Informacje:
Pairing: HanJoo
Typ: Shot
A/N: Przykro mi, że nie wróciłam z TLP, ale po prostu nie mogę się za to zabrać. Nie lubię się zmuszać, bo wtedy wychodzi z tego nic, zamiast coś. Powolutku coś tam będę bazgrać, zaś w międzyczasie pewnie pojawią się niewielkie shoty.
Tutaj jest lekka pogmatwanka, wiec nagroda dla tego, kto zrozumie.
Tutaj jest lekka pogmatwanka, wiec nagroda dla tego, kto zrozumie.
________________________________
W samym centrum stolicy Korei
Południowej ludzie spieszyli się do swoich obowiązków, nie zważając na innych
użytkowników asfaltu oraz chodnika. Oczywiście istniały też wyjątki. Jednym z
nich był młody, czarnowłosy mężczyzna ubrany w jasne, dżinsowe spodnie oraz
białą bokserkę, zaś w ręku trzymał skórzaną kurtkę.
Bez problemu pokonał zatłoczone
przejście dla pieszych i wkroczył do niewielkiego sklepiku, w którym dominował
szeroki wybór krajowych słodyczy, a także sprowadzanych z zagranicy. Bywał
tutaj co dzień rano, więc dziś nie mogło być inaczej. Zdjąwszy z uszu
słuchawki, od razu skierował swoje kroki w stronę ostatniej półki, z której
wziął ulubioną, mleczną czekoladę, lecz uderzony nagłą myślą zabrał ze sobą
jeszcze dwie.
- Och, dzisiaj aż trzy? – zapytała
wesoło staruszka zza kasy, gdy położył słodycze na blacie.
Odwzajemnił uśmiech, wyciągając z
tylnej kieszeni spodni pieniądze, zaś kobieta skasowała produkty.
- Nie wiem, czy jutro będę miał
czas.
- Naciesz się tą czekoladą, bo
sklepu może jutro nie być. – odparła smutno, biorąc od niego pieniądze, gotowa
wydać resztę. – Podnieśli czynsz, mamy małe zyski, a z własnej kieszeni nie
możemy z mężem ciągle wyciągać.
- Przykro mi – mruknął cicho pod
nosem, chowając dwie czekolady do przedniej kieszeni torby, zaś trzecią
otworzył, spoglądając na trzęsące się dłonie staruszki. – Pani zatrzyma te
pieniądze. Nie są mi potrzebne.
Jej nikły uśmiech jeszcze
bardziej ścisnął jego serce, aczkolwiek nie mógł nic poradzić, ponieważ był
niczym niewyróżniającym się szarym człowiekiem.
- Załóż tę kurtkę na siebie, bo
na zewnątrz okropnie wieje, a i deszcz może padać. Jesień to kapryśna kobieta.
Cicho podziękował i opuścił
sklep, dopiero na zewnątrz wzdychając. Czasy niestety się zmieniły i rosnący
odsetek starszych ludzi musi sobie radzić sam, gdyż ich dzieci ani myślą
opiekować się nimi, gdy pod nosem mają okazję uczenia się za granicą. Sam, mimo
że wyprowadził się na swoje, nadal pomagał rodzicom, a siostra go przy tym
jeszcze wspierała, więc nie było aż tak trudno, gdyby był jedynakiem.
Przystanąwszy, wsunął na pół
otwartą czekoladę do ust i narzucił na siebie kurtkę, przy okazji spoglądając
na wyświetlacz telefonu. Zostało mu niecałe dwadzieścia minut do ważnej rozmowy
o pracę, a sam dojazd będzie go kosztował piętnaście.
- Cholera – wyseplenił, czym
prędzej wkładając torbę na ramię, następnie truchtem ruszył do podziemi.
Kierując się marszobiegiem do
metra, zaczął w torbie poszukiwać wczoraj zakupionego biletu. Nie patrząc
ciągle przed siebie, nie zdziwił się, gdy ktoś na niego wpadł. Fartem udało mu
się złapać czekoladę, a po obróceniu się, ujrzał fruwające wokół kartki. Ruszony
sumieniem doskoczył do kucającego chłopaka, prędko zbierając rozrzucone
papiery. Jego uwagę przykuła biała czekolada, którą trzymał w dłoni.
- Przepraszam – powiedzieli
równocześnie, po czym zaśmiali się.
Gdy spojrzeli po sobie, nagły
krzyk oraz panika tłumu zdezorientowały ich. Po dosłownej sekundzie rozległy
się strzały, niosące echo po wszystkich korytarzach. Młoda kobieta padła u ich
stóp, zaś z jej ust wypływała ciemna krew. Spłoszeni ludzie zaczęli omijać ją
szerokimi łukami, dzięki czemu czarnowłosy mógł wstać i pociągnąć za sobą
chłopaka, ponownie upuszczając dopiero co zebrane papiery, które częściowo
nakryły martwą kobietę.
Przebijając się prostopadle przez
falę spanikowanych istot, dotarł do windy. Drzwi niemalże od razu się
otworzyły. Po ich zamknięciu usłyszeli jeszcze trzy huki wystrzałów, po czym
obaj osunęli się po przeciwległych ścianach, starając się uspokoić oddech oraz
nerwy.
Widocznie młodszy chłopak dostał
takiego zastrzyku adrenaliny, że nie potrafił przestać pocierać dłońmi, jakoby
je mył pod bieżącą wodą. Krzyki oraz tupot zaczęły przycichać.
Chcąc jakoś oderwać jego myśli od
właśnie przeżytej masakry, wyciągnął do niego rękę.
- Kim Hansol.
Chłopak spojrzał na wysuniętą
dłoń, jakby miała go zaraz co najmniej udusić, a następnie spojrzał w ciemne
oczy mężczyzny. Nie mieściło mu się w głowie to, jak ten był w stanie
zachowywać się normalnie po czymś takim. Przecież niemożliwym, by był do tego
przyzwyczajony.
- Kim Byungjoo – niepewnie ujął
jego dłoń.
W końcu on go w jakiś sposób
uratował. Po ujrzeniu tamtej kobiety, nie był w stanie się ruszyć.
- Chcesz czekolady? Swoją
niestety zgubiłeś – Hansol przysunął się bliżej, w dłoni machając ledwo zaczętą
tabliczką.
- Dziękuję, ale jadam tylko
białą.
_________________________
Z ciężkim westchnięciem Hansol
opuścił jeden z przydrożnych sklepików, trzymając w ręku mleczną czekoladę.
Ekspedientka zapewniła go, że w smaku będzie podobna do tamtej, którą kiedyś
kupował. Nie zastanawiając się dłużej otworzył ją ugryzł niewielką cząstkę,
pozwalając się jej rozpuścić w ustach.
To nie był ten smak.
Resztę wyrzucił do kosza, uznając
dzisiejsze poszukiwania za nieudane.
Spojrzał na zachmurzone niebo i
zarzucił na głowę kaptur czując, że zaczyna się robić zimniej. Niegdyś starsza
kobieta mu powiedziała, że jesień to dziwaczna kobieta. Nie myliła się. Już po
kilku minutach zaczęło kropić.
Niespiesznym krokiem pokonywał
jedną z mniej zatłoczonych uliczek, gdzie znajdowała się spora ilość knajpek z
jedzeniem oraz alkoholem.
Nagle obrócił się wokół własnej
osi, gdyż wydawało mu się, że usłyszał swoje imię. Nie była to pomyłka.
Mimowolnie przystanął.
- Jak było w Ameryce? – zapytał,
zdziwiony tym, że wypowiedział to przymilnie.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiał
– złota grzywka opadała na czoło lekko zdyszanego Byungjoo.
- Więc odejdź.
Młodszy złapał Hansola za rękę,
gdy ten już zamierzał odejść. Przełknął ślinę wiedząc, że jego obecny chłopak
go obserwuje, ale musiał wyjaśnić przeszłość. Deszcz zacinał coraz bardziej.
- To, co mi robiłeś, doprowadzało
mnie do szaleństwa – zaczął cicho, wbijając w niego wzrok. Był gotów wygarnąć
mu wszystko. – Chciałem zwrócić na siebie twoją uwagę. Walczyłem o to, aż w
końcu zrozumiałem, że seks z tobą, to już nic wielkiego. Robiliśmy to, bo
chcieliśmy, ale nie z miłości, tylko potrzeby. Czułem się niechciany i…
- Powiedz, że mnie pragniesz –
przerwał mu. – Każdego dnia i w każdy sposób. Po prostu powiedz, że mnie
potrzebujesz. Wiem, że tego chcesz, tylko lubisz skrywać prawdę. Po dwóch
latach rozstania te słowa w koncu znajdują się na końcu twojego języka. Kocham
cię, ale kiedyś tobą też pogardzałem.
- To prawda – przyznał,
zaczynając podnosić głos. – Za każdym razem, gdy robiłem coś nie po twojej
myśli, obrywałem, lecz nadal wierzyłem, że mnie kochasz…
- Gdybyś mnie kochał, to byś nie
poszedł w pizdu – warknął Hansol, gdy niespodziewanie nastąpiło urwanie chmury.
– Nie wiesz co to jest prawdziwa miłość.
- Nigdy mi jej nie dałeś! –
skontrował młodszy, zaczesując swoje mokre już włosy do tyłu. – Obaj
popełniliśmy błąd, wiążąc się z sobą, obaj staliśmy się głupcami, lecz ty, dla
mnie, już nic nie znaczysz. Za późno dostrzegłem, jakim jesteś człowiekiem.
Wątpię, czy masz prawo się nim nazywać.
- Skoro nie jestem człowiekiem,
to zastanów się, czy przeżyłbyś te dwa lata ze swoim obecnym ukochanym?
Byungjoo momentalnie skamieniał,
po czym pociągnął nosem, zaś łzy wymieszały się z deszczem. Przez te krzyki
mogliby stanowić ciekawe widowisko dla gości pobliskich barów, lecz jedynym
zauważalnym był mężczyzna w czarnym kapeluszu, stojący pod parasolką nieco
dalej.
- Za każdym razem musisz postawić
na swoim, lecz tym razem nie odbierzesz mi honoru.
Z uniesioną głową Byungjoo
odwrócił się, wracając do wysokiego mężczyzny czekającego na niego przy
skrzyżowaniu.
- Nie dzwoń do mnie już nigdy
więcej – rzucił jeszcze przez ramię, po czym truchtem odbiegł.
Hansol zdążył wzrokiem wyłapać
białe opakowanie wystające z tylnej kieszeni jego spodni, po czym odwrócił się
i zmierzył w stronę swojego mieszkania.
Po przekroczeniu progu trzasnął
drzwiami i ściągnął z siebie przemoczone ciuchy, wrzucając je po drodze do
łazienki. Mieszkanie było niewielkie. Gdy tylko wchodziło się do środka po
lewej stronie znajdowała się łazienka, a potem kuchnia, nie oddzielona już
żadnymi drzwiami. Z prawej strony ścianka działowa była wydłużona, imitując
salon, lecz za nią znajdowała się kanapa, która zastępowała łóżko.
Podkręciwszy ogrzewanie,
przysiadł na zamszowej kanapie i włączył telewizor, by cokolwiek niszczyło
wszechpanującą ciszę. Zerknął na papierek amerykańskiej, mlecznej czekolady,
której nadal nigdzie nie mógł znaleźć, po czym włączył telefon i wszedł w
kontakty, zatrzymując przewijanie na Byungjoo.
- Jeśli usunę jego numer, to on
zrobi to samo?
Nie wymażesz go ze swojej pamięci.
- Chciałbym go nigdy nie poznać.
Czy aby na pewno to ci pomoże?
Przytrzymał palec na imieniu
niegdyś ukochanego i wybrał opcję Usuń. Wychodząc do głównego menu kalendarz
uświadomił go, że już jutro jest dwudziesty czwarty października, trzecia
rocznica ich znajomości.
Położył się na poduszkach i
ponownie zerknął na stary papierek, który wzbudzał w nim tyle niechcianych
wspomnień. Wyraźnie już skołowany wyobraził sobie, że ów papierek zaczyna się
świecić białym światłem, jakoby sprowadzając coś nowego na ten świat.
W samym centrum stolicy Korei
Południowej ludzie spieszyli się do swoich obowiązków, nie zważając na innych
użytkowników asfaltu oraz chodnika. Oczywiście istniały też wyjątki. Jednym z
nich był Hansol, ubrany w jasne,
dżinsowe spodnie oraz białą bokserkę, zaś w ręku trzymał skórzaną kurtkę.
Bez problemu pokonał zatłoczone
przejście dla pieszych i wkroczył do niewielkiego sklepiku, w którym dominował
szeroki wybór krajowych słodyczy, a także sprowadzanych z zagranicy. Bywał
tutaj co dzień rano, więc dziś nie mogło być inaczej. Zdjąwszy z uszu
słuchawki, od razu skierował swoje kroki w stronę ostatniej półki, z której
wziął ulubioną, mleczną czekoladę i z cichym pogwizdywaniem zmierzył do kasy.
- Dzisiaj tylko jedna? - zapytała
wesoło staruszka zza kasy, gdy położył słodycz na blacie.
Odwzajemnił uśmiech, wyciągając z
tylnej kieszeni spodni równo odliczone pieniądze, zaś kobieta skasowała
produkt.
- Przyjdę jeszcze dziś wieczór.
- Jesteś uzależniony –
zażartowała kobieta, biorąc od niego pieniądze i wkładając je do kasy. –
Przepraszam za zawyżone ceny, ale podwyższyli czynsz i muszę sobie jakoś dać
radę. Z mężem już nie mamy czego wyciągać z kieszeni, chyba, że kiedyś będzie
można płacić okruchami chleba.
Mężczyzna roześmiał się.
- Nie szkodzi. Póki mam
pieniądze, za tę cudowną czekoladę jestem w stanie zapłacić każdą cenę.
Pożegnał się z miłą staruszką i wyszedł
ze sklepu, otwierając swój ukochany przysmak. Zerknął przy okazji na
wyświetlacz telefonu.
Dwudziesty czwarty października,
zostało mu jeszcze niecałe dwadzieścia minut do spotkania o pracę, lecz firma
znajdowała się po drugiej stronie ulicy, więc nie musiał się spieszyć. Wiatr
zaczął złośliwie dąć, więc założył na siebie czarną kurtkę i niespiesznym
krokiem podszedł do przejścia, czekając z tłumem.
Gdy zapaliło się zielone światło,
fala ruszyła równocześnie z tą po drugiej stronie ulicy.
- Przepraszam…
Hansol przystanął, widząc przed
oczami bladą twarz chłopaka, którego nie znał. Ludzie kierujący się w dwa różne
kierunki wymieszali się ze sobą, przez co mężczyzna był popychany we wszystkie
strony.
- Kim Byungjoo…
Pozostała niecała minuta.
Jak na rozkaz serce
przyspieszyło, zaś adrenalina napłynęła do krwi. Odwrócił się i zaczął
przeciskać się pod prąd, wzbudzając do siebie niechęć, ale nie to było teraz
ważne. Musiał uratować nieznaną mu osobę.
Trzydzieści sekund.
Dobiegł do najbliższego zejścia
do podziemi, lecz wtem rozległy się strzały, niesione przez echo brzmiało co
najmniej jak armaty, zaś ludzie zablokowali całe schody, starając się czym
prędzej wydostać na zewnątrz.
Dwadzieścia sekund.
Następne zejście znajdowało się
równoległe po drugiej stronie ulicy. Bez namysłu przeskoczył przez barierki,
unikając dwóch samochodów, które go strąbiły, lecz trzeci nie wyhamował i
uderzył wprost w lewe biodro. Przeturlał się parę metrów.
Piętnaście sekund.
Naładowany nowymi siłami, a za
sprawą adrenaliny nie czuł jeszcze bólu, podniósł się ku zdziwieniu innych i
przeskoczył kolejne barierki.
Dziesięć sekund.
Zostało mu jeszcze parę metrów do
zejścia. Nie wiedział dlaczego, ale musiał zdążyć.
Siedem sekund.
Dobiegłszy do zejścia wydostała
się z niego kolejna, lecz tym razem mniejsza, fala wystraszonych ludzi.
- Byungjoo! – zawołał, starając
się przekrzyczeć piski, krzyki oraz klaksony samochodów.
Cztery sekundy.
Była możliwość, że chłopak
wybiegł innym przejściem, ale w głębi czuł, że nadal tam jest i biegnie w tę
stronę.
Dwie sekundy.
Postawił nogę na pierwszym
schodkiu, gdy dwadzieścia metrów niżej zza rogu wybiegł poszukiwany przez niego
chłopak.
- Byungjoo! – zawołał ponownie,
by się upewnić, a gdy ten podniósł głowę, był do końca pewien, że to jego
uratuje.
Czarna postać na samym dole
wyłoniła się niespodziewanie, oddając trzy ostatnie strzały wprost w
uciekającego Byungjoo.
Hansol padł na ziemię, chowając
głowę pod dłońmi. Odczekał krótką chwilę. Obrócił twarz w stronę zejścia. Z tej
perspektywy widział tylko ciemne włosy chłopaka.
- Chcesz czekolady? Swoją niestety zgubiłeś…
Zaczął zsuwać się po schodach,
starając się nie narobić hałasu. Nie chciał ryzykować. Gdy znalazł się w
połowie, zaczął odczuwać ból w lewym biodrze oraz kolanach i łokciach. Odsuwając
zmęczenie na bok, w końcu znalazł się przy nieznajomym. Drżącą dłonią odgarnął
ciemną grzywkę i zatrzymał oddech, spoglądając w matowe oczy chłopaka. Z trudem
przekręcił głowę w kierunku reszty ciała. Krew spływała po schodkach, tworząc
powolny i straszny wodospad.
Hansol załkał. Chciał wiedzieć,
dlaczego tak bardzo chciał go uratować. Dlaczego tak bardzo chciał uratować
życie nieznajomego ryzykując swoje własne?
Nieświadomie ujął jego jeszcze
ciepłą dłoń, odnajdując w niej coś zaczętego, czego już nigdy nie będzie dane
mu skończyć.
- Dziękuję, ale jadam tylko białą.