień strawił już większą część ogona. Zelo wskoczył
na tylne siedzenie, tuż obok Daehyun’a, wciągając za sobą oniemiałego lidera.
Kim zasiadł za kierownicą i ruszył z piskiem opon, wciskając resztę grupy w
siedzenia. Wyjechał z hangaru, mknąc wprost na molo.
Yongguk
nieobecnym wzrokiem patrzył przed siebie. Na chwilę obecną wyzbył się wszelkich
uczuć, a także zamknął się na świat zewnętrzny. W środku czuł dziwną, ciemną
pustkę, której nie potrafił zrozumieć. Parę słów wystarczyło, aby zniszczyć
wszystkie jego plany na przyszłość, związane z całą grupą. Po spojrzeniu we
wsteczne lusterku i zobaczeniu czarnych kłębów dymu wydobywających się z
hangaru, zrozumiał, że to już koniec, lecz nie chciał przyjąć tego do swojej
podświadomości.
Złapał za
klamkę. Wtedy, wszystko zaczęło się dziać w przeciągu paru sekund. Szarpnął w
swoją stronę, jednocześnie popychając drzwi. Wypadłszy z auta, jadącego około
siedemdziesiąt kilometrów na godzinę, odbił się od ziemi, po czym przeturlał po
rozgrzanym betonie. Nie zważając na ból w barku oraz biodrze, wstał i ruszył
biegiem w stronę palącego się hangaru. Zlekceważył pisk opon za sobą , dalej
mknąc z zamiarem uratowania przyjaciela.
-
Yongguk, wracaj tu do cholery! – nie zatrzymał go nawet krzyk Himchana.
Biegł
dalej przed siebie, nie zważając na coraz większe gorąco. W oddali można już
było usłyszeć syreny strażackie. Bang zwolnił nieco, czując się coraz bardziej
wykończonym, co spowodowało, iż ktoś rzucił mu się na plecy, powalając na
ziemię. Pomimo ciężaru, uniósł się na rękach.
- Padnij!
– Zelo wbił mu łokieć między łopatki, powodując jego upadek na asfalt.
Lider
zaczął się ponownie podnosić, gdy chłopak przeturlał się z niego na ziemię. W
tym momencie huk wybuchu rozniósł się na Manilę. Ogień rozprysnął się wkoło,
lecz od razu zgasł. Po paru sekundach, zaczęły spadać kawałki metalu oraz
szczątki samolotu. Robiły hałas tak wielki, że w uszach im dźwięczało. Joonhong
skulił się, z nadzieją, iż Bang uczynił to samo. Podniósłszy głowę, ujrzał, jak
mężczyzna ponownie zaczyna biec przed siebie. Zerwał się i, omijając kawałki
metalu, złapał starszego za koszulkę, ciągnąc do tyłu.
- Zostaw
mnie – Yongguk odtrącił Zelo, aż ten zatoczył się do tyłu.
Był gotów
wbiec w ogień, aby uratować Youngjae, który bezpodstawnie tam został. Kolejny
wybuch. Cały hangar runął, jak domek z zapałek. Przebiegł jeszcze kilkanaście
metrów, stopniowo zwalniając, ostatecznie zatrzymał się, patrząc na ten akt
samozniszczenia, przyprawiający go o ból w sercu.
-
Youngjae… - wyszeptał, po czym padł na kolana, niedowierzając, że to był już
koniec.
Jego
przyjaciel, którego znał od wielu lat, już nigdy się do niego nie uśmiechnie,
nie rozbawi oraz nie dotknie. Stał się tylko wspomnieniem, mogącym zniknąć w
każdym momencie. W tej chwili, Bangowi trudno było uwierzyć w istnienie
jakiegokolwiek wspaniałego miejsca. Jak nikt inny, pragnął, aby młodszy do
niego powrócił. Po prostu wyszedł z ognia, aby mógł ponownie go wziąć w ramiona
i obiecywać lepszy początek.
Po
policzku spłynęła mu pojedyncza łza, zaś ustami poruszał bezdźwięcznie, nie
odrywając wzroku od płomieni.
Zelo
podszedł do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu. Sam nie potrafił powstrzymać
swoich łez, więc nie zważając na rozmazany obraz, ostatkami sił zaczął ciągnąć
lidera, aby w końcu wstał z ziemi.
- Hyung,
chodźmy już – Chciał, aby jego głos zabrzmiał normalnie, lecz smutek zwyciężył
i sprawił, że rozpłakał się jeszcze bardziej.
Przykucnął
przy Yongguk’u, delikatnie potrząsając jego ramieniem, aby wyrwać go z
bolesnego letargu. Łzy spływały po jego policzkach, lecz nie wydawał z siebie
żadnego dźwięku. Mężczyzna po krótkiej chwili przeniósł na Zelo swoje
przekrwione oczy i uśmiechnął się delikatnie.
- On żyje
– odparł cicho, a Joonhong zamrugał zdziwiony oczami.- On żyje i czeka na nas.
Jak
zaczarowany, podniósł się z ziemi, od razu zmierzając w stronę palących się
ruin hangaru, zostawiając za sobą oniemiałego Choi’a. Niespodziewanie, reszta
chłopców przybiegła do nich, od razu odciągając zahipnotyzowanego lidera od
płomieni. Słysząc dochodzące z daleka wycie syren, siłą wsadzili go do wozu na
pierwsze siedzenie, tuż obok kierowcy.
Nie
oglądając się już za siebie, Himchan docisnął gaz do końca, a samochód
wyskoczył do przodu, mknąc w stronę nie ogrodzonego molo, na końcu którego był przycumowany
prom. W momencie pojawienia się problemu z paliwem, wystarczyło wziąć telefon i
zadzwonić do odpowiedniej osoby, aby w kilka sekund powstał plan B.
Kim
zerknął tylko na chwilę we wsteczne lusterko, a ujrzawszy wozy straży pożarnej,
zwiększył prędkość, przez co wskaźnik paliwa niebezpiecznie zaczął opadać. Nie
przejąwszy się tym, w pełnym skupieniu patrzył przed siebie, widząc, jak mały
stateczek zamienia się w coraz większy. Najgorsze dla niego było to, że widział
nie tylko straż, ale także zapłakaną twarz Zelo, która wypełniła jego serce żalem.
Tak młody dzieciak, a na dniach przeżył więcej niż przeciętny człowiek na tym
okrutnym świecie. Wyrwał się z zamyślenia, słysząc dzwonek telefonu. Chłopcy
mieli zdziwione miny, nie mogąc zrozumieć, czyja to komórka. Wszystko się
wyjaśniło, gdy Yongguk spojrzał na podświetlony ekran swojego telefonu.
-
Youngjae – wyszeptał, drżącą ręką unosząc aparat do ucha.
W
samochodzie nastała krępująca cisza. Przez chwilę mogłoby się wydawać, iż każdy
z osobna wstrzymał oddech.
- Jeden
króliczek na pasztet przerobiony – niski głos dotarł do ucha Banga, który z
trudem przełknął ślinę. – Zostało pięć. Który następny?
Auto
wjechało na pokład, gdy połączenie zostało przerwane. Chłopcy na drżących
nogach wysiedli z auta, od razu podchodząc do kapitana, który był znajomym
Himchana. Kim podziękował mu za fatygę, nie odrywając wzroku od starszego
przyjaciela, stojącego tuż przy barierce. Jak zaczarowany wpatrywał się w
komórkę, jakoby zmuszając ją, aby zadzwoniła ponownie.
Właściciel
zniknął za drzwiami mostku. Yongguk dołączył do reszty, aczkolwiek nie zamienił
z nimi nawet słowa, nieprzerwanie ściskając w dłoni telefon. Przypomniawszy
sobie usłyszane wcześniej słowa, jego twarz wykrzywiła się w gniewie, a
następnie cisnął urządzeniem za burtę. Młodsi wzrokiem podążyli za komórką,
póki ta nie wpadła do wody. Nim się obejrzeli, Bang wyrzucił z samochodu torbę
i wsiadł za kierownicę, od razu zapalając silnik. Daehyun doskoczył do drzwi,
lecz starszy zamknął się o środka.
-
Yongguk! – zakrzyknął Himchan, uderzając w maskę auta, aby zwrócił na niego
uwagę.
Ten w
odpowiedzi pokręcił tylko głową, wrzucając wsteczny bieg. Wcisnął gaz, zaś Zelo
stanął przed włazem, który powoli zaczął się podnosić. Auto ruszyło do tyłu, z
każdym metrem jadąc szybciej, zaś Bang ze skupieniem patrzył we wstecznym lusterku
na zbliżającą się postać Joonhong’a. Chłopak nie miał najmniejszego zamiaru
zejść mu z drogi, aby nie stracić kolejnej bliskiej sobie osoby. W ostatniej
sekundzie, Jongup złapał go za chore ramię, mocno przyciągając do siebie, zaś
jego prawa uderzyła w rozpędzony samochód, który wjechał na pomost, następnie z
głośnym hukiem spadając na molo. Kim czym prędzej pobiegł do przyjaciela, aby
zatrzymał wznoszenie włazu, jednakże to było już niepotrzebne. Bang czym
prędzej wykręcił i z piskiem opon oddalił się od statku.
Zapatrzony
w niewielki już pożar przed sobą, wyjął zza paska pistolet i położył go na
siedzeniu obok. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, gdy omijał ruiny
hangaru. Dwa, z obecnych trzech, radiowozów policyjnych ruszyły za nim w pogoń.
Z nikłym uśmiechem wjechał na ulice Manili, doszukując się swoich wrogów.
___________________________________
Ciekawostki:
- Gdy pojawiło się One Shot i zobaczyłam dwa alternatywne zakończenia, pomyślałam wtedy: A gdyby było jeszcze inaczej?
Po paru dniach myślenia, nic mi nie przychodziło do głowy, aż przyśniło mi się to. Przez dobry tydzień, noc w noc, byłam obserwatorką tego wszystkiego. Oczywiście, dialogi zostały specjalnie podstawione, aby to wydłużyć,
- Początkowo miał też zginąć Yongguk,
- Imiona oprawców zapożyczyłam od C:ode (Sanghun), F:ie (Sanha - nieujawnione) & I:ot'y (Serin) z AlphaBAT,
- Tuż po strzelaninie, Himchan pojechał do właściciela promu,
- Jako ich pseudonimy miały zostać użyte imiona króliczków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz