Informacje:
Paring: JiTae (Jiwon x Hyeontae)
Typ: One-shot
A/N: Kiedyś musiały nastąpić feelsy i ogółem szał klawiatury. To jest chyba najszybciej napisany przeze mnie one-shot, którego nie byłam w stanie odstawić na później.
Ile osób w fandomie ToppClass lub poza nim, zdaje sobie sprawę, że prócz Hyeontae oraz Jiwon'a, istnieje też dwóch innych członków?
________________________________
- Ciężko pracowaliście!
Wszyscy zebrani wokół odetchnęli skrycie i nie skrycie, by
następnie zacząć klaskać, wiwatując. Od razu zrobiło się lekkie zamieszanie z
powodu dużej ilości ludzi zebranych w jednym miejscu, lecz już po krótkiej
chwili każdy dostał jakieś zadanie i wszystko się uspokoiło. Jiwon, w białej,
cienkiej koszuli oraz czarnych jeansach, szczękając zębami, podszedł do
Hyeontae, biorąc od niego swój szary płaszcz, wraz z ulubionym kapeluszem, w
międzyczasie posyłając szeroki uśmiech.
Pomimo czystego, błękitnego nieba, a także słońca, panowała
okropna zimnica, gdyż był dopiero początek marca. Sesja zdjęciowa, która
właśnie została zakończona, odbyła się na krańcach dzielnicy Yangcheon-gu,
wśród gruzów budynku, który szedł do całkowitej rozbiórki, naprzeciw ciągu
lokali handlowych. Nie było to zbyt oryginalne miejsce, aczkolwiek jedyne,
jakie mogli znaleźć na ostatnią chwilę. Miało też swój specjalny klimat, więc w
jakiś sposób nie narzekali.
- Przepraszam, hyung-nim, kiedy wyjeżdżamy? – starszy zaczepił
przechodzącego obok organizatora, zaś ten przystanął, ściągając brwi.
- Nim się wszystko zbierze… – spojrzał na zegarek z głębokim
zamyśleniem. – Za jakieś półgodziny podjedzie autobus, ale – tutaj, uniósł
palec, jakoby zwracał uwagę małym dzieciom. – To nie przedszkole, więc nie
będziemy liczyć ile osób było i ile wsiadło. Rozumiecie?
Mężczyźni skinęli głowami bez najmniejszego zająknięcia. Po
odejściu starszego, Han z cichym pogwizdywaniem skierował się w stronę
Starbucks’a, z pragnieniem wypicia gorącej, czarnej jak smoła, kawy. Po paru
krokach obejrzał się za siebie, rzucając pytające spojrzenie młodszemu,
opatulonemu szalikiem po sam czubek nosa razy trzy.
- Idziesz? – zapytał, zaś Hyeontae bez odpowiedzi ruszył za
nim, aby czym prędzej znaleźć się w ciepłym wnętrzu.
Jung był jedyną wolną osobą, którą mógł i chciał ze sobą
zabrać na sesję, nawet jeśli nie byli ze sobą blisko, jak, na przykład, z Andym.
Taki wypad był znakomity do tego, by poprawić swoje relacje, a Jiwon miał zamiar
z tego skorzystać, ponieważ obaj brali czynny udział w życiu ToppDogg.
Gdy zasiedli w głębi pomieszczenia, starszy potarł dłonie, a
następnie oburącz wziął filiżankę parującego espresso.
- Dawno nie piłem kawy – odparł, nie przestając się
uśmiechać, lecz Jung cicho się z tym zgodził, upijając niewielki łyk swojej.
Czuł się bardzo skrępowany, będąc ze starszym sam na sam.
Aura, jaką roztaczał wokół siebie Jiwon była dla niego czymś, krótko mówiąc,
dziwnym. Jego tatuaże, palenie oraz styl ubierania przyprawiały ludzi do upadku
moralnego, w tym także Hyeontae. Miał wrażenie, że jest kimś gorszym, lecz po
ujrzeniu stylu bycia Jiwon’a, chciał go poznać, ale nadal miał zahamowania.
Siedzieli w istnej ciszy, gdyż starszy zajął się swoim
telefonem. Z jednej strony nie przeszkadzało mu to, ale z drugiej, nie lubił
siedzieć w całkowitym milczeniu.
- Ile mamy jeszcze czasu? – zapytał ledwo słyszalnie,
wzrokiem wędrując po stolikach, jakby szukał wśród klientów jakiegoś szpiega.
Starszy oderwał się od telefonu, po czym spojrzał na zegarek, starając
się zrozumieć sztywne zachowanie Hyeontae.
- Mamy jeszcze piętnaście minut – odparł i odstawił
filiżankę na stolik. – Hyeontae.
Młodszy drgnął, nawiązując kontakt wzrokowy z Jiwonem.
- Dlaczego nie brałeś udziału w sesji?
- Ach – zaśmiał się nerwowo, odchylając na krześle. – Jestem
bardzo chorowity, więc takie rozbieranie się nie wyszłoby mi na dobre, ale ty
wyglądałeś naprawdę profesjonalnie. Mimo chłodu robiłeś to bardzo swobodnie, a
ja tak nie potrafię. Według mnie powinieneś zostać modelem i występować na
wszelkich różnych pokazach.
Energicznie przy tym gestykulował, lecz momentalnie
zaprzestał, zdając sobie sprawę, co właśnie powiedział. Pomogła mu przy tym
zadowolona twarz Hana.
- To tylko moje zdanie – dodał, zabierając się za swoją
kawę, która zrobiła się ciepła.
- Jest mi miło, że to powiedziałeś – po usłyszeniu jego
odpowiedzi, uciekł wzrokiem gdzieś w bok, nie mogąc znieść panującej duchoty w
lokalu.
Zdjął z szyi szalik, kładąc go złożonego na stoliku w
poprzek, przez co wyglądał jak mur oddzielający ich od siebie, i rozpiął swoją
grubą kurtkę, wzdychając. Tak samo jak starszy, zagłębił się w swojej komórce,
całkowicie odcinając od świata zewnętrznego, chociaż był czujny, gdyby Jiwon
zaczął coś do niego mówić, to nie wypada na niego nie patrzeć.
Upił trochę chłodnej już kawy, będąc zaczytanym na
twitterze.
- Stanął mi… - usłyszawszy te słowa z ust Jiwona, wypluł
trzymaną w ustach kawę wprost na telefon, po czym zakrztusił się, gdyż
niewielka część wpłynęła do gardła. - …zegarek.
Han spojrzał zdziwiony na młodszego i podniósł się z
krzesła, biorąc jego szalik do ręki.
- Jak to ci stanął? – zapytał ze łzami w oczach, wstając z
krzesła. – To która jest godzina?
Głośne „aishh” wydobyło się z ust starszego, po czym bez
słowa wyjaśnienia zaczął gnać w stronę wyjścia. Lekko zszokowany młodszy
dopiero po paru sekundach pobiegł za nim, dopadając go tuż za drzwiami.
W miejscu, gdzie odbyła się sesja zdjęciowa, nie było ani
żywej duszy, zaś ulica i na prawo, i na lewo była pusta. Do tej sytuacji
zabrakło tylko biegacza stepowego przelatującego przez chodnik z gwiżdżącym
powiewem wiatru, jak na Dzikim Zachodzie.
- Zadzwońmy do kogoś, aby po nas przyjechał – zaproponował
młodszy, starając się zatrzymać Jiwona, który ni z gruchy, ni z pietruchy
zaczął iść w tylko sobie znanym kierunku.
Jego celem był przystanek autobusowy, gdzie przysiadł na
drewnianej ławce, chowając dłonie do kieszeni płaszcza.
- Nikt po nas nie przyjedzie – skwitował, zakładając nogę na
nogę, a następnie wyjął paczkę Marlboro, od razu zapalając papierosa. –
Poczekamy na autobus.
Skrzywiony Hyeontae usiadł obok mężczyzny, aby drażniący dym
nie leciał wprost na niego. Wyprostował swoje długie nogi, aby promienie
słoneczne dały choć odrobinę ciepła. Po chwili burknął cicho coś niezrozumiałego
pod nosem, zabierając swój szalik z jego kolan, by się nim opleść jak
wcześniej.
- Ile masz pieniędzy? – Jung zerknął na niego, jakby zapytał
o coś niestosownego.
Zamyślił się na chwilę, machając nogami na boki.
- Niecałe trzy tysiące won – mruknął, odsuwając się od
Jiwona, gdyż dym począł lecieć w jego stronę.
- Powinno wystarczyć.
Młodszy w jednej sekundzie podwinął nogi, siadając prosto i starając się nie wybuchnąć.
- Nie masz pieniędzy? – zapytał z wyrzutem, z powrotem się
przysuwając, mając gdzieś smród papierosa.
- Jakieś drobne mam, ale kawa do tanich nie należała –
wzruszył ramionami, po czym obciął Hyeontae wzrokiem. – Coś się tak napuszył?
Przecież nie robię z ciebie bankomatu.
- Nawet nie wiesz gdzie jechać – prychnął i wstał, gdyż
podjechał długo oczekiwany autobus.
Nie czekając na starszego, wsiadł do środka, od razu
zmierzając na tył pustego pojazdu, zaś Han z dostojnością oraz uśmiechem
podszedł do kierowcy, kłaniając się.
- Do centrum? – zapytał tak głośno, aby Jung nie miał
problemu z usłyszeniem, gdy kierowca potwierdził, Jiwon, czując się wygranym,
podszedł do stojącego jeszcze mężczyzny. – Widzisz. Dojedziemy do centrum, a
stamtąd będzie nam łatwiej znaleźć dorm B.
Młodszy przepuścił go, aby usiadł przy oknie, a sam usiadł
obok, zakładając ręce na piersi. W tej chwili naprawdę nie wiedział co ma
sądzić o Jiwonie. Raz zachowywał się bardzo miło, a potem, jak za sprawą
różdżki, stawał się arogancki.
Obydwaj nie wiedzieli gdzie mają wysiąść, więc uważnie
śledzili mijany krajobraz po przeciwnych stronach, tak na serio, to tylko
Hyeontae, bo starszy odpłynął już w momencie posadzenia swojego tyłka na
krześle. Jednakże, po paru minutach wpatrywania się w przemieszczające się
budynku, i jego zaczęło powoli nużyć. Przy ostrzejszym zakręcie w prawo, gdzie
kierowca nie miał najmniejszego zamiaru zwolnić, głowa Jiwona opadła na ramię
Junga, ten zaś westchnął ciężko i sam przymknął oczy, aby zdrzemnąć się
odrobinę.
W momencie większego wyboju na trasie, zderzyli się głowami,
lecz dodatkowo Jiwon nagle rozbudzony, uniósł swoją, mocniej uderzając o nos
Hyeontae, który jęknął boleśnie i zamiast dotknąć dłonią swojej twarzy, strącił
kapelusz starszego.
- Co do… - Han spojrzał zaspanym wzrokiem na młodszego, ręką
macając swoje włosy.
Nie wyczuwając nakrycia, zepchnął go z siedzenia, sięgając
po swój skarb, który leżał pod krzesłem Junga.
- Za co to było? – warknął młodszy, ale nie pozwolił dojść
mu do słowa, wskazując palcem za okno. – No pięknie. Przejechaliśmy centrum.
- Nic nie przejechaliśmy – Jiwon wstał i pomógł mu wstać, po
czym poprosili kierowcę o zatrzymanie się.
Po opuszczeniu ciepłego pojazdu, zimno owionęło ich ciała, a
słońce powoli zaczęło już zachodzić, czego nie przyjęli z radością. Rozejrzeli
się, czując się jak dwa słupy wśród tłumu ludzi zmierzających do obranego celu.
- Nic nie przejechaliśmy. Zobacz – powtórzył starszy i objął
Hyeontae ramieniem, pokazując dłonią przed siebie. – To Namsan Tower. A Namsan
Tower jest w centrum.
- Latarnia, a nie Namsan Tower – odepchnął go od siebie,
zmierzając w stronę podziemi, nawet na niego nie czekając. Przy schodach
odwrócił się jeszcze na krótką chwilę. – Aishh, już cię nie posłucham, jeśli
będziemy gdzieś znowu razem jechać.
Mężczyzna zaśmiał się, klepiąc go w ramię, i pociągnął na
dół, gdzie najpierw zatrzymali się przy mapie, uważnie ją badając.
- Jesteśmy tu – starszy wskazał na czerwony punkt, jawnie
informujący tekstem „Tu jesteś”.
Jung miał ochotę mu dogryźć tekstem w stylu: „No co ty nie powiesz?”,
ale powstrzymał się, nie chcąc zaczynać bezsensownej kłótni.
- Mamy być… - Hyeontae pokręcił trochę palcem na górnej
części mapy, aż natrafił na nazwę, która była dla niego znajoma. – Gdzieś tu.
- Gdzieś, to myszy w polu biegały – sprostował Han,
posyłając w jego stronę uśmiech, na co tamten odpowiedział mu wrednym
pokazaniem języka.
Bez słowa poszli do kas, gdzie spokojnie kupili odpowiednie
bilety. Po spojrzeniu na kartkę, obaj westchnęli w tym samym momencie, przez co
spojrzeli na siebie, jakby byli najgorszymi wrogami chodzącymi po tym świecie.
Pociąg przyjechał równo ze wskazaną godziną na rozkładzie
jazdy. Po wejściu do środka, nie zdziwili się brakiem miejsc siedzących, ale to
było u nich na plus, gdyż nie mogli ponownie zasnąć. Stanęli obok siebie,
wsłuchując się w rozmowy pasażerów oraz głos, który informował ich o
przystankach. Z każdą kolejną stacją robiło się coraz tłoczniej, więc stanęli
bliżej, aby się nie zgubić. Po dwóch kolejnych, nie było gdzie nogi postawić,
przez co nie dość, że byli ściśnięci, to stali do siebie przodem, aczkolwiek
mieli odwrócone twarze w przeciwne strony.
Na kolejnym przystanku usłyszeli „przepraszam”, ale nie
wiedząc skąd ono nadeszło, przekręcili głowy, sprawiając, iż stało się coś,
czego nigdy by nie zrobili. Otóż wynikiem tego ruchu było natrafienie ich ust
na siebie nawzajem. Jak poparzeni przecisnęli się, jak przez praskę, do
wyjścia, dosłownie taranując biedną staruszkę po drodze. Rozeszli się w dwa
kierunki, gdzie Jiwon kilkakrotnie przetarł twarz dłońmi, zaś Hyeontae
rozczochrał swoje włosy, niepewnie spoglądając przez ramię.
Po niespełna minucie, podczas której ogarnęli swojego ducha
i ciało, odwrócili się, niepewnie do siebie podchodząc.
- Nic nie było – odparli równocześnie, mając ochotę strzelić
sobie nawzajem w twarz.
Odetchnęli głęboko, jakby przygotowywali się do medytacji,
by następnie wdziać na usta szerokie uśmiechy, traktując tamtą sytuację jako
nieistniejącą przeszłość. Zupełny przypadek.
Jiwon odchrząknął, zwracając jego uwagę.
- Zostały nam trzy stacje.
Widząc wzruszenie ramionami ze strony młodszego poczuł się
dosłownie olany, ale nie dał tego po sobie poznać.
- To idziemy na piechotę – sprostował i złapał Junga za
ramię, ciągnąc za sobą na schody.
Oniemiały młodszy dopiero, gdy stanęli na pierwszych
schodkach, wyrwał swoją rękę, odsuwając się od starszego parę kroków w bok,
zaczynając wchodzić szybciej. Han, jak dziecko, prychnął pod nosem i też
przyspieszył wyprzedzając go, na co Hyeontae wywrócił oczami. Uradowany Jiwon
spojrzał za siebie, aby móc zerknąć z góry na żółwia, lecz potknął się, padając
wprost na betonowe stopnie. Oczywiście został wyśmiany przez tamtego, który z
tryumfem wkroczył na samą górę.
- Aishh – mruknął pod nosem, podnosząc się, gdy nagle
przeszywający ból przeszedł od dolnej części kręgosłupa, aż do lewej nogi,
sprawiając, że z powrotem poległ na schodach.
Widząc to, Jung stał jeszcze przez dłuższą chwilę,
zastanawiając się, czy to nie jest podstęp starszego.
- Hyung, co ci jest? – zmartwiony, że tak długo się nie
podnosi, zbiegł na dół, kucając przy nim. – Uderzyłeś się?
- To nic takiego – stęknął starszy, wstając z pomocą Junga,
gdzie jego twarz skrzywił ból.
Złapał się chłodnej barierki, starając podnieść lewą
nogę, jednak ta ani drgnęła, ponieważ całkowicie stracił w niej czucie. Nie mógł
uwierzyć, że wystarczył jeden mały upadek, aby odezwała się stara kontuzja.
- Dysk… - szepnął, opierając czoło o barierkę, zaś wolną
dłonią przesunął po swoich plecach.
Hyeontae skrzywił się, będąc świadomym, jak bardzo bolesne
jest wypadnięcie dysku, więc pogłaskał starszego po ramieniu, bez żadnego
skrępowania.
- Poniosę cię – zaproponował, samemu nie wierząc, że to
powiedział, ale widząc cierpienie na twarzy Jiwona oraz przypominając sobie to,
co do tej pory przeżyli, nie mógł mu nie pomóc.
Można to było nazwać więzią, która zdążyła powstać w miarę
kolejnych dochodzących okoliczności, a teraz, musieli ją wzmocnić i o nią
zadbać.
Wiedząc, że ten będzie się opierał, bo w końcu jest Złotym
Hyungiem w ToppDogg, ma tatuaże i pali, co jest jego dumą. Bez słowa wziął go
na barana jak najdelikatniej, aby nie zrobić mu większej krzywdy.
- Czeka nas długa droga, więc się trzymaj – zaśmiał się
cicho, zaś Han subtelnie owinął ramionami jego szyję.
Po wyjściu z podziemi, Hyeontae od razu zaczął kierować się
znakami informacyjnymi, jednocześnie zaprzątając sobie głowę nieplanowanym
pocałunkiem w metrze. Fakt, chciał być bliżej z Jiwonem, jak z on z Andym,
lecz nie aż tak blisko. Był to czysty przypadek, każdemu mogło się zdarzyć, w
każdym miejscu, w każdej chwili.
Zbędne tłumaczenie. Przez ten incydent, z większą ochotą
zapragnął poznać człowieka, jakim był Han. Szczerze mówiąc, zafascynował go
swoim charakterem, lecz, czy starszy myślał o nim podobnie?
- Czy mógłbyś bardziej… - jego rozmyślania przerwał szept
mężczyzny nad jego uchem.
Zmrużył wściekle oczy, z impetem schodząc z krawężnika.
- Nie będę szedł wolniej – odburknął, nie siląc się na
chociażby odrobinę życzliwości dla obolałego hyunga. – Myślisz, że jesteś
lekki i bez problemu pokonam całą trasę bez zająknięcia? Tu się mylisz! Już
mnie okropnie bolą plecy, a ty śmiesz jeszcze marudzić.
Jiwona dosłownie zatkał niewytłumaczalny atak ze strony
młodszego, przez co zaledwie po chwili, trzepnął go otwartą dłonią w policzek.
- Za co na mnie naskakujesz? Nikt nie kazał ci mnie nieść –
odparł, wzdychając ciężko, zaś obłok pary wydobył się z jego ust. – Czy mógłbyś
bardziej ostrożnie stawiać kroki, bo czuję, że wypadają mi kolejne dyski? To
chciałem powiedzieć, narwańcu, ale ty wolałeś od razu dodać swoje trzy grosze,
nie dając mi dokończyć. Puść mnie już. Sam dam sobie radę.
Lekko zdołowany Jung, zwolnił, uważnie stawiając kroki, aby
ograniczyć turbulencje ciału mężczyzny.
- Przepraszam, hyung – mruknął, mając nagłą potrzebę
wyparowania z powierzchni ziemi, ale jedyne, co mógł zrobić, to schować
niewielką część twarzy w szaliku.
Jiwon nie skomentował już tego, nie chcąc jeszcze bardziej
zagłębiać się w tej bezsensownej kłótni, która wynikła z niewielkiego
nieporozumienia oraz sporu charaketrów.
Pomimo panującego mroku, Jiwon orientacyjnie prowadził
młodszego w stronę dormu B, w którym byli umówieni, aby się przespać. Nie
obeszło się bez małych sprzeczek. Hyeontae stwierdził, iż wróci do swojej
obietnicy, aby już więcej go nie słuchać, ponieważ miał uczucie, że chodzili w
kółko.
- Skręć tu w prawo – nakazał Han, lecz młodszy sądził
inaczej i skręcił w przeciwną stronę, cicho gwiżdżąc pod nosem jakąś melodię.
- Gówno się znasz – stwierdził wesoło, podchodząc pod
niewielką górkę. – Ten dorm musi gdzieś tu być.
Po kilku minutach bezowocnych poszukiwań, nazwa ulicy oraz
widoczny niedaleko znajomy blok podniósł obydwóch na duchu. Tuż przed wejściem
do środka, Jiwon zszedł z pleców młodszego, na szczęście odzyskując władzę w
nodze. Po wejściu do ciepłego budynku, a następnie windy, od razu zaczęli zdejmować
z siebie grube odzienie, aby za bardzo się nie spocić.
Zapukawszy do mieszkania, nie czekający na zaproszenie Jung
od razu wparował do środka, strasząc Jenissiego. Z lekkimi problemami, Jiwon
dokuśtykał do nich, wieszając swoje rzeczy na wieszaku.
- Łóżka i będę szczęśliwy – jęknął, dłońmi delikatnie masując
obolałe miejsce.
- Co wy tu robicie? – zapytał Sangdo, który właśnie wyszedł
z kuchni, w ręku niosąc świeżo zaparzoną herbatę, po czym zwrócił się do Kima. –
Hyung, nie umawialiśmy się inaczej?
Taeyang wzruszył niepewnie ramionami, wzrokiem obcinając
przybyłych gości.
- P-Goon, A-tom oraz Hyosang zostali w wytwórni, gdzie
spędzą całą noc na tworzeniu muzyki i tekstów, ale w zamian za nich, aby
pozostała równowaga wolnych łóżek dla was, ja wraz z Sangdo przyszliśmy tutaj.
Zdezorientowany Hyeontae zamrugał parę razy oczami, unosząc
dłoń.
- Czekaj – zamilkł na krótką chwilę, starając się ułożyć
wszystko w swojej głowie. – Kto, gdzie z kim poszedł?
- To jest dorm B, prawda? – zapytał Han, lecz widząc miny
gospodarzy, miał ochotę wyskoczyć przez okno. – Zlitujcie się, przynajmniej
nade mną, bo jego możecie się pozbyć – wskazał na Junga, który nie omieszkał
okazać swojego oburzenia, poprzez strącenie kapelusza z głowy starszego.
Załamany Yoo, westchnął ciężko, prowadząc ich do jednego z
pokoi, gdzie stały dwa piętrowe łóżka.
- To na górze jest wolne, powinniście się zmieścić –
oznajmił, po czym opuścił pomieszczenie, zostawiając ich w całkowicie dołującej
ciszy.
Jiwon niespiesznie zaczął wchodzić po drabince, co zajęło mu
dłuższą chwilę ze względu na ból, ale po osiągnięciu celu, położył się na
brzuchu, delikatnie masując miejsce, gdzie wysunął się dysk.
Wszystkiemu przyglądał się młodszy, który, niewiele myśląc,
wdrapał się na górę, ledwo siadając obok.
- Pomóc ci? Bo samemu to raczej nigdy go nie nastawisz –
zapytał cicho, zaś mężczyzna zerknął na niego, zabierając swoje dłonie.
- Wiesz, jak działać?
- Robiłem to już kilka razy podczas bycia trainee. Jednemu,
który był w moim wieku, ciągle wypadał dysk przy głębszych skłonach, przez co
mam wprawę – wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu i podwinął koszulę starszego do
góry, kciukami zataczając niewielkie kręgi na jego skórze. Co parę sekund robił
to mocniej, aby dysk w końcu wrócił tam, skąd wyszedł, ale słysząc głuche
stękanie, nie robił tego zbyt często. Aby było mu wygodniej, delikatnie
przysiadł na udach starszego, całkowicie skupiając się na dolnej części jego
pleców, aby w końcu ulżyć mu w cierpieniach. W jednej sekundzie, gdy kręg
wrócił na swoje miejsce, głośny wrzask wydobył się z ust Jiwona.
Po dosłownie czterech sekundach do pokoju wpadł Jenissi,
pozbawiony koszulki, zaś za nim wkroczył zaciekawiony Jiho. Obaj stanęli jak
wryci, nie wiedząc co powiedzieć, a cisza była przerywana przez dość słyszalne
westchnienia najstarszego.
- Po prostu hyungowi wypadł dysk i pomogłem mu go nastawić –
Hyeontae zaczął się nerwowo tłumaczyć, czym prędzej schodząc z łóżka, chociaż
patrząc na nich, miał dziwne uczucie, że to nie on powinien wyjaśniać, co
zaszło. – Nie martwcie się, bo już wszystko dobrze.
Chłopcy jeszcze przez krótki moment popatrzyli na nich, po
czym na odchodne cicho życzyli im dobrej nocy, niepewnie zamykając za sobą
drzwi. Jung odetchnął z ulgą, zdejmując z siebie zbędną bluzkę, zdziwiony także
tym, że Han też zdążył się już rozebrać. Zabrał jego koszulę, starannie ułożył
ją na stojącym nieopodal krześle i zgasił światło, zabierając Jiwonowi spod
nóg koc.
Rozłożył go między łóżkami, a potem legł na wznak, wpatrując
się w ciemny sufit.
- Śpij dobrze, hyung – mruknął, zamykając oczy, ale słysząc
nieprzerwane skrzypienie łóżka, z powrotem je otworzył, patrząc na
wychylającego się starszego.
- Chodź tutaj na górę, a nie będziesz spał na twardej
podłodze – zaproponował, ale tamten pokręcił głową. – Zadepczą cię.
Hyeontae machnął na to ręką, odwracając się na bok, by
wreszcie móc w spokoju zasnąć, gdy niespodziewanie na jego głowie wylądowała
poduszka. Zerwał się do siadu, a widząc, jak Jiwon schodzi z góry, ogromnie się
zdziwił.
Mężczyzna ściągnął kołdrę i narzucił ją na niego,
samemu kładąc się obok, w międzyczasie poprawiając poduszkę, na której
spokojnie zmieściły się ich głowy.
- Jeśli ciebie mają zdeptać, to mnie też – szepnął Han,
odwracając się tyłem do młodszego.
Obaj skryli swoje uśmiechy w panującym wszędzie mroku.