Informacje:
Zespół/Paring: ToppDogg
Typ: Seria I
A/N: Miałam zacząć pisać od stycznia, ale ktoś mnie kopnął (J.Mour ić stunt) i wyszło, że ponownie wracam. Najprawdopodobniej będę publikowała na zmianę, wraz z serią "PSYCHO", której pozbyć z głowy się nie mogę.
Oczywiście oczekuję jakichkolwiek komentarzy. Mogę się założyć, że będzie mi milej pisać, gdy ujrzę nawet słowa czystej krytyki.
____________________________________
Jeszcze przed południem, B-Joo
siedział ze swoim przyjacielem na kolejnych nudnych zajęciach. Słowa
nauczyciela wpuszczał jednym uchem, a drugim wypuszczał, ponieważ dla niego
były ważniejsze sprawy, niż zależność przetrwania względem otoczenia. Obejrzał
się za siebie, a widząc, że A-Tom śpi, z powrotem wrócił do poprzedniej
pozycji, mianowicie wpatrywania się w drewniany blat ławki.
Westchnął ciężko, myślami
uciekając do wydarzeń sprzed trzech dni. Wtedy, gdy Hansol się do niego
dosiadł, koniec ściany bocznej zwalił się na trzy ostatnie ławki w rzędzie,
przez co siedem dziewczyn trafiło do szpitala, gdzie dwójka już wróciła,
ponieważ miały tylko lekkie zadrapania. Gorzej było z dwiema ostatnimi, które
czym prędzej zostały przeniesione do szpitala. Od tamtej pory po Hansolu nie
było ani widu, ani słychu.
Nie rozumiał, dlaczego zniknął
tak bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia.
- Skup się – Wyszedł z głębokiego
zamyślenia, słysząc uwagę. – Słyszysz?
Spojrzał na Xero i wywrócił
oczami, przenosząc wzrok na nauczyciela, który stał przy biurku. Gestykulował
tłumacząc coś, ale B-Joo, nieważne, jak bardzo się starał, nie potrafił się
skupić.
- Dobrze – burknął pod nosem,
chcąc, aby dał mu spokój.
- Nie warcz na mnie – Upomniał go
młodszy i oparł mu głowę na ramieniu. – Chcę dla ciebie dobrze.
B-Joo skinął głową, wewnętrznie
oczekując wybicia godziny dwunastej. Aktualnie miał dość natarczywości Xero.
Sam dobrze wiedział, co ma robić, przecież nie miał pięciu lat, lecz on uważał
go za dziecko, które trzeba upominać. Znali się od dzieciństwa, aczkolwiek
jeszcze rok temu zachowywał się normalnie. Był roześmiany, uwielbiał z nim
trenować, a także często się bawili. W mgnieniu oka jednak stał się czystym
despotą – zaborczym oraz zamkniętym na wszelkie uczucia innych. B-Joo z każdym
dniem coraz dziwniej czuł się w jego towarzystwie, więc na spotkaniach z Hansolem
starał się twórczo wykorzystywać czas.
Gdy nadeszło upragnione południe,
jako pierwszy opuścił salę od razu stając przy wyjściu ze szkoły, gdzie
wyłapywał najbliższych przyjaciół, pytając się o to, czy nigdzie nie widzieli
Hansola. Niektórzy wspominali, iż widzieli go w centrum, inni, że chodził po
klubach, jakby kogoś szukał. Zaczynał powoli tracić nadzieję, bo nikt nie dawał
mu żadnych dodatkowych wskazówek, więc prawdopodobnie, będzie musiał radzić
sobie sam.
- Dzisiaj rano też nie było go w
pokoju – odparł czarnowłosy Sangdo, jednocześnie opierając się na swoim niższym
przyjacielu, Hojoonie, który potwierdził tę informację skinięciem głowy.
Zmartwiony B-Joo oparł się o
murek, nie wiedząc, co ma ze sobą począć. Z jednej strony chciał biec i szukać
go w każdym możliwym miejscu, z drugiej nie chciał być nachalny, a nuż coś się
stało i Hansol chciał pozostać sam? Uniósł wzrok na Sangdo, który klepnął go
dłonią w ramię.
- A może jest u dziewczyn w
szpitalu? – zapytał, a B-Joo spojrzał na niego dziwnie, jakby powiedział coś
niestosownego.
- Mimo wszystko, powinien już
wrócić – mruknął cicho, marszcząc brwi.
Hojoon pociągnął za sobą Sangdo,
jakby obawiając się, że zaraz powie coś głupiego, i tak też się stało.
Chłopak złapał się poręczy i wyszczerzył białe zęby w szerokim uśmiechu, ostentacyjnie poruszając brwiami.
Chłopak złapał się poręczy i wyszczerzył białe zęby w szerokim uśmiechu, ostentacyjnie poruszając brwiami.
- Takie laski, to się nie dziwię,
że nie wraca – odparł, rzucając mu porozumiewawcze spojrzenie, po czym nagle
się skulił, gdyż oberwał po głowie od Hojoona.
Obejrzał się na niego, chcąc mu
oddać dwa razy mocniej, lecz tamten zwinnie uniknął jego dłoni.
- Znam twoje myśli, więc zamilcz
– pogroził mu niższy, od razu ciągnąc za sobą, jak najdalej od
zdezorientowanego B-Joo.
Gdy wszyscy opuścili szkołę, nie
dowiedziawszy się niczego więcej, zszedł ze schodów w głębokim zamyśleniu.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nic o nim nie wiedział. Gdzie
mieszkał przed przeprowadzką do akademika, czy ma rodziców, rodzeństwo? Dla
B-Joo to były pytania, na które nie potrafił odpowiedzieć choćby w najmniejszym
stopniu. Był tak zaślepiony szybkim rozwojem przyjaźni, że ani myślał zapytać o
takie rzeczy, w obecnej chwili niezmiernie potrzebne.
Przeszedłszy cały plac, zwinnie
omijając rozbieganych uczniów, przystanął przy wyjściu z terenu szkoły i oparł
się o czerwony mur. Ulica biegnąca wzdłuż ogrodzenia była jedną z tych głównych
miasta, gdzie życie kipiało na niej od rana do nocy, a czasami nawet dłużej.
Teraz nie było inaczej, każdy się gdzieś spieszył, wozy pędziły przez nierówną
nawierzchnię, konie rżały jak opętane, zaś matki starały się ujarzmić niesforne
dzieci, gdy ich mężczyźni ciężko pracowali na utrzymanie rodziny.
Po paru minutach bezczynnego
stania prychnął cicho, gasząc swoją nadzieję, iż gdzieś w tym tłumie przebywa
Hansol. Ostatni raz obadał wzrokiem ulicę i obrócił się na pięcie, wracając do
szkoły, pomimo trwającej przerwy.
Po zakończonych zajęciach,
B-Joo powolnym krokiem zmierzył w stronę
akademika. Stwierdził, że jeżeli Hansola nie będzie w pokoju, to zaczeka na
niego, bo innego wyjścia nie widział. Musiał się dowiedzieć, dlaczego zniknął
na trzy dni bez żadnego słowa. Jeśli nie wróci do nocy, zorganizuje jakąś grupę
albo sam zacznie go szukać. Nawet jeśli tym światem rządzi magia, nie mógł
zniknąć ot tak. Zawsze musiało być jakieś stosowne wytłumaczenie.
Podczas nieobecności Hansola, zastanawiał
się, czy to przypadkiem nie z jego winy opuścił zajęcia. Ciągle w głowie miał
wspomnienie, gdy zamiast pójść z nim ćwiczyć, wybrał misję z Xero, chociaż od paru
dni obiecał, iż mu pomoże. Z ciężkim westchnięciem przyspieszył kroku, w
myślach układając już całą gamę przeprosin oraz jakiekolwiek wynagrodzenie za
swoje egoistyczne zachowanie. Wpadł do akademika, jak wiatr podczas burzy, i
nie zważając na innych, wbiegł na samą górę. Na chwilę przystanął, by złapać
oddech, jednocześnie ogarnęło go dziwne uczucie, iż ktoś za nim idzie. Zerknął
przez ramię, a ujrzawszy kompletnie mu nieznanych uczniów, zaśmiał się pod
nosem, niedowierzając swojej głupocie. Już na spokojnie, ruszył w stronę pokoju
Hansola, w którym mieszkał sam, ponieważ jego współlokator dosłownie zniknął z
dnia na dzień. Nikt nie pamiętał jego wyglądu czy też imienia, chociaż wszyscy
wahali się między literą A a H, co też wydawało się dziwne, ponieważ to było
niespełna dwa miesiące temu.
W momencie, jak dotarł do drzwi,
z pokoju obok wyszedł A-Tom, prowadzący jakąś młodą dziewczynę pod rękę. Chłopak
mrugnął do niego, zaś B-Joo uśmiechnął się niepewnie, czym prędzej wchodząc do
pokoju przyjaciela. Jego uwagę przykuła drobna postać siedząca za biurkiem przy
oknie, widocznie w czymś zaczytana. Po cichu zamknął za sobą drzwi, a następnie
bezszelestnie podszedł do Hansola i zajrzał mu przez ramię. Uśmiechnął się
szeroko, dotykając jego karku. Chłopak podskoczył na krześle, od razu zamykając
książkę. Spojrzał na B-Joo z mordem w oczach.
- Mądry jesteś? – warknął,
odkładając lekturę na bok. – Zawału mogłem dostać.
B-Joo wywrócił oczami, puszczając
jego słowa mimo uszu.
- Przy każdym haśle mówią ci, że
umrzesz – kompletnie zmienił temat, wskazując na odłożony przez niego sennik,
zaś z jego ust nie schodził uśmiech.
Hansol wstał i zmierzył go
wzrokiem, podchodząc do łóżka, z którego wziął ciepłą bluzę.
- To nie było śmieszne, B-Joo –
odparł sucho, zakładając na siebie ubranie, a upomniany chłopak od razu
spoważniał, cicho przepraszając. – Byłem u nich tuż po tragedii. Cztery
dziewczyny. Jedna zginęła na miejscu, zaś druga walczyła o życie, a ja
patrzyłem jak odchodzi. Byłem przy niej do samego końca, bo jej rodzicie znajdowali
się gdzieś na drugim końcu kraju. Dwie kolejne mają tylko delikatne złamania, ale
dzisiaj wychodzą ze szpitala.
Z głośnym westchnięciem usiadł na
łóżku i spojrzał z dołu na B-Joo, który uciekł wzrokiem gdzieś w bok, widocznie
czując winę z powodu swojej wcześniejszej uwagi.
- Przez te trzy dni byłeś u nich
w szpitalu? – zapytał cicho, niepewnie na niego spoglądając.
Hansol pokręcił głową, bawiąc się
palcami u dłoni, jednocześnie zwlekając z odpowiedzią. Nie lubił wścibskich
osób, jednak z drugiej strony nie chciał go okłamać, aczkolwiek nie chciał też
wyznać całej prawdy.
- Xero wie, że do mnie
przyszedłeś? – zapytał z wyrzutem, zaś B-Joo wyraźnie się oburzył, słysząc jego
pytanie, jakoby chciał odwrócić kota ogonem.
Już miał się odgryźć, gdy do
pokoju Hansola wpadł roześmiany A-Tom, który od razu złapał w swoje objęcia
stojącego chłopaka. Hansol niewiele myśląc wstał i odczepił przylepę od B-Joo.
- O – A-Tom otworzył szerzej oczy
ze zdziwienia, a następnie rzucił się na szyję Hansola. – Hansollie! Ty żyjesz!
Wszyscy cię szukaliśmy, no, tylko B-Joo, ale na pewno się martwiliśmy.
Zniknąłeś tak niespodziewanie, ja już myślałem, że rozpłyniesz się w powietrzu
jak twój nie poznany współlokator Andy! Nigdy więcej nam tak nie znikaj, bo
następnym razem wezmę cię na smycz.
W czasie jego słowotoku, do
pokoju wszedł jeszcze Sangdo, ciągnący za sobą Hojoon’a, wyglądającego jakby
nie spał ze dwa dni oraz został zrzucony z klifu. Ciężko opadł na łóżko, nie
puszczając dłoni przyjaciela, na której oparł swoje czoło, zaraz zamykając
oczy.
- Kto jeszcze tutaj przyjdzie? –
Hansol odsunął od siebie gderającego chłopaka i zatkał mu usta, spoglądając na
nowo przybyłych, a ci wzruszyli ramionami.
Uwielbiał spędzać z nimi czas,
lecz wpadanie do jego pokoju, bez wcześniejszej zapowiedzi, okropnie go
denerwowało. Chociaż, widząc ich uradowane gęby, nie potrafił się długo
gniewać.
- Hansollie, bo my mamy plany
zabrać cię na świeże powietrze – oznajmił wesoło A-Tom, a następnie złapał go
za rękę i siłą zaczął wyciągać z pokoju.
Hansol oczywiście zapierał się w
każdy możliwy sposób, zaś Sangdo jeszcze go wypychał, kompletnie zapominając o
na półmartwym przyjacielu, który już całościowo padł na łóżko.
Całej tej walce pełnej krzyków
oraz śmiechów przyglądał się całkowicie bierny B-Joo. Pytanie Hansola okropnie
go dotknęło, przez co zaczął się zastanawiać, dlaczego oni tak bardzo się
nawzajem nie lubią. Ani Hansol, ani Xero nie chcieli mu powiedzieć, więc po
prostu zrezygnował z dalszych prób, lecz sytuacja sprzed chwili utwierdziła go
w przekonaniu, że to jest czysta nienawiść. Chociaż nadal nie potrafił odnaleźć
jej źródła, chciał zakończyć ich wzajemne dogryzanie sobie, ponieważ zawsze to
się działo, gdy był z którymś. Miał już tego po dziurki w nosie, czuł się
rozrywany przez obydwóch, jednocześnie bolało go to, że nie mógł razem z nimi
spędzać czasu.
- B-Joo? – z zamyślenia wyrwał go
glos Sangdo. – Nie stój jak słup soli, tylko chodź.
Nieogarnięty do końca, pokiwał
energicznie głową, wybiegając z pokoju przyjaciela, uprzednio zamykając drzwi.
Zbiegając po schodach, nie potrafił powstrzymać włażącego na usta uśmiechu, gdy
zauważył, jak A-Tom dosłownie porywa po drodze Xero, z którego miny można było
wywnioskować, że jest gotów ich wszystkich pozabijać bez żadnych skrupułów.
- Puszczaj mnie, wykolejeńcu! –
po dotarciu na boisko znajdujące się na tyłach szkoły, Xero nie omieszkał
przedstawić swojego oburzenia.
Hojoon, przyczłapawszy się, ze
wszystkich resztek swojej energii starał się odciągnąć przyjaciela, który nie
lubił, gdy używało się względem niego takich słów. Po dołączeniu reszty zrobiło
się istne zamieszanie, więc w pewnym momencie Xero zaczął szarpać B-Joo za
bluzkę, jednocześnie każąc siebie puścić, chociaż nikt go nie trzymał. Wreszcie,
wszystko się uspokoiło, dzięki czemu, A-Tom bez stresu mógł przedstawić
wszystkim swój plan.
- Otóż w celu integracji zagramy
w nogę, ale ty, B-Joo, siadasz na ławce i się z niej nie ruszasz – wskazał na
zszokowanego chłopaka, po czym odgonił go dłonią, by mu nie psuł atmosfery. –
Biorąc pod uwagę stan wypranego Hojoona, będziemy grać we czwórkę, oczywiście w
jednej drużynie będzie Hansollie oraz Xero.
Hansol czym prędzej wziął na stronę
przyjaciela, chcąc mu to i owo wyjaśnić, zaś reszta starała się w każdy możliwy
sposób zatrzymać Xero na boisku.
- Dobrze wiesz, że ja i tamten,
to dwie różne strony medalu. Prędzej się zagryziemy, niż zaczniemy razem grać –
wysyczał mu w twarz, nie chcąc, aby osoba niepożądana tego nie usłyszała.
- O to właśnie chodzi – chłopak
pstryknął palcami, uśmiechając się szeroko. – Jeszcze bardziej się do ciebie
przyczepi, a nas zostawi w spokoju. Z resztą, spójrz tam – wskazał głową w bok,
więc spojrzał w tamtą stronę. Ujrzawszy uradowanego B-Joo, który jak prawdziwy
kibic oraz fan machał do nich, poddał się. – Bardzo mu zależy, byście się
dogadali, ale wiadomo, że tak się nigdy nie stanie, to chociaż trochę poudawaj.
Nie chciałbyś go zawieść, prawda?
Wtedy, Hansol tak zwątpił, aż mu
odebrało mowę. Zacisnął mocno zęby, aby nie wypalić, bądź zrobić czegoś, czego
mógłby potem żałować oraz tłumaczyć się przed B-Joo. Zagadką było dla niego to,
jak udało im się zmusić Xero do zagrania, lecz po chwili wszystko zostało
wyjaśnione. Główną nagrodą miało być wyjście do jednego z droższych barów.
Każdemu od razu oczy się zaświeciły na tę wiadomość.
Mieli grać dwa razy po piętnaście
minut, bo szkoda było im marnować czasu. Xero oraz Hansol, gdy tylko dorwali
piłkę, ani myśleli podawać ją do współzawodnika, tylko grali samotnie. Od czasu
do czasu zdarzały się sytuacje, gdzie jeden musiał podać drugiemu, gdyż nie
widzieli innej opcji, a obojgu okropnie zależało na nagrodzie. Pomimo chłodnego
powietrza, po tak ostrej bieganinie, już na pierwszej przerwie wszyscy mieli
ochotę się rozebrać. Hansol nie szczędził sobie w byciu prowokatorem. Stanął
naprzeciw B-Joo i zaczął unosić swoją bluzkę do góry, aby się nią powachlować,
jednocześnie specjalnie ukazywał swój brzuch, zaś B-Joo uśmiechnął się na to
wrednie, po czym puścił mu oczko. Tę młodzieżową sielankę przerwało głuche
uderzenie piłki w głowę Hansola. Po obróceniu się, sprawcą był nie kto inny,
jak wróg nad wrogami.
- Stanąłeś mi na drodze do bramki
– warknął, zakładając ręce na tors, zaś starszy czym prędzej do niego podszedł,
od razu łapiąc za koszule.
- Błędnik cię zawodzi, imbecylu,
bo bramka stoi cztery metry w bok – odepchnął go od siebie, a następnie
ponownie na niego natarł, lecz nieskutecznie, gdyż został w porę zatrzymany
przez Sangdo.
- No dobrze, dobrze, uspokójcie
się – poklepał Hansola po głowie, powoli odsuwając od rozjuszonego Xero. –
Zakończmy tę grę na remisie i wszyscy razem pójdziemy się napić oraz nażreć za
wsie czasy.
Xero prychnął tylko pod nosem,
chowając dłonie do kieszeni, i od razu zaczął się od nich oddalać. Dodatkowy
świadek całego zajścia, B-Joo, dogonił przyjaciela, łapiąc go za rękę, by się
zatrzymał, lecz zrobił to dopiero wtedy, gdy starszy stanął mu na drodze.
- Przestań się złościć i chodź z
nami. Ja wiem, że zrobiłeś to niechcący, Hansol po prostu źle cię ocenił –
pociągnął go w stronę reszty, która powoli już odchodziła, ale Xero ani myślał
się ruszyć.
- Wolałbym pójść gdzieś tylko z
tobą, a nie z nimi – odparł cicho, wyrywając rękę. – Jeśli chcesz, to idź. Nie
trzymam cię.
Zakończywszy rozmowę pełnym
pogardy prychnięciem, odszedł w swoją stronę, zostawiając B-Joo z istnym
mętlikiem w głowie. Po krótkim namyśle, zacisnął wargi w wąską linię i dogonił
grupkę przyjaciół, mając już dość gburowatego zachowania Xero.
Po dotarciu do baru, od razu
zasiedli przy większym stole, będąc gotowymi do pałaszowania, chociaż jedzenie
nie zostało jeszcze zamówione. Same zapachy przyprawiały ich o wywrotki
żołądków oraz ślinotok, ledwo powstrzymywany, by nie zapluć talerzy jak lamy.
Gdy tylko świeżutkie, dzikie
mięsko przybyło na ich stół, zaczęli je jeść niewielkimi kawałkami. Bardziej
byli zajęci rozmową na temat wydarzeń sprzed paru dni, niż wciskaniem sobie do
gardeł jedzenia.
- Ta ściana powinna wytrzymać jeszcze
parę ładnych lat – skwitował Hojoon, wciskając Sangdo do ust porcję mięsa, by
jeszcze zachował ciszę.
- Myślicie, że ktoś ją zniszczył?
– wtrącił niepewnie Hansol, pocierając dłonie o siebie, zaś wszyscy spojrzeli
na niego lekko zdziwieni, po czym pokręcili głowami.
- Niemożliwe – zaprzeczył Sangdo,
nie zważając na to, że miał pełne usta. – Przecież jest osłona. Nie mogli jej
od tak na sekundę wyłączyć, prawda?
Zebrani zastanowili się, starając
się wyłapać jakąkolwiek poszlakę, która by ich naprowadziła na rozwiązanie tego
problemu. W międzyczasie Hansol odsunął od siebie pełen talerz, zmiażdżony
niespodziewanym atakiem wspomnień, jak wyglądały biedne dziewczęta po tym
wypadku. Kontynuowanie tego tematu było dla niego zbyt bolesne, więc dopóki
rozmowa trwała, siedział cicho. Oparł głowę o ramię B-Joo, lecz ten w pewnym
momencie wstał i wyszedł, przepraszając wszystkich.
Lekko zdezorientowani spojrzeli
na Hansola, aczkolwiek ten pokręcił głową, kompletnie nie rozumiejąc jego
zachowania.
- Hej – zawołał cicho A-Tom,
wskazując kciukiem na stolik za nimi, umieszczony w kącie lokalu. – Czy to nie
są przypadkiem absolwenci naszej szkoły?
Sangdo, nie dbając o dyskrecję,
obejrzał się za siebie jak surykatka, ściągając brwi. Dwaj mężczyźni siedzący
przy owym stoliku nawiązali z nim kontakt wzrokowy, unosząc pytająco brwi, lecz
ten pomachał do nich z uśmiechem, odwracając się z powrotem.
- Coś ty najlepszego zrobił –
warknął Hojoon, dodatkowo uderzając go w głowę. – Idą do nas.
Wszyscy, jak jeden mąż,
zaprzestali spożywania i zesztywnieli, nie spuszczając wzroku z dwójki, która
właśnie do nich podeszła. Czarna grzywka jednego była dość dziwnie zawinięta na
czole, lecz nie poświęcili jej zbyt dużej uwagi, gdyż oparł się o ramiona
A-Tom’a oraz Sangdo z szerokim uśmiechem, przez co mieli ochotę zacząć uciekać.
Jego towarzysz, blondyn, przysiadł na stoliku z tyłu, mając kompletnie gdzieś,
co robi kompan.
- Wy mali konfidenci – zaśmiał
się w głos, każdego obdarowując spojrzeniem. – W szkole się nie chciało
siedzieć, co? Nie martwcie się. Nie zakabluję na was, bo sam lepszy nie byłem,
ale macie mi obiecać, że to ostatni raz w trakcie zajęć.
Cała grupka skinęła energicznie,
odprowadzając ich wzrokiem. Gdy tylko wyszli z lokalu, każdy z kolei odetchnął
głęboko, chociaż Hansol nadal siedział sztywno, przez tego blondyna. W momencie
jego przejścia tuż obok, poczuł dziwne uczucie strachu.
- To było… - Hansol nie dokończył
swojej wypowiedzi, gdyż Sangdo nagle poderwał się z krzesła, ciągnąc za sobą
tak samo oniemiałego Hojoon’a i jak burza wypadli na zewnątrz. – Dziwne.
Wzruszywszy ramionami, wrócili do
zimnego już,jedzenia, jednakże zmartwili się po paru minutach, bo chłopcy coś
długo nie wracali. Każdy wyłożył od siebie tyle pieniędzy ile mógł, i,
dziękując za posiłek, opuścili knajpę, zastanawiając się, gdzie tamci mogli
pobiec. Nie musieli się nawet rozdzielać, bowiem usłyszeli głuche uderzenie w
parku znajdującym się naprzeciwko budynku, zaś dokładniejsze miejsce wskazały
im spłoszone ptaki. Czym prędzej pobiegli w tamtą stronę, a gdy dotarli do
celu, pierwsze, co ujrzeli, to był przelatujący tuż przed nimi Hojoon, który
zatrzymał się dopiero na pobliskim grubym dębie. Wszystkim szczęki opadły do
dołu, lecz, pomimo silnego zderzenia oraz zniszczenia części pnia, chłopak
wstał o własnych siłach i podszedł parę kroków do przodu. Nim zdążyli
zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje, blond absolwent znalazł się tuż przy
nim, starając się go dźgnąć sztyletami. Słychać było tylko świst powietrza, a
Hojoon zwinnie omijał ciosów, krzycząc coś niezrozumiałego do Sangdo, który był
zajęty tym drugim.
- P-Goon – krzyk blondyna
przeciął powietrze, jednocześnie nie zaprzestał wymachiwania ostrzami. – W
prawo, od góry i na tył!.
Sangdo z wymalowanym skupieniem
na twarzy, rozłożył dłonie, zaś już po sekundzie z jego rękawów oraz nogawek
spodni zaczęły wylatywać białe pióra, zbierając się wokół niego jak tornado. W
jednej chwili skierowały się ostrymi dudkami w stronę stojącego przed nim
P-Goon’a, po czym, jak strzały, zaczęły lecieć w jego stronę. Gdy już miało go
dosięgnąć, zniknął, lecz w mgnieniu oka znalazł się tuż nad nim.
Pióra, bez żadnego gestu czy też
słowa, zawróciły, ponownie chcąc dopaść mężczyznę, który niestety w ostatniej
sekundzie opadł na dół i z półobrotu wymierzył silny cios z kolana, wprost w
kręgosłup Sangdo. Jego ciało zachowało się jak szmaciana laleczka. Odgłos
uderzenia rozległ się wśród drzew, zaś chłopak przeleciał kilkanaście metrów,
by następnie paść na ziemię twarzą w dół.
Pojedynek został zakończony.
Chłopcy dobiegli do Sangdo,
podnosząc go za ramiona, zaś Hojoon padł na trawę, wyraźnie zmęczony unikami.
- Przepraszam – P-Goon podszedł
do nich i pogłaskał przegranego po głowie. – Nie chciałem tak mocno.
Dołączył do nich blondyn,
przyczepiający sztylety do boku, oraz, na czworakach, ale doszedł, Hojoon.
- Dlaczego nic mi nie pomagałeś?
– warknął Sangdo do niego, zaś ten uderzył go w kolano, gdyż tylko tam na razie
sięgał.
- Jak miałem mu czytać w myślach,
gdy go nie widziałem oraz z nim nie walczyłem – wyliczył, po czym wskazał na
cichego blondyna. – Zresztą, on wszystko mówił, jak jakaś przepowiednia. Trzeba
było jego słuchać.
- Dobra, spokój – urwał Hansol,
poprawiając sobie ramię Sangdo. – Ważne, że już po wszystkim, a wesoło to nie
wyglądało. Co wam w ogóle przyszło do głowy?
- Już ich tak nie gań, młody –
zwrócił mu uwagę P-Goon, a Hansol od razu zamilkł, widząc jego jakże
przekonujący uśmiech. – Chcieli spróbować, to czemu mielibyśmy im odmówić. Nie
jesteśmy aż tacy straszni, jak wam się wydaje.
Wszystkim zebrany udzieliło się
poczucie humoru, jednakże blondyn w pewnym momencie stęknął głucho i złapał
P-Goon’a za ramię, padając na ziemię. W ostatniej chwili udało mu się
podtrzymać jego głowę.
Oczy blondyna zajarzyły się
białym światłem, zaś ciało wygięło się w łuk. Chłopcy dosłownie spanikowali,
nie wiedząc, co mu się dzieje.
Odetchnęli z ulgą, gdy jego oczy
odzyskały swoją barwę.
- Ty – uniósł powoli rękę i
wskazał na zdezorientowanego Hansola. – Strzeż się trzydziestego maja.
Oczy chłopaka zrobiły się wielkie
jak talerze, zaś nogi stały się watą. Przerażony przepowiednią, puścił Sangdo,
natychmiastowo zrywając się do sprintu, jakoby uciekając przed niewidzialnym
niebezpieczeństwem.
- Hansol! – A-Tom wyruszył w
pościg za nim, niestety, już po parunastu metrach gubiąc go wśród alejek.
Chłopak, przebiegłszy slalomem po
parku, wlazł na dość masywne drzewo, gdzie przysiadł, aby uspokoić swoje serce
oraz myśli. W końcu zrozumiał, dlaczego tak bardzo się obawiał tego blondyna.
Potrafił zobaczyć przyszłość. Wystarczyło tylko jedno spotkanie, aby dowiedzieć
się, że coś wydarzy się danego dnia. Pytanie zasadnicze brzmiało: Co takiego
się wydarzy? Czuł wewnętrzną rozterkę, pomiędzy tym, czy wrócić i zebrać więcej
informacji, a układaniem planu przetrwania.
Usłyszawszy głośny, znajomy
śmiech, wyjrzał zza gałęzi.
Ujrzał B-Joo.
Siedzącego na kolanach Xero.